Krakowianie czekali na zwycięstwo aż 129 dni. Po raz ostatni sięgnęli po komplet punktów od 6 listopada w meczu 15. kolejki z Zagłębiem Lubin (3:1). Potem nie udało im się wygrać żadnego z 11 następnych spotkań, czym ustanowili klubowy rekord pod tym względem.
- Zapomnieliśmy już, jakie to uczucie. Bardzo się cieszymy z tego zwycięstwa. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że mieliśmy dużo szczęścia. Ostatnio nam go brakowało, a teraz nam dopisało. Jednak musimy grać lepiej, musimy lepiej bronić - mówi Arkadiusz Głowacki.
W spotkaniu z Termalicą Wisła zdobyła aż cztery bramki, czyli tyle, ile łącznie w ostatnich dziewięciu meczach.
- Jest się z czego cieszyć, bo jako drużyna w ofensywie graliśmy bardzo dobrze. W defensywie trochę gorzej, ale wygraliśmy 4:2 i po tym meczu nie mam zamiaru się smucić - mówi "Głowa", który na początku II połowy sfaulował w swoim polu karnym Wojciecha Kędziorę: - Nie będę się kłócił. No, pewnie mógłbym, ale piłkę wybiłem przez nogę Kędziory i nie mam pretensji do sędziego.
Jaki wpływ na przełamanie Wisły miała zmiana na stanowisku trenera? Na 30 godzin przed meczem z Termalicą szkoleniowcem Białej Gwiazdy został Dariusz Wdowczyk. - Niezręcznie jest mi o tym mówić. Mogę jednak powiedzieć, że trener wpajał nam, żebyśmy byli spokojni i opanowani. Spokój był nam bardzo potrzebny - przekonuje kapitan 13-krotnych mistrzów Polski.
Krakowianie przerwali rekordową serię spotkań bez wygranej, a na trzy kolejki przed końcem sezonu zasadniczego mają jeszcze szansę na awans do grupy mistrzowskiej. Przy Reymonta 22 nie wybiegają jednak myślami dalej niż do piątku.
- Najgorsze jest już za nami. Po meczu chwilę się pocieszyliśmy, pośpiewaliśmy, ale w piątek jest już następny mecz. Naszym celem jest zwycięstwo z Jagiellonią i o Termalice musimy szybko zapomnieć - kończy Głowacki.
Zobacz wideo: Nikolić vs. napastnicy Lecha. Miażdżąca statystyka