Czytaj w "PN": Karol Linetty. Od gwiazdora dylematy

PAP / Andrzej Grygiel
PAP / Andrzej Grygiel

Stoi przed jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Jeśli wybierze dobrze, pójdzie w ślady swojego opiekuna podczas zgrupowań reprezentacji Roberta Lewandowskiego. Zły wybór oznaczać może wypadnięcie z kadry na Euro 2016.

"Piłka Nożna": Zdarza ci się jeszcze dzwonić do mamy po nieudanych meczach, zamawiać u niej kotlety i spontanicznie jechać w rodzinne strony?

 - Kiedyś mi się to zdarzało, ale teraz już tak nie robię. Nie dlatego, że nie lubię. Po prostu nie mam na to czasu - gramy praktycznie non stop, każdego dnia jesteśmy w treningu, nie ma kiedy tego zrobić.

 Jesteś z rodziną w bardzo bliskich relacjach, wiele jej zawdzięczasz.

 - Był czas, że moi rodzice bardzo się poświęcali. Na początku dwa razy w tygodniu wozili mnie na treningi do Poznania, później łożyli na moje utrzymanie - opłacali internat, dawali pieniądze na jedzenie. Przecież musiałem jakoś funkcjonować. Pamiętam momenty, w których się nie przelewało i nie było nam łatwo. Ale dzisiaj mogę im się w jakimś stopniu odwdzięczyć. Bez rodziców nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem.

Nie czekałeś jednak na gotowe, na swój pierwszy sportowy sprzęt zarobiłeś pracą na roli.

 - Od najmłodszych lat bardzo często jeździłem do babci, był nawet taki okres, że bywałem u niej codziennie. Najwięcej pracy było w okresie wakacyjnym. Wyjeżdżało się z samego rana w pole i pomagało przy żniwach do późnego wieczora, czasem nawet do nocy. W południe była tylko krótka przerwa, ciocia albo babcia przywoziła na pole kanapki, czasem obiad.

Byłeś szczęśliwcem w traktorze czy machałeś widłami wokół przyczepy?

 - Było wszystko. Raz jeździło się traktorem, a raz robiło coś innego. Snopków też się w życiu nawiązałem. O tym czasie nie myślę jednak jak o trudnym okresie, to była fajna przygoda.

Piłka była obecna cały czas w twoim życiu?

 - Prawda jest taka, że grało się bez przerwy. Pamiętam, że u mojej babci biegał po podwórku wielki pies. Zawsze się z nim kiwałem. Gdy raz przez przypadek pokopałem go po pysku, on pogryzł mnie po nogach. Trzeba było być szybkim, inaczej miało się poranione nogi.\

Twoja mama w artykule Izy Koprowiak z "Przeglądu Sportowego" mówiła, że gdy byłeś dzieckiem, nic nie przeszkadzało ci w grze. Nawet gdy pękły buty, sprawę załatwiłeś taśmą klejącą.

 - Potwierdzam, pamiętam nawet, kiedy dokładnie to było - podczas turnieju Coca-Coli! To były moje ulubione buty, więc nawet nie pomyślałem, że mógłbym je wyrzucić do śmieci. Pojawiło się pęknięcie z boku prawego buta, więc wziąłem taśmę i zakleiłem. No i co, stało się coś złego? Wybiegłem na boisko i normalnie w nich grałem!

(...)

Paweł Kapusta

Cały wywiad w świątecznym, podwójnym numerze tygodnika "Piłka Nożna"! Od wtorku w kioskach!

Czytaj więcej w "PN"
Jedenastka weekendu 21. kolejki Ekstraklasy wg PN
Złoty But: Nikolić wskoczył przed Lewandowskiego
Co ciekawego w tym tygodniu? Zobacz zestawienie meczów  
 

Komentarze (0)