Dariusz Tuzimek: Nie zawsze później znaczy lepiej (komentarz)

Ależ zamieszanie z tym Kapustką! Oferta Turków spadła na Cracovię jak grom z jasnego nieba. Przywaliła mocno, zrobiło się głośno, a klub i chłopak muszą zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek

Kwota 4,5 miliona euro (a może dojść do pięciu!) robi wrażenie. Nawet jeśli jest rozłożona na raty czy bonusy.

To nie jest jakieś kilkaset tysięcy i oferta z np. 2. Bundesligi. Galatasaray to poważny, wypłacalny klub, który regularnie gra w Lidze Mistrzów. Z wielkimi nazwiskami, z historią i z prestiżem.

Kasa za Bartosza Kapustkę jest olbrzymia. Tyle forsy za - przepraszam za to określenie - żółtodzioba to aż nie do wyobrażenia! Toż to tyle BVB zapłaciła za Roberta Lewandowskiego, który wyjeżdżał z kraju jako mistrz Polski i król strzelców Ekstraklasy. Jako gwiazda! A Kapustka ma trzy mecze w reprezentacji (fakt - dwa gole i dwie asysty!) i w sumie niedługi staż na najwyższym ligowym poziomie w Polsce.

Profesor Janusz Filipiak może sobie pozwolić - nawet jeśli interesy idą raz lepiej, raz gorzej - na wyrzucenie oferty Turków do kosza, ale, obiektywnie biorąc, to kupa forsy.

Oczywiście można łatwo ostrzegać, że Kapustka pójdzie do Turcji i zniknie, nie przebije się do składu, straci miejsce w reprezentacji i nie pojedzie na Euro do Francji. Ale można też założyć bardziej optymistyczny wariant: że w nowym klubie, z lepszymi partnerami na treningach, w bardziej wymagającym środowisku, zrobi progres i będzie w czerwcu lepszym piłkarzem. Absolutnie go na to stać - jeśli skoncentruje się na piłce - bo to poukładany chłopak. Nawet jeśli nie będzie grał w każdym meczu Galatasaray, to selekcjoner wcale nie musi z niego rezygnować. Przecież nie rezygnował ze Sławomira Peszki czy Sebastiana Mili, gdy nie grali (albo grali beznadziejnie!) w polskiej lidze, w klubie, któremu daleko poziomem sportowym do "Galaty".

To wymaga szczerej rozmowy z Adamem Nawałką, na zasadzie: "Trenerze, podejmuję wielkie wyzwanie, biorę szansę w swoje ręce, ale jak się będę topił, to niech pan wyciągnie do mnie rękę".

Do odważnych świat należy. Trzeba się brać z życiem za bary. Hasło "zawodnik nie chce się ruszać z Cracovii" absolutnie mnie nie przekonuje. To taka "mała stabilizacja", która wcale nie musi być dla Kapustki dobra. Zresztą pewne sygnały samozadowolenia, przedwczesnego osiadania na laurach już w przypadku Bartka mieliśmy, gdy zamiast koncentrować się na piłce, zwiedzał - z opłakanymi skutkami - krakowskie dyskoteki. Wielkie wyzwanie nie dałoby mu szansy na zejście z właściwiej drogi.

Krychowiak, Lewandowski czy Szczęsny nie byliby w tym miejscu, gdyby w odpowiednim momencie nie podjęli odważnych decyzji. Fakt, że "Lewy", gdy wyjeżdżał do Borussii Dortmund, był starszy niż Kapustka, ale już Krychowiak i Szczęsny starsi nie byli. Nie widzę nic złego w tym, że pełnoprawny reprezentant Polski - który na dzisiaj jest bardzo bliski gry w podstawowym składzie Biało-Czerwonych na Euro 2016 - miałby się zetknąć z profesjonalnym futbolem. To Kapustce akurat może tylko pomóc.

W mediach pojawiła się kwota - nie wiem czy prawdziwa, ale znając realia Galatasaray możliwa - 700 tysięcy euro jakie miałby dostawać Bartek za rok gry. To ponad 3 miliony złotych rocznie! Kto z was - ale tak szczerze, bez demagogii - wyrzuciłby taką ofertę przez okno, mówiąc: "pewnie za pół roku będą lepsze propozycje"?

Bo zawsze jak memento wisi nad klubem i samym zawodnikiem historia sprzedawania Marka Citki. Już oglądał Blackburn przez szybę auta, już liczono grube miliony funtów, ale zawodnik nie chciał się spieszyć. Postanowiono jeszcze chwilę poczekać, ot głupie pół rundy. Niby niedługo, niby Marek - wtedy najlepszy polski piłkarz i nawet najpopularniejszy w kraju sportowiec, (gdzie Kapustce dziś do niego wówczas) - mógł jeszcze zrobić progres, rozwinąć się. Mogły posypać się oferty z lepszych klubów. Ale posypało się jedynie zdrowie Citki. Ścięgno Achillesa strzeliło z takim hukiem, że słyszano to nawet na trybunach. Marek nigdy nie wrócił do tamtej, dawnej dyspozycji. Zamiast wybierać w ofertach najlepszych klubów w Europie (a mówiło się też o Interze i Arsenalu), wybierał lekarzy, którzy przywrócą go do zdrowia. Wybierał... średnio. Tak jak średnio przebiegała jego rehabilitacja.

Kluby przestały dzwonić, a ci co podpowiadali, żeby jeszcze chwilę poczekał i nie spieszył się z transferem, jakoś dziwnie poznikali. Jedynym dobrym wspomnieniem Marka po Anglii została bramka strzelona na Wembley w meczu reprezentacji. Też zresztą przegranym, jak międzynarodowa kariera Citki.

Absolutnie nie twierdzę, że taka smutna historia ma się przytrafić Kapustce. Życzę mu zdrowia i rozsądku przy podejmowaniu ważnych decyzji. Ale musi sobie zdawać sprawę, że nie zawsze później znaczy lepiej. Lepsze, jest wrogiem dobrego.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Kamil Stoch: jak nie będzie modernizacji, to za kilkanaście lat zabraknie zawodników
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×