Trzy mecze na własnym stadionie i trzy razy czyste konto. Obrona Śląska należała do najlepszych w lidze. Po 308 minutach bez straconej bramki u siebie wrocławską defensywę złamał dopiero Ruch Chorzów. W 38. minucie Patryk Lipski skupił na sobie uwagę obrońców, w tempo dograł do Piotra Ćwielonga, a "Pepe" w sytuacji sam na sam przelobował Mariusza Pawełka.
Na tym się nie skończyło. Ćwielong ukłuł jeszcze raz, gdy w 52. minucie zgarnął bezpańską piłkę i trafił do siatki z linii 16. metra. Śląsk stać było tylko na honorową bramkę Ryoty Morioki z rzutu karnego.
- W tym meczu straciliśmy to, co nas charakteryzowało. To, co miało być naszym DNA. Zabrakło konsekwencji w grze - przyznał po meczu szkoleniowiec wrocławian, Mariusz Rumak.
Trener Śląska zwracał uwagę, że jego podopieczni stracili gole w pozornie niegroźnych sytuacjach. - Pierwsza bramka padła w momencie, w którym wprowadzaliśmy piłkę do gry. Kolejny gol też wynikał z naszej niefrasobliwości - zaznacza Rumak.
ZOBACZ WIDEO: Miroslav Radović: z Borussią nie wywiesimy białej flagi (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Niedawno do zespołu dołączyła trójka nowych piłkarzy. Joan Angel Roman, Sito Riera i Mario Engels pojawili się na murawie w drugiej połowie i spisali się co najmniej przyzwoicie. Szczególnie Roman napędzał grę w drugiej linii wrocławian.
- Zmiany wniosły dużo dobrego. Gdy rezerwowi będą przygotowani na 90 minut, to Śląsk stanie się jeszcze mocniejszy - zapowiada szkoleniowiec.