Nie może być inaczej, skoro w niedzielnym meczu z Górnikiem Zabrze (wygrana 3:1) najpierw sam strzelił gola, a potem asystował przy dwóch kolejnych. Rajdy, gole, asysty - tego oczekują od niego w Krakowie. I takich akcji przez kilka ostatnich lat w jego wykonaniu nie było.
Smialem sie z transferu Maleckiego do Wisly. Przyznaje sie.
— Tomasz Pasieczny (@tomekpasieczny) 17 kwietnia 2016
Takich opinii, jak ta powyżej, było więcej. Po co, na co Wisła ściągała z powrotem do Krakowa piłkarza upadłego? Bo Patryka Małeckiego, czyli piłkarza z potencjałem na reprezentacje Polski, nie było długo. Najpierw z miesiąca na miesiąc gasł w Wiśle, potem dogorywał zapomniany w Turcji, aż próbował dojść do siebie w Pogoni Szczecin. To w Szczecinie spotkał Dariusza Wdowczyka. Najbardziej pamiętnym momentem ich współpracy jest scena, gdy trener w ostrych słowach przywołuje do porządku krnąbrnego piłkarza, po tym jak ten niezadowolony ze zmiany kopnął w ławkę rezerwowych i bluzgał ile sił.
- To, co stało się w Szczecinie, było incydentem, odosobnioną historią. "Mały" od razu powiedział, że nie będziemy żałować pracy z tym akurat szkoleniowcem, zachwalał jego warsztat i ciekawe treningi. A Dariusz Wdowczyk również fajnie zareagował i szybko zaprosił Patryka na szczerą rozmowę - mówił niedawno w rozmowie z "Piłka Nożną" obrońca krakowskiej drużyny Maciej Sadlok.
Panowie wszystko sobie wyjaśnili z pożytkiem dla wszystkich. Wiosną strzelił już dwa gole, sześć razy asystował.
Patryk Małecki odżył. I znowu bywa wielki.
Zobacz wideo: Karol Linetty: Dostaliśmy zadyszki, ale wciąż potrafimy pokazać siłę
{"id":"","title":""}