Zwolnienie Jana Urbana i zatrudnienie 45-latka nie wywołało w stolicy Wielkopolski przesadnego entuzjazmu. Tej zmiany część kibiców się wprawdzie domagała, ale jeszcze głośniejsze były wołania o transfery. Zarząd Kolejorza spełnił tylko pierwszy z postulatów, dlatego Nenad Bjelica nie był raczej odbierany jako zbawiciel, który rychło odmieni styl gry.
Niedzielne spotkanie z Pogonią Szczecin przyniosło jednak ożywczy powiew. Poznaniakom jakby bardziej się chciało, walczyli o każdą piłkę, podyktowali zdecydowanie wyższe tempo niż w poprzednich meczach, a przede wszystkim pokazali charakter.
Gdy w 7. minucie Łukasz Zwoliński dał prowadzenie ekipie Kazimierza Moskala, na trybunach Inea Stadionu pojawił się nie tylko pomruk niezadowolenia, ale też poważne wątpliwości, czy gospodarze zdołają się podnieść. Reakcja lechitów była jednak znakomita. Dawno już drużynie ze stolicy Wielkopolski nie udało się tak szybko i efektownie wrócić do gry. Sami Portowcy musieli być mocno zaskoczeni poziomem determinacji Kolejorza, bo wcześniej takie zrywy mu się raczej nie zdarzały.
Można oczywiście spekulować, jak zakończyłoby się spotkanie, gdyby nie absurdalne pudło Zwolińskiego przy dobitce rzutu karnego w drugiej połowie, ale to nie zmienia faktu, że ponad 17 tys. osób, które spędziło niedzielne popołudnie na Inea Stadionie, wreszcie wracało do domów nie tylko zadowolonych ze zwycięstwa, ale też usatysfakcjonowanych poziomem widowiska. To nie był Lech przynudzający, grający schematycznie i bez polotu, a zespół, w którym wreszcie było widać radość i trochę szaleństwa.
ZOBACZ WIDEO: Pilarz po Legii: to wielka satysfakcja (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Mimo dwutygodniowej przerwy na kadrę, Nenad Bjelica nie mógł popracować ze swoimi piłkarzami zbyt wiele, bo w pełnym składzie odbyło się zaledwie kilka treningów. Trzeba jednak oddać, że Chorwat doskonale wyczuł nastroje trybun. Część kibiców była zadowolona już po wyczytaniu przez spikera składów. Na ławkę rezerwowych powędrował bowiem Łukasz Trałka, a to oznaczało, że gospodarze zagrają nie dwoma, a jednym defensywnym pomocnikiem. Zachowawcza taktyka była przecież głównym zarzutem kierowanym do Jana Urbana.
To jednak nie koniec. Tuż po ostatnim gwizdku pod sektor najzagorzalszych fanów Lecha poszli nie tylko piłkarze, ale także sam Bjelica. Gest drobny, ktoś powie, że na pokaz, nie zmienia to natomiast faktu, że 45-latek wykazuje się niezłą intuicją.
Tego co Bjelica da Lechowi sportowo teraz ocenić nie można, ale do zadowolenia trybun wbrew pozorom nie jest już mu potrzebne zbyt wiele. Musi tylko utrzymać dobrą serię, zapoczątkowaną przez poprzednika, i poprawić przy tym jakość widowisk. Preludium wyglądało całkiem obiecująco.
Z hurra optymizmem jeszcze poczekajmy, ale gra 'do przodu' już jest oznaką nowości taktycznych wprowadzonych przez tr Czytaj całość