Roman Kosecki: Kibice Realu Madryt to turyści!
W sobotę Real gra mecz derbowy z Atletico. - Nasi kibice przyśpiewkami wyprowadzali rywali z równowagi - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Roman Kosecki, były napastnik Atletico. Ponad 20 lat temu strzelił Realowi gola.
WP SportoweFakty: Jak pan motywował się przed derbami Madrytu?
Roman Kosecki: O to dbał głównie Diego Simeone, obecny trener Atletico. Gdy podjeżdżaliśmy autokarem pod stadion, wkładał do radia kasetę, włączał piosenkę z filmu "Rocky" i wszyscy śpiewaliśmy. Niektórzy mieli też swoje rytuały. Przed meczami cała drużyna nocowała w hotelu. Koledzy czasem specjalnie nie domykali drzwi w pokojach, nie gasili lampek na noc. Ja miałem jeden stały element: przeżegnać się w momencie wejścia na boisko.
Atletico gra na Santiago Bernabeu. Nie traktuje pan poważnie tego stadionu.
- Kibice Realu to turyści! Na Bernabeu robią sobie głównie zdjęcia. Żyje tam tylko jedna trybuna, za bramką. U nas, na Vicente Calderon, zawsze się coś dzieje, bo mamy krewkich, zaangażowanych i rozśpiewanych fanów. Piłkarzy Realu potrafili wyprowadzić z równowagi.
W jaki sosób?
- Niecenzuralnymi okrzykami, przyśpiewkami. Ale nie będę ich panu intonował.
Madryt przed derbami jest...?
- Spokojny. Fani drużyn siedzą ze sobą w restauracjach. Totalnie inna kultura kibicowania niż w Polsce czy na przykład w Turcji. Grałem w Galatasaray, pokonaliśmy Fenerbahce. Na Krytym Bazarze w Stambule fani ustawili trumnę obłożoną flagami Fenerbahce. Na zasadzie: "przegrali, trzeba ich pochować".
Mieliście obiecane duże premie za pokonanie Realu?
- Prezydent klubu, Jesus Gil, był szczodrym człowiekiem. Potrafił coś dorzucić. Kwoty uzgadniał z kapitanem. Sam dziwiłem się, skąd ma tyle kasy. W ciągu 16 lat rządów zwolnił 26 trenerów! Ale nikomu z pieniędzmi nie zalegał. Rozwiązywał umowy, płacił i miał spokój. Charyzmatyczny człowiek. Był pewny siebie, miał swoje zdanie.
Prowokował pan rywali podczas derbów?
- Raczej się szanowaliśmy. Czuć było, że gra się z gwiazdami. My niestety za bardzo chcieliśmy z nimi wygrać. Wychodziliśmy agresywnie, ostro, a Real nas punktował. Nigdy z Realem nie wygrałem.
Ale gola pan strzelił. W 1994 roku, gdy przegraliście 2:4.
- Dobijałem uderzenie kolegi, strzeliłem przy słupku. Nadzieje na korzystny wynik odżyły, ale przegraliśmy. To, że strzeliłem gola, dotarło do mnie po meczu. Bramka nic nie dała, dlatego się z niej specjalnie nie cieszyłem. W innych spotkaniach z Realem mogłem dorzucić kilka goli, ale marnowałem sytuacje.