2. Bundesliga. Raj dla Polaków czy perfekcyjne piekło?

East News
East News

W 2. Bundeslidze jest dziewięciu Polków. Ciężar rozgrywek wytrzymuje pięciu. Gwiazdą jest tylko bramkarz Eintrachtu Brunszwik, Rafał Gikiewicz. Występy na zapleczu niemieckiej ekstraklasy do łatwych nie należą...

Polacy transfer do tej ligi często deprecjonują. Fakty pokazują natomiast, że lekceważenie 2. Bundesligi nazywać należy błędem. - To nie jest miejsce na przeczekanie. Trochę tam pograłem, blisko 100 meczów. Przez trzy lata byłem kapitanem, niewiele brakowało, a awansowałbym w Waldhof Mannheim do Bundesligi. Od tamtego czasu - czyli 15-20 lat - sportowo niewiele się zmieniło. Zespoły prezentują nieco szybszy futbol. Trzeba dać z siebie naprawdę wiele, by się w tym miejscu odnaleźć - mówi dyrektor szkoły trenerów PZPN, Dariusz Pasieka, który był zawodnikiem Dynama Drezno oraz SV Waldhof Mannheim.

- To nie jest liga dla drewniaków. Czasami trzeba więcej dać z siebie niż w Bundeslidze. Są tam słabsze piłkarsko zespoły, nie ma też wielkich gwiazd. Trzeba jednak ciężko pracować. Oczywiście to nie miejsce wyłącznie dla tych, którzy chcą tylko walczyć - mówi Sławomir Chałaśkiewicz, który występował choćby w Hansie Rostock.

Zdaniem Pasieki oczekiwania w 2. Bundeslidze są naprawdę duże. Są tam głównie piłkarze, którzy nie poradzili sobie poziom wyżej lub też stanęli w rozwoju i mają coś do udowodnienia. Nie brakuje też młodych talentów czy reprezentantów. Każdy ma świadomość, że o miejsce w składzie trzeba walczyć. - Doświadczenie nie musi grać ważnej roli. Piotr Ćwielong zdobył mistrzostwo Polski trzykrotnie, grał w naszej kadrze narodowej, a nie możemy powiedzieć, że występuje w VfL Bochum. Co najwyżej trenuje. To idealny przykład, jak ciężko się tam odnaleźć - mówi Pasieka.

- 2. Bundesliga to dobre miejsce, by się wypromować. Tempo jest bardzo zbliżone do niemieckiej ekstraklasy. Za to fizyczność większa. Organizacja gry również stoi na dużym poziomie. Idealnie widać to, gdy obserwujemy starcia beniaminków z etatowymi pierwszoligowcami - zauważa Chałaśkiewicz.

Najlepsza na świecie?

Niemcy są z zaplecza Bundesligi dumni. - Nazywają je "najlepszą drugą ligą świata". Oczywiście nie bez przyczyny. W końcu gra tam bardzo wiele renomowanych drużyn. Zainteresowanie meczami jest bardzo duże. Są takie marki jak Fortuna Duessldorf, 1.FC Nuernberg czy 1.FC Kaiserslautern - dodaje Pasieka.

Silne zespoły z bogatą historią mocno napędzają koniunkturę. Aż 10 z 18 drużyn w obecnym sezonie może pochwalić się średnią frekwencją na poziomie większym niż 20 tysięcy. Poniżej 10 tysięcy są tylko SV Sandhausen, gdzie gra Jakub Kosecki oraz FSV Frankfurt.

Również pieniądze z tytułu praw telewizyjnych nie są tam małe. DFL opracował system, na mocy którego telewizja chcąca kupić możliwość transmitowania Bundesligi, nabywa je w pakiecie z zapleczem. 80 procent kwoty trafia do najwyższej klasy rozgrywkowej. Pozostałe 20 dzielone jest między kluby występujące poziom niżej. Progresywny kontrakt sprawia, że w tym sezonie 2.Bundesliga otrzymuje 132 miliony euro. Za rok będzie to o dwa miliony więcej.

Każdy ma struktury

Za pieniędzmi idą też wymogi licencyjne. Każdy klub musi mieć akademię i centrum treningowe. Ważne są też odpowiednie struktury. Bez tego ani rusz. - Jasne, na początku trochę przymyka się oko, by nowi mogli się dostosować. Ale to trwa krótko. Nawet SC Paderborn buduje nowoczesny ośrodek, nad którym prace kończą się w styczniu. Na zapleczu Bundesligi wprowadzono to od sezonu 2007/08. Co ciekawe - w ślad za tymi rozgrywkami poszły kluby będące na niższych szczeblach. Dziś w Niemczech są aż 52 profesjonalne akademie. Rozwijają się od podstaw. A wie pan, ile procent zawodników kończących wiek juniora starszego zostaje później profesjonalnymi piłkarzami? Dokładnie pięć. Te 95 zostaje wychowane poprzez sport. Jeżeli ktoś się nie przebił, powiedzmy, w Werderze Brema, to i tak zostaje kibicem tego klubu. Chodzi na mecze, kupuje pamiątki... - wyjaśnia Pasieka.

- Jakby tego było mało - najczęściej pierwszą rzeczą, jaką robi, gdy jego dziecko wchodzi w wiek szkolny, jest zaprowadzenie chłopca do akademii właśnie tej drużyny. Mówię o tym, by przybliżyć filozofię. Niemcy od najniższych szczebli rozumieją, że akademia to nie tylko zabezpieczenie pierwszej drużyny w piłkarzy, lecz także przyczynienie się do zapełnienia trybun. Poza tym - kluby mniejsze akademiami przyciągają też sponsora. Wiele firm chce się ogrzać przy dobrze zorganizowanym zespole piłkarskim. W ten sposób liga ciągle idzie do przodu - dodaje Pasieka, według którego z budżetem mniejszym niż 10-12 milionów euro w 2. Bundeslidze nawet nie ma czego szukać. Górna połówka tabeli to około 25 milionów - czyli mniej więcej tyle, ile posiada najbogatsza w Polsce Legia Warszawa.

- Zwróciłem uwagę na coś jeszcze - mówi Pasieka. - Z roku na rok różnica poziomów 1. i 2. Bundesligi jest coraz mniejsza. Natomiast u nas proporcje te są odwrotne. Kluby z niższych klas rozgrywkowych nie są w stanie gonić Ekstraklasy - kończy dyrektor szkoły trenerów PZPN.

Mateusz Karoń

Komentarze (0)