Wszyscy zapełniają teraz czystą kartkę - rozmowa z Piotrem Rzepką, trenerem Odry Opole

 / Znicz
/ Znicz

Piotr Rzepka rozgościł się już na ławce trenerskiej Odry Opole, póki co z dobrym efektem. Jego podopieczni wygrali wszystkie tegoroczne mecze sparingowe. - Sytuacja w klubie jest jaka jest. Chłopakom trudno się z tym żyje, ale jak widać na załączonym obrazku poważnie podchodzą do swoich obowiązków - mówi w wywiadzie udzielonym portalowi SportoweFakty.pl szkoleniowiec niebiesko-czerwonych.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Dębowicz: Za zespołem pierwsze sparingi, więc chyba można już powoli wyciągać wnioski?

Piotr Rzepka: Na pewno jest w zespole potencjał. To nie jest przypadek, że gramy z Polonią Bytom i wygrywamy. Powtarzam jednak, że dla mnie nie są najważniejsze wyniki sparingów, ale to co drużyna w nich pokazuje. Pamiętać trzeba też, że sytuacja w klubie jest jaka jest. Chłopakom trudno się z tym żyje, ale jak widać na załączonym obrazku poważnie podchodzą do swoich obowiązków. Jakoś potrafią jeszcze o tym zapomnieć, ale wiadomo, że takie rzeczy nie mogą trwać wiecznie. Przyjdzie kiedyś moment przeciążenia i sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej. My chcemy robić wszystko jak najlepiej i czekamy, żeby to wszystko ułożyło się po myśli chłopaków, bo oni od kilku miesięcy są w trudnej sytuacji. Będziemy nadal ciężko pracować i mam nadzieję, że wytrzymamy.

Pana zawodnicy grają ambitnie i nie odstawiają nogi. Nie boi się pan o urazy?

- Piłka nożna jest grą kontaktową i zawsze jest ryzyko kontuzji. Gdybyśmy się bali o tego typu rzeczy, to może w ogóle nie trzeba grać w piłkę. Wiadomo, że trzeba być skoncentrowanym na boisku. Jeżeli skupiamy się na tym, co robimy, to ryzyko jest mniejsze, bo jesteśmy przygotowani na jakieś niespodziewane sytuacje. Nie mogę rozważać w kategoriach, że coś się stanie. Mamy jako zespół poważnie podchodzić do obowiązków i mamy dobrze grać w piłkę.

Turniej oglądał pan z trybun, a drużynę prowadził Grzegorz Bryłka. To dla lepszej obserwacji?

- Tak, bo wiadomo, że z ławki miałbym skrócony obraz i widziałbym wszystko z wysokości boiska, dlatego drużynę prowadził Grzesiu. To też świadczy o tym, że tworzymy grupę szkoleniową i każdy ma tutaj dużo obowiązków. Wiadomo, że ja będę zajmował się tym ostatnim szlifem, ale w innych sprawach mam dużo pomocy od współpracowników.

Na boisku zabrakło kilku piłkarzy - Monasterskiego, Rogowskiego czy Uchennę. Z czego to wynikało?

- Wszystko zależy od tego, jakie obciążenia mają na treningach, czy ile grali w sparingach. To wszystko jest monitorowane. Tak samo jakieś drobne urazy. Jednak nie graliśmy rezerwowym składem, bo do wszystkiego, co będziemy robić, będziemy podchodzić poważnie, ale żeby nie ucierpiała na tym piłka nożna, bo trochę radości musi w tym być.

W bramce zabrakło natomiast Mateusza Sławika, a w polu testowanego Kalinowskiego. Grał za to Jarosław Kościelny. To o czymś świadczy?

- Nie, oni też dużo trenowali, a są po dłuższych przerwach w graniu. Trzeba więc to wszystko robić i dawkować delikatnie, żeby nie przedobrzyć. Celowo dostali wolne, żeby od poniedziałku znowu włączyć się w ten reżim, bo będziemy jeszcze zwiększać obciążenia. Już są wysokie, ale przez moment będą większe. To wszystko jest robione zgodnie z planem.

Ale plany musiał pan trochę zweryfikować, bo nie pojechaliście na zapowiadany obóz w górach.

- Będziemy musieli to nadrabiać na miejscu. Obóz był zaplanowany od przyszłego tygodnia, ale doszedłem do wniosku, że wolę, żeby najpierw były uregulowane zobowiązania wobec zawodników, a ja jestem w stanie na tyle zmienić plany, żeby piłkarsko nie ucierpieli. Na pewno większą korzyścią dla nich byłoby, gdyby zaczęli otrzymywać jakieś pieniądze.

Ostatnio z gry w Odrze zrezygnowali Józefowicz i Samba. Nie boi się pan, że kolejni w końcu też odejdą przez zaległości?

- To nie jest tak, że każdy piłkarz, który ma ważny kontrakt, może odejść. Była zgoda na odejście kilku zawodników, a widząc, w jakim stanie jest Samba, lepiej było, żeby odszedł.

Ale PZPN w ciągu kilku dni rozwiązuje kontrakt zawodnika, jeżeli zaległości sięgają kilku miesięcy i tu jest największe zagrożenie.

- To już jest problem działaczy i tych zawodników. Ja chcę wykonywać swoją pracę. Piłkarze też już wiele wycierpieli. Istnieje jednak zawsze prawdopodobieństwo, że po nocy przychodzi dzień i żeby nie było tak, że w klubie się polepszy, a ktoś, kto odszedł, będzie żałował. Wiele już wycierpieli i w końcu coś musi być lepiej. Przecież tak nie może być wiecznie.

Gdy rozmawialiśmy poprzednio, obiecywał pan wychowanków w składzie i oni się pojawili. To taka konsekwencja, czy potrzeba chwili, bo nie ma aż tylu seniorów do gry?

- Na pewno jeszcze w Opolu ludzie przekonają się, że jeżeli ja coś mówię, to jest to ważniejsze niż napisane na papierze. To są dla mnie bardziej sprawy kodeksu honorowego. Tak jak zapowiedziałem, nawet gdybyśmy mogli sprowadzać piłkarzy, sprawdzę wszystkich, którzy tu są. A jeżeli oni są miejscowi, to zawsze będą mieli u mnie szczególne względy. Jeżeli ktoś z zewnątrz do nas dołączy, to pod warunkiem, że będzie dużo lepszy, bo takich samych nie będziemy ściągać. To ma być klub opolski, środowiskowy. Dopóki będzie to możliwe, będziemy grać wychowankami, bo taki jest cel szkolenia młodzieży i sportu profesjonalnego.

Zapowiadał pan, że po turnieju będzie pora na pierwsze decyzje personalne. Coś można już powiedzieć w tym temacie?

- Nie do końca, bo ciągle jeszcze ktoś mi wypadał, ktoś był chory i tak dalej. Ciągle mam trzech, czterech zawodników do obejrzenia. Ci, którzy tutaj występowali, na razie dobrze wyglądają i mają okres próby. Nie jestem zwolennikiem rozwiązania, że ktoś mi się raz pokaże i to wystarczy. To musi powtarzać się w jakimś cyklu. Nie można po jednym meczu robić transferu, tak samo jak po kilku minutach mówić, czy ktoś się nadaje czy nie. Wszyscy zapełniają teraz swoją kartkę, która jest pusta i na razie dobrze to wygląda. Tylko od nich zależy, czy będę zaczynał szukać. Z drugiej strony nie robię jakichś karkołomnych kroków transferowych, bo to by się wiązało z dużymi obciążeniami finansowymi dla klubu. Nie chcę piłkarzy takich samych jak ci, których mam, a wiadomo, że lepszy zazwyczaj oznacza też droższy.

A propos braków, można wspomnieć o Filipe, który z spóźnił się z powrotem. Został jakoś ukarany?

- Nie, bo okazało się, że miał takie uzgodnienia z Andrzejem Prawdą, a jeżeli trener coś powiedział, to jest to święte. Ja jestem stroną w tym temacie, szanuję to, co powiedział Andrzej i nie mogłem reagować. Poza tym widać, że Filipe dobrze wygląda i w czasie urlopu niczego nie zaniedbał.

Ostatnio został pan przedstawiony władzom miasta w czasie spotkania z przedstawicielami klubu. Jakie ma pan wrażenia po tych rozmowach?

- Było bardzo sympatycznie. Wiadomo, że na pierwszym spotkaniu nigdy nie ustala się jakichś wiążących szczegółów. Bardziej chodziło o to, żebyśmy się poznali, żeby prezydent usłyszał, jakie mam wizje. Widać, że miasto chciałoby pomóc.

Źródło artykułu: