Każde okno transferowe ma swojego bohatera. Latem 2013 roku był nim skrzydłowy Tottenhamu Londyn. Każdego dnia hiszpańskie i angielskie gazety pisały tylko o jednym - przejściu Garetha Bale'a do Realu Madryt. 1 września transfer stał się faktem - Walijczyk podpisał kontrakt z Królewskimi, stając się jednym z najdroższych piłkarzy w historii futbolu.
24-latek kosztował około 95 milionów euro i ta kwota długo ciążyła na Walijczyku. Po każdym słabszym występie media i kibice wypominali mu, że kosztował klub podobne pieniądze co Cristiano Ronaldo. Zupełnie jak by on był temu winien.
Druga część sezonu 2013/2014 była jednak jego popisem. Najpierw strzelił zwycięską bramkę w finale Pucharu Króla przeciwko Barcelonie, a potem został jednym z bohaterów drużyny, która zdobyła 10. w historii klubu Puchar Europy. Ostatecznie zakończył rozgrywki z dorobkiem aż 22 bramek, co było wynikiem więcej niż dobrym.
Głosy krytyki ustały, jednak nie na długo. W kolejnym sezonie to Bale był najbardziej krytykowanym graczem Realu. Zespół zakończył go bez mistrzostwa Hiszpanii i sukcesu w Europie. Kibice zarzucali mu brak zaangażowania w defensywie i domagali się jego odejścia, a koledzy z drużyny mieli pretensje o zbyt egoistyczną grę.
- Gareth Bale gra tylko dlatego, że nazywa się Gareth Bale i kosztował 100 milionów euro - mówił wtedy WP SportoweFakty komentator NC+ i ekspert hiszpańskiej piłki Piotr Laboga. Atmosfera wokół zawodnika zrobiła się fatalna i wydawało się, że jego czas w Madrycie dobiegł końca.
Tymczasem zespół przejął Rafael Benitez. Odstawienie reprezentanta Walii od pierwszego składu wydawało się tylko kwestią czasu - Hiszpan był i jest znany z przywiązania do taktyki i kładzenia większego nacisku na grę w defensywie. Jak w tym się miał odnaleźć Bale?
Futbol jest jednak nieprzewidywalny. Choć jesienią Królewscy nie rozpieszczali kibiców swoją grą, to jednym z niewielu piłkarzy Blancos, regularnie chwalonym przez media był właśnie urodzony w Cardiff skrzydłowy. Z kolei w ostatnich tygodniach to on, a nie Cristiano Ronaldo jest największą gwiazdą zespołu.
Najpierw gol z Getafe, potem cztery trafienia w spotkaniu z Rayo Vallecano i bramka przeciwko Valencii. Piłkarzowi nie przeszkodziła nawet zmiana trenera i pojawienie się na ławce Zinedine'a Zidane'a. Jego debiut w roli szkoleniowca Realu Bale okrasił hat-trickiem w starciu z Deportivo. Dorobek jest imponujący - 12 goli i 7 asyst w Primera Division.
Pod wrażeniem jego gry są nie tylko kibice, ale także koledzy z szatni. - Powiedziałem mu, że jeśli utrzyma obecny poziom, to nie widzę powodów, by za rok to on miał nie zdobyć Złotej Piłki - przekonuje wszystkich Luka Modrić. - On umie wszystko - dodaje Chorwat.
Jego zdanie podziela znany hiszpański dziennikarz Guillem Balague. - Osiem goli w czterech ostatnich meczach musi robić wrażenie. To najlepszy piłkarz Realu w ostatnim miesiącu. Skąd ta zmiana? Moim zdaniem wreszcie czuje wsparcie i jest traktowany na równi z Ronaldo i Benzemą. Z kolei sam Ronaldo widzi w nim gwiazdę drużyny, a nie tylko swojego pomocnika.
- Złota Piłka w przyszłym roku? Jeśli utrzyma swoją formę, to będzie jednym z głównych kandydatów do zdobycia trofeum - podsumowuje Balague.
Jeśli Bale utrzyma formę z ostatnich tygodni, to nie tylko będzie kandydatem do wygrania plebiscytu Złotej Piłki. Na jego grze zyska przede wszystkim Real, który po nieudanym poprzednim sezonie czuje wielki głód sukcesu. Czy nastąpi powtórka sprzed dwóch lat, gdy w najważniejszych meczach to właśnie Walijczyk przesądzał o wielkich zwycięstwach Królewskich?
Tomasz Skrzypczyński