Widzew wciąż zadrą w sercach Duńczyków? "Mieliśmy wszystko w swoich rękach!"

W bieżącym roku minie 20 lat od ostatniego awansu polskiego klubu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Ówczesny kapitan Brøndby IF oraz mistrz Europy z 1992 roku, Kim Vilfort, dobrze pamięta dwumecz z Widzewem Łódź, który odarł Duńczyków z nadziei.

Bartosz Koczorowicz
Bartosz Koczorowicz

Vilfort, który w finale EURO 92 zdobył bramkę przeciwko reprezentacji Niemiec nie ma jednak pozytywnych wspomnień z 21 sierpnia 1996 roku, kiedy to na Brøndby Stadion odbył się drugi mecz rundy kwalifikacyjnej do Ligi Mistrzów. Zdaniem dawnego piłkarza żółto-niebieskich, to spotkanie powinno było zakończyć się znacznie lepszym rezultatem. W pierwszym meczu w Łodzi, widzewiacy wygrali 2:1. W rewanżu mistrz Danii prowadził już 3:0 (Vilfort był autorem jednego z goli), ale dał strzelić sobie dwie bramki i zaprzepaścił szansę na awans. Zdaniem duńskiego piłkarza, okoliczności odpadnięcia z rozgrywek Ligi Mistrzów w sezonie 1996/1997 były dla wszystkich sympatyków Brøndby IF wyjątkowo nieprzyjemnym uczuciem.

- Moja pierwsza myśl o meczach z Widzewem to przede wszystkim gol łodzian na 2:3 w Danii, który był zdobyty ze spalonego. To, w jakich okolicznościach odpadliśmy z kwalifikacji, było dla nas wielkim rozczarowaniem - powiedział w rozmowie z oficjalną stroną Widzewa, "Łączy Nas Widzew", wieloletni kapitan żółto-niebieskich, który jednocześnie wskazał na bardzo niską skuteczność swojego zespołu w meczu na swoim stadionie. - Najważniejsze jednak jest to, że stworzyliśmy sobie wiele sytuacji, których nie wykorzystaliśmy, więc końcowy wynik to w dużej mierze rezultat naszych błędów - stwierdził w dalszej części swojej wypowiedzi.

- Myślę, że wiedzieliśmy, że przyjdzie nam się zmierzyć z zespołem podobnym do nas. Zdawaliśmy sobie sprawę z poziomu gry przeciwnika, który był niemal równy naszemu. Przyjęliśmy porażkę 1:2 w Polsce na spokojnie. W drugim meczu mieliśmy już prowadzenie 3:0. Myślę, że rozegraliśmy wtedy znakomite zawody. Stworzyliśmy mnóstwo akcji. Mogliśmy prowadzić 4:1 albo 5:1, ponieważ wciąż graliśmy ofensywnie, pomimo straty pierwszego gola, ale taka jest piłka. W takich sytuacjach detale robią różnicę - opisał szczegółowo sytuację w rewanżu Najlepszy Piłkarz Danii 1991 roku.

Zdaniem Vilforta nie bez znaczenia dla końcowego rezultatu pamiętnego dwumeczu była dekoncentracja w szeregach obronnych ówczesnego mistrza Danii w rewanżu. - Uważam, że naszym największym błędem było to, że nie byliśmy wystarczająco skupieni na grze defensywnej w drugim meczu. Mecz układał się bardzo dobrze, znacznie lepiej niż pierwsze spotkanie. Mieliśmy wszystko w swoich rękach, ale wypuściliśmy to - przyznał Duńczyk, który odniósł się również do obecnej sytuacji łódzkiego klubu. Obecnie reaktywowany Widzew gra w IV lidze (grupa łódzka), a celem najbliższym czerwono-biało-czerwonych jest awans do wyższej klasy rozgrywkowej.

Pomimo tego, że łodzianie nie grali w europejskich pucharach od lat, były kapitan Brøndby IF uważa, że klub grający zazwyczaj swoje spotkania przy al. Piłsudskiego jest wciąż najbardziej wspominanym polskim zespołem w Danii. - Wciąż wspominamy Widzew Łódź. W mojej opinii, to jest jeden z najbardziej znanych polskich klubów w Danii, a nasze zespoły przecież spotykają się z waszymi co jakiś czas w europejskich pucharach - przyznał w rozmowie z oficjalną stroną klubu Vilfort.

Zobacz wideo: Kamila Lićwinko: złoty medal był w zasięgu ręki
Źródło: TVP S.A.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×