Był jednym z najbardziej obiecujących polskich skrzydłowych, ale w pewnym momencie zaczął tracić grunt pod nogami. Jakub Kosecki po okresie frustracji w Legii Warszawa, odzyskał wielką formę w SV Sandhausen, klubie z małego miasteczka leżącego niedaleko francuskiej granicy, obok Karlsruhe.
- W spokojnym środowisku, dobrze funkcjonującej drużynie, mógł wykorzystać swój potencjał i pomógł naszej drużynie - mówi nam Alois Schwartz, szkoleniowiec klubu.
- Ma silny charakter, poza tym jego dość wesołe usposobienie jest tu dobrze odbierane - dodaje szkoleniowiec.
W sezonie 2012/13 Kosecki osiągnął życiową formę (9 goli i 9 asyst w 25 meczach) i wydawało się, że rysuje się przed nim wielka kariera. Z czasem było tylko gorzej. Koseckiego wykończyły kontuzje, a potem Henning Berg. Norweski trener uznał, że młody "Kosa" nie ma wystarczającej jakości by grać w Legii.
Wybawieniem dla 25-letniego już piłkarza okazał się Sandhausen. - Szukaliśmy szybkiego skrzydłowego i Kuba spełnił nasze oczekiwania. To typowy skrzydłowy, który może grać na obu stronach. Ale trochę bardziej lubi lewą i ja też go tak widzę - mówi Schwartz. - Jest nieprawdopodobnie szybki. To drybler, który tworzy wolną przestrzeń, dziurawi defensywy rywali.
Kosecki od razu po przyjściu do niemieckiego zespołu imponował świetną formą. Docenił to choćby prestiżowy magazyn "Kicker", który w 5 pierwszych kolejkach trzykrotnie dał zawodnikowi "dwójkę" czyli bardzo dobrą notę. Kosecki był nawet na drugim miejscu w ogólnej klasyfikacji 2. Bundesligi.
- Miał dobry start sezonu, zresztą tak jak i cala drużyna. Na pewno miał poważny wpływ na naszą dotychczasową dobrą postawę - uważa Schwartz.
- Potem niestety miał ciągle powracające drobne urazy i stracił rytm - rozkłada ręce niemiecki trener. Kosecki w 15 meczach strzelił na razie 2 bramki i zaliczył 2 asysty. Może nie jest to dorobek, który rzuca na kolana, ale szkoleniowiec zapewnia, że nie jest to dla niego żaden problem.
W Polsce było sporo obaw czy chudy i niezbyt silny fizycznie zawodnik poradzi sobie w Niemczech. Większość naszych zawodników ma problem z wejściem na "niemieckie obroty".
- Kuba na pewno poprawił stronę fizyczną i przystosował się do gry w Niemczech. Ale fakt, że jeszcze nie osiągnął swojej granicy jeśli chodzi o wydajność - zaznacza Niemiec.
Od początku rundy zespół musi sobie radzić bez Kuby, ale niedługo nasz skrzydłowy wróci do gry. - Miał kontuzję więzadła stawu skokowego, ale wrócił i trenuje z drużyną. Mam nadzieję, ze za tydzień lub dwa będzie mógł nam pomóc - mówi Schwartz.
Sandhausen ma naprawdę dobry sezon. W pewnym momencie był blisko czołówki, ale musiał uznać wyższość uznanych firm. Zajmuje obecnie raczej bezpieczne 7. miejsce w środku stawki, co jest dobrym wynikiem dla drużyny z 15-tysięcznego miasta.
- Naszym celem nie jest ani awans ani nawet środek tabeli. Utrzymanie się w lidze uważamy za sukces. To jest nasz cel. Wszystko co powyżej celu, będzie powodem do zadowolenia - zapewnia trener.
Prowadzony przez niego zespół gra obecnie 4. sezon w Bundeslidze. W poprzednich sezonach zajmował 17., 12. i 12. miejsce (w pierwszym sezonie utrzymał się, bo Duisburg nie dostał licencji). Teraz ma szansę na najlepszy wynik w swojej historii. Nasz piłkarz ma w tym swój udział.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: ostre wejście Teveza