Piotr Świerczewski: Mam swój honor

Zrezygnowałem ze stanowiska, bo nie chciałem szkodzić wizerunkowi PZPN - mówi nam Piotr Swierczewski. Były reprezentant Polski i asystent trenera reprezentacji do lat 21 wdał się w bójkę podczas turnieju w Dębicy.

- Mam co robić w życiu, mam wielu przyjaciół na których mogę liczyć. A nie chcę psuć wizerunku PZPN - wyjawia powody swojej rezygnacji z pracy w PZPN Piotr Świerczewski. 70-krotny reprezentant Polski był do czwartku asystentem Marcina Dorny w reprezentacji Polski do lat 21.

W zeszłym tygodniu, podczas turnieju charytatywnego w Dębicy, wdał się w bójkę z piłkarzami Poloneza Wiedeń.

"Świr" nie zamierza się jednak tłumaczyć i przepraszać. Wolał złożyć rezygnację.

- Jestem człowiekiem honoru. Zbliża się EURO 2016 i wolałbym, żeby mój temat nie zdominował debaty. Niech w PZPN mają spokój. Zachowali się wobec mnie bardzo w porządku, dali mi pracę, dlatego nie mogłem teraz stawiać ich w kłopotliwej sytuacji - mówi Świerczewski w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty.

Były zawodnik Olympique Marsylia uważa, że rywale grali niezgodnie z zasadami fair play i to było powodem zajścia.

- Zostało może 5 minut do końca meczu, a my musieliśmy strzelić jeszcze trzy bramki do awansu. Oni grali o nic ale ciągle wybijali piłkę po autach. Nikt nie prosił, żeby się podłożyli, ale ich gra na czas była naprawdę irytująca, więc atmosfera była bardzo napięta - mówi.

Na nagraniu opublikowanym przez portal Nowiny24.pl, widać jak wchodzi ostro w dwóch zawodników rywali, a za chwilę dochodzi do pyskówki i do bójki.

- Na podstawie tego nagrania zostałem oskarżony o ostrą grę. A to były incydenty. Zresztą podczas turnieju panowała zasada, że można faulować tylko 5 razy. Każdy kolejny faul był odgwizdany jako rzut karny. I jakoś tych karnych nie było. Dlatego mówienie, że cały czas faulowałem jest nie w porządku i nie ma nic wspólnego z prawdą - zapewnia Świerczewski.

Na nagraniu Świerczewski uderza działacza przeciwników, a potem dochodzi już do przepychanki przerywanej ciosami z obu stron.

- Człowiek, którego uderzyłem jako pierwszego, dostał w sumie przez przypadek. Bo to nie on był celem. Niepotrzebnie wmieszał się w kłótnię. Byłem cały czas prowokowany przez jakiegoś ich działacza, zresztą pijanego, którego na tym filmie początkowo nie widać, bo jest schowany za słupem. Nie jestem człowiekiem, któremu można napluć w twarz czy bezkarnie obrażać. Mam swoje zasady. I to jedna z nich. Nie uważam, żeby nazywanie kogoś "ch..." czy "frajerem" mogło ujść bezkarnie - uważa piłkarz.

- Drużyna rywali to byli polscy budowlańcy z Wiednia, którzy podobno już rok temu szukali zadymy i doszło nawet do bójki. Tymczasem w świat poszedł nieprawdziwy przekaz, że to byli dobrzy i spokojni goście, ale mieli pecha, bo trafili na złego Świerczewskiego. To nie ma nic wspólnego z prawdą. To oni szukali pretekstu. Ale mieli pecha, bo trafili na człowieka, który nie umie udawać, że nic się nie dzieje. Kiedy widzę chamstwo, działam - mówi.

Zobacz także: Gala Mistrzów Sportu (część 2.) - ogłoszeniu wyników plebiscytu "PS" i TVP

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: