W połowie listopada świat obiegła informacja o porwaniu matki Samsona Siasii. Kibice, zwłaszcza ci starsi, pewnie pamiętają występy reprezentanta Nigerii na mundialu w USA, w 1994 roku. Siasia strzelił gola w spotkaniu z Argentyną. "Super Orły" były jedną z rewelacji imprezy, przegrały po zaciętym boju z późniejszymi wicemistrzami świata - Włochami (w 1/8 finału).
Siasia, który miał na koncie złoty medal Pucharu Narodów Afryki w 1994 r., w reprezentacji swojego kraju zagrał 51 razy. Później został trenerem. Prowadził m.in. pierwszy zespół "Super Orłów", a obecnie jest selekcjonerem kadry U-23. W listopadzie przebywał z ekipą w Gambii, gdy spadła na niego straszna wiadomość.
Żądali 150 milionów
72-letnia Ogere Siasia, matka byłego reprezentanta Nigerii, została porwana w miejscowości Odoni, w stanie Bayelsa. W brawurowym stylu, niczym w filmach. Trzech uzbrojonych napastników sterroryzowało kobietę, kazali jej wsiąść na motocykl jednego z nich, po czym odjechali.
- Błagam, by uwolnili moją matkę i nie robili jej krzywdy. Powiedziano mi, że zanim ją porwali, strzelali kilka razy w powietrze - powiedział Siasia. - Martwię się o jej bezpieczeństwo. Nie mamy żadnych wiadomości od porywaczy, nie znamy ich motywu - dodał.
Motyw był oczywisty - chodziło o pieniądze. Wkrótce bowiem porywacze zgłosili się do rodziny z żądaniem wpłaty okupu. Ujawnił to młodszy brat Samsona Siasii - Moses Siloko Siasia, który jest politykiem (gdy porwano jego matkę, był zaangażowany w kampanię w lokalnych wyborach, kandydował na stanowisko gubernatora). - Komunikujemy się z nimi. Powinno się to skończyć dobrze, zajmujemy się tym - mówił tajemniczo.
W nigeryjskich mediach zaczęły się pojawiać kwoty, jakich domagali się porywcze. Najpierw zażądali 150 mln naira (ok. 750 tys. dolarów). Później stopniowo schodzili z ceny - 50 mln naira, wreszcie 30 mln w lokalnej walucie. Nie podano, czy rodzina zapłaciła okup. Można przypuszczać, że tak właśnie było. 72-letnia kobieta została uwolniona po 12 dniach dramatu.
- To były szalone dwa tygodnie. Chciałbym podziękować nigeryjskiej federacji (NFF - przyp. red.) i każdemu, kto był zaangażowany w to, by moja mama bezpiecznie wróciła do domu. Już z nią rozmawiałem. Cieszy się, że jest w domu. Teraz wreszcie mogę się całkowicie skupić na pracy - podsumował Samson Siasia.
Doskonale wiedzą, kogo porwać
Ta historia jest tylko jedną z wielu, jakie w ostatnich latach wydarzyły się w Nigerii. Korespondent BBC w tym kraju, Chris Ewokor, przyznaje, że porwania dla okupu są tam powszechne. A członkowie rodzin znanych piłkarzy stają się głównym celem. Przykładów nie trzeba daleko szukać.
W 2007 roku porwany został reprezentant kraju Onyekachi Apam, wówczas grający we francuskim Nice. Uzbrojeni mężczyźni zabrali jego samochód, nim go wypuścili. W następnym roku głośno było o uprowadzeniu Noruma Yobo, starszego brata Josepha Yobo, byłego reprezentanta Nigerii i piłkarza m.in. Evertonu.
Mężczyzna został porwany - wraz z dwoma kolegami - gdy wracał z klubu nocnego w Port Harcourt. Trzech uzbrojonych bandytów celowało do nich z broni. Kolegów Noruma szybko wypuścili. Chodziło im wyłącznie o brata słynnego piłkarza. Po 12 dniach został uwolniony. Czy rodzina zapłaciła pieniądze? Tego oficjalnie nikt nie potwierdził, ale w Nigerii swoje wiedzą.
2011 rok, Jos, środkowa Nigeria. Michael Obi, właściciel firmy transportowej, wracał z pracy. Nagle pojawiło się pięciu mężczyzn. Byli ubrani w wojskowe uniformy. Wepchnęli ofiarę do samochodu. Wywieźli go do głębokiego buszu (ok. 300 km od Jos). To nie był przypadek. Michael Obi to ojciec gwiazdy londyńskiej Chelsea - Johna Obi Mikela. Porywacze doskonale wiedzieli, że to jeden z najlepiej zarabiających afrykańskich zawodników w Europie (z pensją w wysokości ok. 3,5 mln funtów rocznie).
Dramat trwał 10 dni. Również w tym przypadku oficjalnie nic nie mówi się o wysokości okupu. Michael Obi przyznał za to, że był źle traktowany przez swoich oprawców. - Zacząłem ich błagać, ale oni bili mnie bez litości, kopali - wspomina. Policja natrafiła na trop porywaczy. Aresztowano pięciu mężczyzn i kobietę. Okazało się, że jeden z bandytów to były oficer policji.
Uprowadzony spod kościoła
Porwanie Michaela Obi było wyjątkiem od reguły. Uprowadzono go w środkowej części Nigerii, tymczasem najwięcej przestępstw tego typu popełnianych jest na południu kraju - w Delcie Nigru. To miejsce wydobycia największych ilości ropy naftowej w Afryce. Tam właśnie działa najwięcej gangów specjalizujących się w porwaniach dla okupu.
W 2012 roku w Warri, na południu Nigerii, uprowadzony został Christian Obodo, mający za sobą występy w lidze włoskiej i reprezentacji "Super Orłów". Jechał do kościoła. Czterej porywacze mieli o tyle ułatwione zadanie, że zawodnik poruszał się samochodem z tablicami rejestracyjnymi "Obodo5". - Zostałem porwany, gdy parkowałem samochodów. Zawiązali mi oczy. Gdy trzy godziny później ściągnęli mi opaskę, znajdowałem się w lesie. Było ciemno. Kazali mi załatwić okup od rodziny - wspomina piłkarz.
Bandyci zażądali ok. 200 tys. dolarów. Informacja o porwaniu szybko przedostała się do mediów. Policja przystąpiła do działania i już następnego dnia aresztowała porywaczy. W tym przypadku rodzina nie zdążyła nawet zorganizować pieniędzy.
Ta historia skończyła się tragicznie
Wszystkie wspomniane historie miały "happy end". Niestety, inny z byłych piłkarzy miał mniej szczęścia. W 2013 r. porwany został James Iloenyosi, ojciec Chikelue Iloenyosiego, byłego obrońcy reprezentacji Nigerii (grał w kilku klubach europejskich - m.in. w Fenerbahce Stambuł, TeBe Berlin, Caykur Rizespor). - Szykowaliśmy się do 80. urodzin mojego ojca. Nie wiedzieliśmy, że zamiast urodzin będzie pogrzeb. To dla mnie traumatyczne przeżycie - mówił Chikelue Iloenyosi w rozmowie z "Best Naira News".
Ojca byłego piłkarza porwano, gdy wracał z porannej mszy. Trzy dni przed "osiemdziesiątką". - Zadzwonili do nas tego samego dnia. Żądali 50 mln naira. Rodzina przekazała, jaką kwotą dysponuje. Daliśmy im te pieniądze - mówił były sportowiec. Nie podał dokładnej sumy, zdradził jedynie, że była mniejsza od tej, której domagali się porywacze.
Członkowie rodziny pojechali na umówione miejsce, ale ojca tam nie było. Do tego kontakt z porywaczami się urwał. Przez długie tygodnie zrozpaczona rodzina nie wiedziała, co ma robić. Szukała ojca na własną rękę. W końcu Chikelue Iloenyosi i jego bliscy usłyszeli tragiczną wiadomość. Ciało Jamesa Iloenyosiego zostało znalezione w lutym 2014 r., w stanie zaawansowanego rozkładu. Były piłkarz dokonał identyfikacji zwłok na podstawie ubrania i czapki.
Jak podkreślają nigeryjskie media, proceder trwa w najlepsze i nie zanosi się na to, by miało to się zmienić. Porwania członków rodzin piłkarzy lub samych zawodników traktowane są jako okazja na szybki zarobek.
Niektórzy twierdzą, że sami zawodnicy są temu winni. Bo obnoszą się ze swoim bogactwem. - Gdy mieszkasz w willi, jeździsz drogimi autami, zakładasz najlepsze ubrania i afiszujesz się bogactwem w nocnych klubach, to czego oczekujesz w kraju, w którym większość ludzi jest biedna? - pyta retorycznie jeden z byłych zawodników, nie ujawniający swojej tożsamości. Okazuje się, że w porwania są czasem zaangażowani sami piłkarze. Dają oni cynk porywaczom. Zdradzają, gdzie najczęściej przebywa dany zawodnik, czym się porusza, co posiada. W zamian za to mogą liczyć na część działki, czyli okupu, który zapłaci rodzina porwanego.
#dziejesiewsporcie: piękny gol w Ekwadorze