Przed meczem w zdecydowanie lepszej sytuacji była Korona Kielce, która miała na swoim koncie serię dziesięciu spotkań bez porażki i sklasyfikowana była na dziewiątym miejscu w ligowej tabeli. Kielczanie do zapewnienia sobie utrzymania w Ekstraklasie potrzebowali zwycięstwa w Bielsku-Białej. Podbeskidzie zapowiadało sportową złość, agresję i chęć przełamania fatalnej passy czterech porażek z rzędu.
Biorąc pod uwagę pierwszą połowę, na zapowiedziach się skończyło. Bielszczanie po 34. kolejce sklasyfikowani byli na ostatniej pozycji w tabeli i mieli punkt straty do miejsca gwarantującego utrzymanie. Niby niewiele, ale patrząc na formę Podbeskidzia w ostatnich tygodniach, zadanie z dnia na dzień wydaje się coraz trudniejsze. Podbeskidzie grało z nożem na gardle, ale po poczynaniach graczy bielskiego klubu nie było widać waleczności.
Zdecydowanie groźniejsza była Korona Kielce, która w pierwszej połowie dominowała nad Góralami. Już w 7. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową nad bramką strzelił Radek Demjek. To właśnie stałe fragmenty były najbardziej niebezpieczną bronią Korony. Błędy popełniała również formacja defensywna gospodarzy, czego nie potrafił wykorzystać choćby Łukasz Sekulski.
Ubiegłoroczny król strzelców II ligi w 44. minucie zdobył gola w ogromnym zamieszaniu w polu karnym Górali. Dwukrotnie świetnie interweniował Emilijus Zubas, ale bierność defensywy Podbeskidzia wykorzystał właśnie "Sekul", który z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Warto dodać, że w pierwszej połowie Podbeskidzie nie oddało celnego strzału i nie potrafiło sobie stworzyć żadnej sytuacji, a Dariusz Trela równie dobrze mógł wziąć ze sobą leżak i opalać się w święcącym nad stadionem słońcu.
Po pierwszej połowie w szatni Górali z pewnością było gorąco i padło wiele mocnych słów. Widać to było po grze bielszczan, którzy wraz z pierwszym gwizdkiem drugiej części gry rzucili się do ataków i to oni przejęli inicjatywę, a Korona swoich szans szukała w kontratakach. O ile bielszczanie byli aktywniejsi, o tyle nadal brakowało im dokładności. Z kolei kielczanie bronili się całym zespołem i znacznie utrudniali zadanie graczom spod Klimczoka.
Bielszczanie bili głową w mur i nie byli w stanie sforsować defensywy rywali. Na dodatek od 81. minuty Podbeskidzie musiało sobie radzić w dziesiątkę. Za faul taktyczny drugą żółtą w trakcie 6 minut, a w konsekwencji czerwoną kartką ukarany został Oleg Wierietiło. Gospodarze próbowali grać długą piłką, atakowali niemal całym zespołem, ale nie przynosiło to żadnego efektu. W dodatku w końcówce to goście byli blisko zdobycia gola, ale kontrę zmarnował Vladislavs Gabovs, który mając przed sobą zdezorientowanego Zubasa trafił w słupek.
Kiedy bielski stadion milczał, a kibice stracili już jakiekolwiek nadzieje wszystko zmieniło się jak w dobrym thrillerze. Piłkę przed linią pola karnego otrzymał Paweł Baranowski, który momentalnie zdecydował się na strzał. Piłka odbiła się od nogi jednego z obrońców, zmyliła Dariusza Trelę i... wpadła do siatki w ostatniej sekundzie meczu. Bielski stadion oszalał, Podbeskidzie wciąż jest w grze o utrzymanie. Mimo słabego meczu Górale zdołali wywalczyć punkt i na 24 godziny wydostali się ze strefy spadkowej.
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce 1:1 (0:1)
0:1 - Łukasz Sekulski 44'
1:1 - Paweł Baranowski 90+4'
Składy:
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Emilijus Zubas - Oleg Wierietiło, Jozef Piacek, Paweł Baranowski, Adam Mójta - Jakub Kowalski, Kohei Kato, Anton Sloboda (73' Dariusz Kołodziej), Mateusz Możdżeń, Paweł Tarnowski (46' Samuel Stefanik) - Robert Demjan.
Korona Kielce: Dariusz Trela - Bartosz Rymaniak, Elhadji Pape Diaw, Radek Demjek, Kamil Sylwestrzak - Siergiej Pilipczuk, Rafał Grzelak, Aleksandrs Fertovs (64' Nabil Aankour), Vlastimir Jovanović, Bartłomiej Pawłowski (79' Łukasz Sierpina) - Łukasz Sekulski (56' Vladislavs Gabovs).
Żółte kartki: Jakub Kowalski, Oleg Wierietiło (Podbeskidzie Bielsko-Biała) oraz Kamil Sylwestrzak (Korona Kielce).
Czerwona kartka: Oleg Wierietiło /81' - za dwie żółte kartki/ (Podbeskidzie Bielsko-Biała).
Widzów: 5 888.
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Już dawno końcówka sezonu ligi hiszpańskiej nie była tak emocjonująca! Barcelona, Real Madryt i Atletico toczą zaciętą walką o tytuł mistrza. Zobacz to 8 maja o 17:00 w Eleven i Eleven Sports. SPRAWDŹ, gdzie oglądać kanały.
ZOBACZ WIDEO 4-4-2: race na boisku podczas PP. "Lech powinien przysłać Malarzowi wagon whisky" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}