Katalończycy zasnęli w sobotnią noc smutni, po druzgocącej końcówce meczu, w której Cristiano Ronaldo przyjął piłkę na klatkę piersiową w polu karnym i mocnym strzałem pokonał Claudio Bravo. Wcześniej arbiter Hernandez Hernandez nie uznał prawidłowego gola Garetha Bale'a, Ronaldo trafił w słupek, Karim Benzema pięknym strzałem z przewrotki pokonał bramkarza Barcy, a Gerard Pique napoczął Real Madryt uderzeniem głową. Retrospekcja jest bolesna dla każdego fana Barcelony. Zaczęło się od wzruszeń po ujmującym wspomnieniu zmarłego Johana Cruyffa i euforii po trafieniu Pique. Później koncert na kilka fortepianów rozegrali piłkarze Zinedine'a Zidane'a. To była ich "remontada" za klęskę 0:4 z listopada na Santiago Bernabeu. Mecz niezwykły i pierwsze zwycięstwo w Barcelonie, kiedy rywale są liderem tabeli, od 86 lat!
Barca zawiodła. Grała swój obezwładniający futbol tylko w pierwszym kwadransie, kiedy monopolizowała piłkę i w efekcie Daniel Carvajal oraz Sergio Ramos zobaczyli żółte kartki. Ale później było gorzej. Obok fatalnie sędziującego Hernandeza Hernandeza, największym rozczarowaniem meczu było trio "MSN". Lionel Messi nawet kiedy genialnie posyłał piłkę nad Keylorem Navasem, to bramkarz Realu Madryt w nadludzki sposób interweniował. Neymar był nieobecny i po kolejnym powrocie z Brazylii zawiódł na całej linii. Luis Suarez już w pierwszej fazie meczu zmarnował doskonałą szansę do strzelenia gola. Stał pięć metrów od bramki i nie trafił w piłkę. Na 100 kolejnych prób, pewnie nie pomyliłby się ani razu.
Królewscy kończyli mecz z dziesiątkę po czerwonej kartce, którą Sergio Ramos zobaczył w 83 minucie. Ale już wcześniej reprezentant Hiszpanii powinien trafić pod prysznic. Arbiter gubił się w najprostszych sytuacjach i prawdą okazało się słynne powiedzenie jednego z hiszpańskich sędziów: "Kogokolwiek nie wyznaczylibyśmy do prowadzenia tego meczu i tak byłby to błąd".
W porównaniu do listopadowej klęski z Barceloną na Santiago Bernabeu, w Realu zaszła tylko jedna, choć kluczowa zmiana. Na boisku od pierwszej minuty pojawił się Casemiro. Oczko w głowie Zidane'a, defensywny pomocnik odpowiedzialny za ciężką pracę na całym boisku, człowiek destrukcji i wybijania rywala z rytmu. Nowa wersja Claude'a Makelele, giermka Ziozu z czasów "galacticos", bez którego "Królewscy" zostali z dziurą w środku pola i nie potrafili po raz kolejny zawładnąć Europą. W listopadzie takiego charakteru zabrakło. Rafael Benitez popełnił harakiri i zapłacił za klęskę z Barcą posadą kilka miesięcy później. Ziozu taktycznego samobójstwa nie zrobił, bo kieruje się prostą maksymą: "Mądrzy ludzie uczą się na cudzych błędach, głupi na swoich".
Real wrócił z zaświatów, odrabiając wynik 0:1 na boisku rywala. Ale zademonstrował także serce lwa, którego zabrakło w ostatnich derbach z Atletico Madryt. To wtedy piłkarze Zidane'a przebiegli aż 11 kilometrów mniej od rywali. Ziozu poczuł się zawstydzony. I choć ma introwertyczny charakter, to w szatni nie oszczędził nikogo. Był wściekły, rzucał najmocniejszymi słowami i przestrzegł swoich piłkarzy, że jeżeli się to powtórzy w kolejnych meczach, to nie chciałby być w ich skórze.
Dzięki sobotniemu zwycięstwu, Francuz został dopiero trzecim trenerem w historii Realu, który pokonywał Barcę jako piłkarz i szkoleniowiec. "Los Blancos" zatrzymali także fantastyczną serię rywala, 39 meczów z rzędu bez porażki. Barcelona nie wyrówna rekordu Nottingham Forest. Ale największym zwycięstwem dla Realu, jest udowodnienie, że Barca ma słabe punkty i jest drużyną do ogrania. To impuls dla Atletico Madryt, które z Blaugraną powalczy w 1/4 finału Ligi Mistrzów.
Z Barcelony
Mateusz Święcicki
Zobacz wideo: Piotr Nowak: Remis z Legią to dobry omen na przyszłosć
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)