Dogrywka z Piotrem Polczakiem: Liga Europy to był nokaut

- Zawaliliśmy. Ten wynik to była porażka, nokaut - wspomina w rozmowie z "Piłką Nożną" nieudaną przygodę z Ligą Europy z początku sezonu obrońca Cracovii Piotr Polczak.

W tym artykule dowiesz się o:

Kapitan i piłkarz z najdłuższym stażem w kadrze Cracovii. Mówi o tym, dlaczego obecny skład jest najsilniejszy za jego obecności w klubie, porażka ze Szkendiją Tetewo wyhamowała akcję promocyjną, oraz czym przekonał do siebie Bartosz Kapustka.

"Piłka Nożna": Zacząłeś siódmy sezon w barwach Pasów. To najlepsza Cracovia, w której grałeś?

- Zdecydowanie tak - mówi Piotr Polczak. - Bronią nas wyniki, a takich piłkarzy jak Erik Jendrisek, Marcin Budziński czy Mateusz Cetnarski też liczba goli i asyst potwierdzające jakość na tle całej ligi. Na papierze drużyna już wiele razy wyglądała dobrze, ale teraz przełożyło się to też na boisko. Udało się stworzyć zespół liczący się w ekstraklasie. To, że jesteśmy prawdziwą drużyną udowodniliśmy w poprzednim sezonie. Czwarte miejsce nie jest naszym szczytem i będziemy celować w wyższe lokaty.

Czyli uważasz, że jesteście kadrowo silniejsi niż w poprzednim sezonie?

- Klub był przygotowany na odejście Bartosza Kapustki. Kadra jest szersza, bardziej wyrównana niż w poprzednich rozgrywkach i rywalizacja zdecydowanie się zaostrzyła. Widać to na przykład na mojej pozycji.

Historia pokazuje, że powtórzenie wyniku z poprzedniego sezonu ekstraklasy jest najtrudniejsze. Wiele w ostatnich latach było przypadków sinusoidy formy - od rywalizacji o europejskie puchary do walki o utrzymanie w kolejnych rozgrywkach.

- Potwierdzenie formy, poziomu na jaki wszedł zespół jest często zdecydowanie trudniejsze. W ubiegłym sezonie zapracowaliśmy na inny odbiór sportowej wartości Cracovii przez rywali. W większości meczów robiliśmy za faworyta i potrafiliśmy udźwignąć taką odpowiedzialność już w rundzie wiosennej, do której przystępowaliśmy po bardzo dobrej jesieni. Mamy doświadczonego trenera - pracował w wielu klubach, swoje w ekstraklasie przeżył i jest przygotowany na każdą ewentualność. Dlatego my, piłkarze, czujemy spokój. Ale nie uciekamy też przed odpowiedzialnością. Chodzi o eliminacje Ligi Europy…

ZOBACZ WIDEO: Sokratis Papastathopoulos: musimy zachować ten mecz w głowach (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Przed kamerami nc+ trener Jacek Zieliński mówił, że kołdra na puchary, czyli skład, była w Cracovii za krótka. Ale czy aż tak, że nie wystarczyła na II rundę kwalifikacji i macedońską Szkendiję Tetowo?

- Kto siedzi w piłce i wie co nieco o niej, ma świadomość, że nie była to ekipa, która przyjechała tylko na zakupy w Galerii Krakowskiej. Warunkami finansowymi mogliby zawstydzić nie jeden klub ekstraklasy. OK, przyznaję: zawaliliśmy, ten wynik to porażka, nokaut. Puchary były dla drużyny nowym doświadczeniem i przysięgam, że wyobrażaliśmy sobie to zupełnie inaczej. Powstały jakieś idiotyczne teorie, że odpuściliśmy, bo wygodniej było nam skupić się na ekstraklasie i Pucharze Polski. Bzdura. Na grę w Europie pracowaliśmy od ponad roku, od kiedy przyszedł trener Zieliński, i to miała być nagroda za cały ten czas oraz trud.

Po bardzo udanym sezonie w lidze przyszła wtopa. Łatwo było się wam pozbierać?

- Każdy przeżywał to inaczej. Myślenie było takie: za dużo osiągnęliśmy, żeby teraz rozpamiętywać to w nieskończoność. Po Szkendiji wróciliśmy naprawdę z dalekiej podróży. Wszystko kręci się wokół ekstraklasy oraz poprawy lokaty z poprzedniego sezonu. Nie chodziło o krzyki czy pretensje, trener Zieliński wiedział od początku, że rozpamiętując porażkę możemy stracić jeszcze więcej. W Polsce płaci się wysoką cenę za grę w pucharach, trener przekonał się już o tym na własnej skórze.

Pamiętasz przegrany dwumecz Cracovii z Szachtiorem Soligorsk w I rundzie Pucharu Intertoto w sezonie 2008-09?

- Tak… Wtedy trafiliśmy do pucharów w zastępstwie, chyba dwie drużyny poprzednich rozgrywek nie mogły wystartować i weszliśmy z siódmego miejsca. Później okazało się, że to był pocałunek śmierci. Ale pamiętałem o tym i to mnie wkurza jeszcze bardziej. Okoliczności były zupełnie inne, bo mieliśmy tylko tydzień wolnego. Przed Szkendiją odpoczywaliśmy dłużej, każdy miał trzytygodniowy urlop, dlatego wytłumaczeniem absolutnie nie jest wczesny start sezonu. Wiesz co mnie najbardziej denerwuje w tej porażce? Poprzednim sezonem zmieniliśmy myślenie o Cracovii. Ludzie chętniej zaczęli przychodzić na stadion, w Krakowie zrobiła się większa moda na Pasy. Dobrym wynikiem w pucharach mogliśmy jeszcze mocniej to wszystko nakręcić. Wiadomo, że pokazanie się w Europie jest kapitalną reklamą.

Funkcjonujący od 2002 roku projekt profesora Janusza Filipiaka w Cracovii sporo kosztował. Wyniki sportowe w ekstraklasie przyszły jednak dopiero niedawno.

- I cały czas projekt się rozwija. Jako jedni z pierwszych w lidze mieliśmy poważne warunki do trenowania, teraz o projekcie nowej bazy w Rącznej trudno mówić inaczej niż, że jest imponujący. Cierpliwość profesora była i jest duża. Łoży pieniądze na klub, od lat ciągle niezmiennie wierząc w drużynę, a sam przeżywałem już w Cracovii różne momenty i widziałem wiele. Zespół był na samym dnie, spadał i wracał do ekstraklasy. Teraz jesteśmy postrzegani jako drużyna poukładana. Jak już mówiłem na wynik składa się wiele czynników i samo kupno dobrych piłkarzy nie jest żadną gwarancją. W porównaniu do poprzednich lat nie pamiętam, żeby w szatni była między zawodnikami taka chemia jak teraz. Trener Zieliński spojrzał na nas inaczej, nie tylko taktycznie, tak po piłkarsku, ale też jako na grupę ludzi. Sukcesami zbudowaliśmy wiarę w siebie, co przekłada się na pozytywną energię i atmosferę. Nie można powiedzieć, że wcześniej tak nie było, jednak obecna więź jest inna. Wiele już razem przeżyliśmy: od gry w grupie spadkowej, przez liczenie się w rywalizacji o mistrzostwo Polski, po tę nieszczęsną Ligę Europy.

Cracovia broni się też stylem.

- Zawodnicy pasują do stylu gry, który odpowiada każdemu z nas. Z prowadzeniem otwartej gry jest tak, że można tym na boisku podpisać na siebie wyrok. Ale zawsze kiedy jesteśmy w formie, za stylem idzie też jakość i wyniki.

Dziś jesteś jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy w zespole, kapitanem.

- W poprzednim klubie, Wołdze Niżnyj Nowogród, średnia wieku była wysoka i sam robiłem tam jeszcze nie tak dawno za młodzież. Po powrocie do Cracovii biorę odpowiedzialność za szatnię, choć kilku zawodników ma międzynarodowe doświadczenie. Teraz jest więcej liderów niż przed laty. Nie chcę wymieniać nazwisk, bo nie o to chodzi. Po prostu w kadrze jest większa liczba takich piłkarzy i inaczej rozkłada się odpowiedzialność. To wiele daje młodszym zawodnikom, którzy patrząc na starszych mogą się więcej uczyć.

Dziś młodzi piłkarze mają łatwiejszy start w ekstraklasie niż jeszcze kilka lat temu?

- Wchodziłem do seniorskiej piłki w czasach, kiedy o fali w futbolu mówiło się w podobnym kontekście co w wojsku. Historie nie nadają się do cytowania na łamach prasy. W GKS Katowice ćwicząc ze starszym kolegą trzeba było podać idealnie, w punkt. Stasiu Wróbel nie chciał się ruszyć krok do mojego podania i śląską gwarą powiedział: Polo, ja cię prosza, zjedz kotleta lepiej. Po czym spaliłem się ze wstydu, bo reszta się śmiała i to jest najmniej kontrowersyjna historia. Dziś młodzi mają łatwiej, szatnie są otwarte na nowych, a w relacjach panują zasady partnerstwa, jak w nowoczesnym wychowaniu dzieci. Wiadomo, muszą czuć respekt, bo pewne rzeczy się nigdy nie zmienią. O tym decyduje charakter i czy ktoś wyniósł z domu szacunek wobec starszych, czy nie.

A jaki był wchodzący do pierwszej drużyny Bartosz Kapustka?

- Ze znalezieniem się w grupie nie miał żadnych problemów. Po Bartku pewność siebie było widać od początku. Kiedy trzeba było wziąć piłki, nie pyskował tylko po nie zasuwał. Szybko tym przekonał wszystkich do siebie, a tym co pokazał na boisku - po prostu zaskoczył. Też było widać tę pewność siebie: przytrzymanie piłki, uderzenie, kiwka. Nie spalał się, naprawdę fajnie się rozwija i już przerósł wielu piłkarzy, z którymi grał. Bartek ma to coś, z czym trzeba się urodzić: kiedy wszedł na boisko w Pucharze Polski od razu wszyscy powiedzieli: wow, miał debiut marzenie w reprezentacji.

Cracovia to dobre miejsce dla młodych piłkarzy na start do dużej kariery? Teraz klub może wykorzystać przykład Kapustki.

- Jest paru kandydatów. Cracovia to dobry etap: klub jest profesjonalnie zorganizowany, sportowo jesteśmy jedną z silniejszych ekip ekstraklasy, mamy trenera, który wprowadził do poważnej piłki wiele dziś głośnych nazwisk.

Co Kapustka opowiadał o Euro 2016?

- Na początku to my więcej opowiadaliśmy, nasłuchał się o tweetach Linekera i Ferdinanda. Na serio, to super było usłyszeć co działo się w środku tydzień po tym jak zagrał przeciwko Portugalii o półfinał mistrzostw Europy. Najlepsze jest to - i pokazuje jaki jest Bartek - że po takim doświadczeniu nie zaczął gwiazdorzyć. Dalej po treningach odnosił piłki jak kiedyś.

Jak go pożegnaliście po transferze do Leicester?

- Dużo się śmialiśmy. Jakoś chwilę wcześniej graliśmy w Sieniawie i mówiliśmy, że jeśli tam nie zachwycił, to w Premier League albo w sparingu przeciwko Barcelonie będzie mu jeszcze trudniej.

Bartek był teraz lepiej przygotowany do wyjazdu niż ty do Rosji w 2011 roku?

- Wyjechał w dobrym wieku. Zdążył się już pokazać w ekstraklasie, przez co wiele nie traci. Jestem przekonany, że się rozwinie i wiele nauczy, pójdzie drogą Grześka Krychowiaka. Dodatkowo jest jeszcze nastolatkiem, dlatego w Anglii dorośnie, ukształtuje się jako człowiek. Na tyle, na ile go poznałem, jestem spokojny o jego głowę, która przy wyjeździe zagranicę jest najważniejsza.

Rozmawiał: Michał Czechowicz

Wywiad został przeprowadzony 6.9.2016 r.

Czytaj także:

Włosi zachwyceni występem Milika

Pomocnik Górnika doznał poważnej kontuzji

Spadają notowania Szczęsnego w Romie

Komentarze (0)