Ale nie było wcale tak różowo. Ba, po pierwszym meczu w oczy Bayernu Monachium zajrzało widmo odpadnięcia z Ligi Mistrzów. Na Estadio do Dragao po dziesięciu minutach FC Porto prowadziło 2:0. Dwa trafienia Ricardo Quaresmy i z piłkarskiego nieba Niemcy przenieśli się do piekła. Gdy jeszcze w pierwszej połowie Thiago Alcantara strzelił kontaktowego gola wydawało się, że pożar jest ugaszony. Jednak w drugiej odsłonie Jackson Martinez ustalił wynik meczu na 3:1 i Bayern był w kropce.
Zaczęto spekulować na temat kryzysu Bayernu, który w lidze zdeklasował rywali i coraz częściej zdarzały mu się wpadki. Nikt nie brał ich na poważnie aż do meczu z FC Porto. Dziecinne błędy Xabiego Alonso i Dante nie mogą zdarzać się na takim poziomie. Na nic były tłumaczenia o wielu kontuzjowanych zawodnikach - Bayern nie mógł tego dwumeczu przegrać. - To był dla mnie najtrudniejszy tydzień odkąd zostałem trenerem Bayernu - mówił Pep Guardiola.
Rewanż przyszedł zaledwie sześć dni później i to był już zupełnie inny Bayern. Od pierwszych sekund Bawarczycy rzucili się do gardła FC Porto i gole były tylko kwestią czasu. Długo nie trzeba było czekać, ponieważ przed upływem pierwszego kwadransa Thiago otworzył worek z bramkami. Później trudno być już zatrzymać walec o nazwie Bayern Monachium.
Do przerwy gospodarze prowadzili 5:0, a dublet ustrzelił nasz reprezentant Robert Lewandowski. Goście nie potrafili powstrzymać rywali i jedynie co mogli zrobić to faulować piłkarzy Bayernu. 17 minut przed końcem Martinez wprawdzie strzelił gola, który mógł dawać nadzieję Portugalczykom, ale Xabi Alonso wybił im z głowy pomysł awansu do półfinału Ligi Mistrzów.
Bayern zwyciężył w dwumeczu, ale najadł się sporo strachu. Teraz rok po tej nauczce zmierzy się z innym zespołem z Portugalii - Benfiką Lizbona.