Mistrzostwa świata w Meksyku, rok 1986. Diego Maradona mija niczym tyczki kolejnych reprezentantów Anglii, ośmiesza ich, na końcu pakuje piłkę do siatki. Ta akcja przeszła do historii światowego futbolu. Mało kto pamięta, że prawie identyczną akcję przeprowadził 54 lata (!) wcześniej Matthias Sindelar. Austriak również skompromitował Wyspiarzy, podczas spotkania na Stamford Bridge.
Bo Sindelar był piłkarzem nieprzeciętnym. Nieprzypadkowo w 1999 roku Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu (IFFHS) uznała go najlepszym austriackim piłkarzem wszech czasów. W Wiedniu mamy nawet ulicę, która nosi jego imię (w dzielnicy Favoriten). Nie zginęła pamięć o zawodniku, który zdenerwował samego... Adolfa Hitlera.
Jak Matej stał się Matthiasem
Urodził się w 1903 roku na terenie Austro-Węgier, a dokładniej Moraw. Matej (bo takie rodzice nadali mu imię) Sindelar od najmłodszych lat miał tylko jedno w głowie, bieganie za piłką. Pierwsze kroki sportowe stawiał już w Wiedniu, bowiem tutaj przeprowadził się z najbliższymi osobami. Przytomni rodzice widząc, co się dzieje wokół nich i jaką politykę prowadzą naziści, postanowili zmienić imię swojej pociechy. Matej stał się zatem Matthiasem. - Typowo aryjskie imię - cieszył się ojciec Sindelara. - Teraz synka już nic złego nie czeka.
Jakże się mylił.
Mając 15 lat chłopak trafił na trening ASV Hertha Wiedeń. To był początek jego kariery. W barwach SV Amateure (później klub zmienił nazwę na Austria Wiedeń) wywalczył mistrzostwo, pięciokrotnie sięgał po krajowy puchar. Przez wiele lat był największą gwiazdą reprezentacji narodowej.
Reprezentacji, która siała postrach na całym świecie. Trener Hugo Meisl zbudował wokół niego prawdziwy "Wunderteam", którego bali się wszyscy: od Brazylijczyków po Włochów. Dość powiedzieć, że od 1931 roku Austriacy zanotowali serię 14 meczów bez porażki. Imponująca passa. Na mistrzostwa świata w 1934 roku Austriacy jechali jako jedni z głównych faworytów. Nie poradzili sobie jednak w półfinale - przegrali z piłkarzami ze słonecznej Italii. Gospodarzom mundialu sprzyjał sędzia. Sindelar głośno mówił o oszustwie. - Złodzieje! - krzyczał po meczu do arbitrów.
Mimo że podczas MŚ zdobył zaledwie jedną bramkę, to był znany w całej Europie. Takie akcje, jak ta opisana na początku artykułu z meczu z Anglią, powodowały, że jego popularność rosła. "Mozart futbolu" - taki przydomek nadali mu kibice. I nie chodziło tylko o to, że mieszkał w Wiedniu. Bardziej chodziło o jego styl gry. Był niski, miał kruchą budowę ciała, musiał więc szybkością i techniką nadrabiać braki. - Operował piłką jak Wolfgang Amadeus Mozart nutami - chwaliła go po kolejnych meczach wiedeńska prasa.
- On miał mózg w nogach - pisał znany krytyk teatralny, Alfred Polgar.
Zagrał Hitlerowi na nosie
Artystą był nie tylko na boisku. Poza nim również uwielbiał się bawić. Nadużywał alkoholu, palił papierosy, uwielbiał kobiety, nie stronił od wiedeńskich kasyn. - Matthias nie znał granic - mówiła jego partnerka, była prostytutka żydowskiego pochodzenia, Camilla Castagnola. - Jak pił, to na umór. Potrafił zasnąć kompletnie pijanym o szóstej nad ranem, a w południe grał mecz ligowy. I jak zwykle błyszczał na tle rywali. Po strzeleniu dwóch, trzech bramek, wracał do knajpy i pił kolejne kilkanaście godzin.
[nextpage]Wiedeńczycy go uwielbiali. Był idolem młodzieży, kochali go również dorośli. A pokochali jeszcze bardziej po meczu, który odbył się 3 kwietnia 1938 roku na legendarnym Praterze. Otóż po ogłoszeniu włączenia Austrii do III Rzeszy (choć "oficjalne" referendum odbyło się 10 kwietnia 1938, to Adolf Hitler już wcześniej podjął taką decyzję) rozegrano spotkanie towarzyskie. Austriacy i Niemcy mieli po raz ostatni stanąć po dwóch stronach boiska, a politycy umówili się na remis. Miał to być gest pojednawczy obu narodów. Zapomnieli, że kapitanem austriackiej ekipy jest niepokorny Sindelar.
Tuż przed gwizdkiem sędziego zarządził, że jego zespół zagra w strojach w barwach narodowych Austrii. Ustalenia dygnitarzy były zupełnie inne. To nie wszystko. Nie chciał nawet słyszeć o remisie. Co prawda przez większość meczu wraz z kolegami specjalnie pudłował w podbramkowych sytuacjach, ale w końcu nie wytrzymał. Zdobył bramkę i jakby tego było mało podbiegł do loży honorowej wypełnionej przedstawicielami III Rzeszy i wykonał kilka prowokacyjnych gestów. Austriacy wbili jeszcze jednego gola i wygrali 2:0.
- Zagrał Hitlerowi na nosie - twierdzi Johan Strassberg, austriacki historyk. - Po meczu, w szatni, panowała grobowa atmosfera. Austriaccy piłkarze byli przekonani, że zaraz wkroczą naziści i ich aresztują.
ZOBACZ WIDEO Sebastian Nowak: To był mój pierwszy strzał głową od kiedy...
{"id":"","title":""}
"Nie będę salutował Hitlerowi"
Rzeczywiście wkroczyli. Do szatni weszło kilku wysoko postawionych dygnitarzy. Jakieś było zdziwienie piłkarzy, kiedy usłyszeli, że nie tylko nic się nie stało, ale III Rzesza gratuluje wygranej.
To był oczywiście przebiegły plan. Hitler zdawał sobie sprawę, że musi mieć silną reprezentację piłkarską, aby móc pokazać światu, iż również w sporcie Niemcy są najlepsi. Dlatego zaprosił do swojej reprezentacji zawodników z austriackiego Wunderteamu.
Sindelar podpadł po raz kolejny. Odmówił gry w drużynie III Rzeszy. Z różnych powodów. Oficjalnie, bo miał już 35 lat, jego kariera powoli zbliżała się do końca, a on tłumaczył się problemami zdrowotnymi. Nieoficjalnie? - Nie będę salutował temu szaleńcowi (przed każdym meczem niemieccy piłkarze musieli w ten sposób pozdrawiać Hitlera - przyp. red.) - powtarzał znajomym.
Legendarny piłkarz zakończył więc karierę i otworzył kawiarnię w ukochanym Wiedniu. Biznes szedł świetnie, Sindelar nie narzekał na brak klientów, mógł też wreszcie już bez rygoru treningowego oddać się uciechom życia. Wydawało się, że naziści zajęci przygotowaniami do podboju świata zapomnieli o austriackim piłkarzu. - Nie zapomnieli - wynika z badań historyków.
20 tysięcy ludzi na pogrzebie
Zwłaszcza że Sindelar postanowił pomagać żydowskim przyjaciołom. Podobno organizował schronienie ludziom, których Hitler wykluczył ze swojej wizji świata. Były piłkarz codziennie ryzykował, balansował na pograniczu prawa, w każdej chwili mógł wpaść na gorącym uczynku i tym samym zostałby skazany na wieloletni pobyt w obozie pracy.
23 stycznia 1939 roku jego przyjaciel Gustav Hartmann odnalazł ciało piłkarza w wiedeńskim mieszkaniu. Przy nim leżała na wpółprzytomna Camilla. Błyskawiczna pomoc lekarska nie pomogła. Kilka dni później również zmarła. Tym samym nigdy nie poznamy prawdziwej przyczyny śmierci jednego z najlepszych zawodników w historii piłki nożnej.
Naziści rozpowiadali, że Sindelar został otruty przez byłego alfonsa Camilli. Inna plotka głosiła, iż to właśnie była prostytutka doprowadziła do zatrucia tlenkiem węgla (stwierdzono uszkodzenie pieca). Były piłkarz chciał ją zostawić. Mówiono również o samobójstwie sportowca. Wedle różnych źródeł, nie mógł pogodzić się z tym, że Hitler morduje Żydów, jego przyjaciół. Miał depresję.
Austriacy nigdy nie uwierzyli w takie przyczyny śmierci. W liczbie ponad 20 tysięcy uczestniczyli w uroczystości pogrzebowej. - To był pokaz austriackiego sprzeciwu wobec planów Hitlera. Musiały nawet interweniować służby porządkowe - można przeczytać w dokumentach sprzed prawie 80 lat.
"Hitler wydał rozkaz zlikwidowania Sindelara" - Wiedeńczycy wiedzieli swoje i przekazywali sobie tę informację z ust do ust. Mimo że do dzisiaj nie znaleziono żadnego oficjalnego dokumentu w tej sprawie.
[b]Marek Bobakowski
[/b]