Sergiusz Ryczel: Nie zepsujemy Europie tych mistrzostw! (felieton)

Tewje Mleczarz (to ten, który chciał być bogaty) nie bał się marzyć. To był odważny chłop, ale miał pecha. Bohaterowi "Skrzypka na Dachu" i jego rodzinie okoliczności, delikatnie mówiąc, nie sprzyjały.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Nawałka jest w lepszej sytuacji. Też potrafi marzyć, a do tego ma w ręku wszystkie atuty by marzenia spełniać.

Absurdalne, na pozór, porównanie żydowskiego mleczarza i selekcjonera piłkarskiej reprezentacji polski przyszło mi do głowy za sprawą ostatnich dwóch wersów wyśpiewanych przez tego pierwszego w jednej z najbardziej rozpoznawanych piosenek w historii musicalu - "Gdybym był bogaty". Tewje pyta wtedy Boga, czy jego ewentualny i wątpliwy finansowy sukces zepsuje jakiś ważny, odwieczny plan. Pyta retorycznie. A zatem i my, już mniej retorycznie, spytajmy, czy nasz sukces na Euro we Francji mocno kogoś zmartwi.

Mamy w grupie Niemców, ale dobra informacja jest taka, że do 1/8 awansują dwie a nawet trzy drużyny z czterozespołowej grupy. Zatem sprawę mistrzów świata mamy w naszych rozważaniach odfajkowaną. A przecież i tak wiemy, że to nie nadludzie tylko kumple "Lewego", "Piszcza" czy Kuby, że piszą do siebie sms-y, tweetują, facebookują a nawet najzwyczajniej w świecie gadają, choć wydaje się to mniej popularne. Z punktu widzenia psychologicznego tak dobrze nie było, gdy potykaliśmy się z Koreą, Portugalią, Ekwadorem, Niemcami i jeszcze raz Niemcami, Chorwacją czy Czechami - ze wszystkimi tymi zespołami przegraliśmy w czterech ostatnich turniejach w XXI wieku i odpadaliśmy z rywalizacji. Ale Niemcy to Niemcy, awansować muszą, bo Europie będzie jakoś niewygodnie, mimo że niektórzy by się ucieszyli.

Na Ukrainie wojna. Owszem, dwa zespoły w Lidze Mistrzów, jeden nawet awansował a Konoplianka staje się w Hiszpanii niemal tak popularny jak nasz "Krycha". Ukraińcy grają jednak głównie "u siebie", a z tego grania każdorazowo chcieliby wyciągnąć finansowego "maksa". Wiem, brzydko tak bratu powiedzieć, ale coś czuję, że w obliczu kasy, jaka może się przez ukraińską federację i sponsorów przelać, piłkarze zagrają głównie dla siebie a nie dla drużyny czy kraju. Konta będą się zgadzać, awansu nie będzie. Nikt w Europie nie zapłacze.

Irlandczycy z północy już dokonali rzeczy wielkiej. Przyjadą do Francji jako maskotka, dowód na to, że futbol się wyrównał, nie ma słabeuszy itp. W sztabie mówią, że już ich mamy rozpracowanych a wydaje się, że jedyne, czym mogliby swoje szanse zwiększyć, to waleczność. Tyle że już bardziej walczyć, gryźć, kopać, przerywać, biegać, skakać, latać, pływać się nie da. Fajnie, że Irlandczycy będą na Euro. "Dodali kolorytu" napiszą jedne media, "Magiczne powitanie w Belfaście" dodadzą inne.

Polacy na Euro nie będą drużyną anonimową. Lewandowskiego, chcąc nie chcąc uwielbiają w Monachium a co najmniej doceniają w całych Niemczech i na świecie. Przecież niejako z urzędu będzie jedną z największych gwiazd tego turnieju. Zresztą jest całkiem prawdopodobne, że będzie strzelać gole a Czarek Kucharski w tym samym czasie dopinać szczegóły transferu do Madrytu. Wtedy byłby bliżej Krychowiaka, którego kochają w Andaluzji i poważają w Hiszpanii. Milika wciąż uważają w Holandii za talent, który niebawem eksploduje ku chwale Ajaxu i jego księgowych. A Glik - kapitan Torino - jest bogiem a we Włoszech symbolem piłkarza, którego trzeba szanować i stawiać za wzór. Naszych bramkarzy w Anglii szanują, wyróżniają albo przynajmniej dużo o nich mówią. Piszczek wciąż ma markę a na Kupustkę czy Linettego zbierają kolejne setki tysięcy euro.

Taka ekipa powinna grać jak najdłużej, więc jeśli w 1/8 trafimy na Rumunów czy Szwajcarów a może nawet Albańczyków moc (czytaj sympatia kibiców i nie tylko) również powinna być z nami.

Tewje mleczarz był w zasadzie pogodzony z losem a jedynym, który mógł ten los odmienić, był jego Bóg. My, współcześni, chcąc nie chcąc, również żyjący w świecie pełnym korupcji, machinacji, zależności i teorii spiskowych też zastanawiamy, się czy nasz sukces jest wszystkim na rękę i od odpowiedzi na to pytanie uzależniamy szansę powodzenia naszych planów. Nie zawsze jest to wskazane i zdrowe, ale czasami dobrze wiedzieć, że mamy zielone światło. Docierając do ćwierćfinału EURO 2016 planu i zabawy Europie nie zepsujemy.

Sergiusz Ryczel, NC+ 

Źródło artykułu: