Przy Reymonta zrobiło się smutno. Meresiński przejął Białą Gwiazdę, ale nie zrobił jeszcze niczego, co choć trochę wpłynęłoby na poprawę jej sytuacji. Cały czas opowiada o pozyskiwaniu środków, lecz nie zdradził jeszcze zbyt wielu szczegółów. Zamiast nich są tylko prośby o cierpliwość. Kieruje je w stronę pracowników Wisły (czyli także piłkarzy), kibiców czy dziennikarzy. Mówiąc skrótowo - niemal do wszystkich. Powtarza to, ilekroć zabiera głos.
Podobno wyznaczono już pierwszą datę graniczną: piątek, 26 sierpnia. Właśnie wtedy uregulowane mają zostać bieżące zobowiązania wobec zawodników. Do tego momentu trwać będzie wielkie oczekiwanie. Wcześniej nastawienie wobec właściciela nie może ulec zmianie. Rewolucję przyniesie wyłącznie spełnienie obietnic. Bez konkretów ani rusz.
Na razie piłkarzom towarzyszy niepewność, która wyłącznie przeszkadza. - To jednak zawodowcy, odpowiednio wynagradzani. Powinni skupiać się na swojej pracy, a nie na tym, co dzieje się dookoła - odbija piłeczkę Meresiński.
Wpływ opóźnionych wypłat i niepewnej sytuacji klubu na głowy graczy rozumie dziś niemal każdy, kto posiada wykształcenie gimnazjalne. Niestety, wśród wyjątków znalazł się właściciel. Oznacza to, że nie ma on pojęcia o piłce nożnej.
ZOBACZ WIDEO Robert Lis ocenia Duńczyków: świetna obrona, kontratak i ... Hansen (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Meresiński wszedł w biznes, którego nie rozumie. Nie potrafił się przedstawić, mimo że doskonale widział, jak wiele ma za uszami. W konsekwencji wystraszył potencjalnych sponsorów.
Dla ludzi, których komfort psychiczny wpływa na kondycję jego nowej firmy, poświęcił ledwie pięć minut, goniąc ich z Myślenic do Krakowa. Czas, by porozmawiać, wygospodarował dopiero po trzech tygodniach. Zresztą, trudno mówić o dialogu, skoro wiedza o sytuacji w klubie czerpana jest z internetu.
Te błędy dałoby się usprawiedliwić, gdyby właściciel z prywatnego konta przelał nagle tłustą sumkę. Pieniędzmi Meresiński oczywiście nie przemówi, bo - jak sam przyznał - ich nie posiada.
Wokół Wisły Kraków trwa pospolite ruszenie. Przejąć ją próbowali nie tylko Grzegorz Smolny czy dwaj krakowscy biznesmeni. Ponoć do gry wkroczyli także bogaci ludzie spoza miasta oraz kibice (TS Wisła). Białą Gwiazdę chcą ratować, bo to skrawek ich dzieciństwa, młodości czy życia po prostu. To cząstka ich samych.
Większości osób, którym na klubie zależy, pozostało już tylko przyglądanie się podupadającej Wiśle. Kto wie, może ten klub umrze im na rękach. Są niewinni i bezradni.
Mateusz Karoń