Leo Messi: "Rozumiem, dlaczego jest uważany za jednego z najlepszych". Andres Iniesta: "Najlepszy piłkarz w historii". Josep Guardiola: "Najlepszy piłkarz świata". Jose Mourinho: "Fenomen". Ivan Zamorano: "Geniusz!". Romario: "Najlepszy piłkarz z jakim grałem".
Komplementy pod jego adresem wypowiadali najwięksi piłkarze i trenerzy w historii futbolu. Choć zdaniem wielu był swego czasu absolutnie największym piłkarzem świata, nigdy nie zdobył Złotej Piłki. - To dla mnie niezrozumiałe - mówił po latach Josep Guardiola. Hiszpan wie co mówi, bo przez kilka lat codziennie geniusz Michaela Laudrupa widział z bliska. Duńskiego pomocnika, który wyprzedził epokę.
Musiał zostać sportowcem. Gdy się urodził (15 czerwca 1964 roku) jego tata, Finn Laudrup był czynnym piłkarzem (grał nawet w reprezentacji Danii), mama trenowała piłkę ręczną. Już w wieku kilku lat postanowił, że pójdzie śladami ojca, który zapisał go do szkółki Vanløse IF. Gdy jednak Laudrup senior podpisał kontrakt z Broendby IF, młody Michael i jego młodszy brat Brian także rozpoczęli treningi w szkółce tego klubu.
Gdy Finn Laudrup decydował się zakończyć karierę, Michael miał już za sobą debiut w pierwszym zespole Broendby. Zresztą niezwykle udany - w wieku 17 lat strzelił dwa gole i na stałe trafił do podstawowego składu zespołu. Wystawiany na pozycji napastnika spisywał się znakomicie - w sezonie 1981/1982 strzelił 15 goli i na koniec roku został wybrany najlepszym piłkarzem Danii mając zaledwie 18 lat.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski dostanie swój... pomnik
Trafił do notesów wysłanników największych klubów Europy, w tym Juventusu Turyn. Już w 1983 roku Stara Dama wyłożyła milion dolarów i wyciągnęła Laudrupa z Danii, który stał się tym samym najdroższym piłkarzem w historii swojego kraju.
W Serie A obowiązywał jednak wtedy limit obcokrajowców - Juve miało Michela Platiniego i Zbigniewa Bońka, dlatego Laudrupa na dwa sezony oddano do Lazio Rzym. W drużynie Biancocelestich grał regularnie i gdy w 1985 roku Boniek opuścił stolicę Piemontu, jego miejsce zajął właśnie Laudrup.
W Juventusie spędził cztery lata - zdobycie m.in. mistrzostwa Włoch i Pucharu Interkontynentalnego przeplatał z długimi przerwami na leczenie kontuzji. Gdy Stara Dama wpadła w dołek, 25-latek zrozumiał, że jego czas w tym klubie się skończył. - Pierwsze lata były fantastyczne. Jednak pod koniec czwartego sezonu poczułem, że jestem tu za długo. Potrzebowałem nowego bodźca, nowych doświadczeń - tłumaczył później.
W 1989 roku zdecydował się podpisać kontrakt z mającą mocarstwowe plany Barceloną, gdzie rządy rozpoczął właśnie Johan Cruyff, idol Michaela Laudrupa z dzieciństwa. To był przełomowy krok w jego karierze. Właśnie pod wodzą Holendra piłkarz wzniósł się na najwyższy możliwy poziom i święcił największe sukcesy. - Słyszałem, że Cruyff dokonał rewolucji w Barcelonie, a pod jego wodzą drużyna zaczęła grać w bardzo nowoczesnym stylu. Bardzo mnie to zaciekawiło i postanowiłem spróbować - wyjaśniał.
Cruyff zbudował w Katalonii pamiętny Dream Team, w którym Laudrup odgrywał niezwykle istotną rolę. Już nie zawsze jako napastnik, ale częściej jako wysunięty pomocnik. Cofnięcie go do drugiej linii okazało się fantastyczną decyzją i korzystną dla wszystkich - w środku pola miał więcej miejsca i mógł zrobić większy użytek ze swojej świetnej techniki i dryblingu. Co więcej, jego kapitalne podania wielokrotnie otwierały napastnikom prostą drogę do bramki.
"Fenomenalny, fantastyczny. Jego gra zawsze będzie robiła wrażenie" - Jose Mourinho
- To najlepszy piłkarz z jakimkolwiek grałem - mówił o nim słynny Romario, wielka gwiazda Dream Teamu. Jeśli takie słowa kieruje pod czyimś adresem słynny Brazylijczyk, nie może być mowy o pomyłce. Tym bardziej, że wtórował mu inny znakomity napastnik tamtej Barcelony, Christo Stoiczkow.
- Z ponad 100 goli jakie strzeliłem dla tego klubu, jestem pewien że ponad połowa padła z podań Michaela. Gra z nim była niezwykle łatwa i przyjemna. Tylko niewiele osób rozumie futbol tak, jak on. Dla innych było to nie do pomyślenia, że można grać i poruszać się po boisku z taką łatwością. Fenomen! - przekonywał Bułgar.
- Nikt nie mógł się z nim równać. To najbardziej utalentowany piłkarz, z jakim kiedykolwiek grałem. Jego geniusz był widoczny w każdym zagraniu - mówił z kolei Ronald Koeman, a Jose Mari Bakero dodawał: - Obcowanie z nim było ogromnym przywilejem - wspominał kapitan wielkiej Barcelony.
Gdy brylował w Katalonii, największe sukcesy w historii świętowała też reprezentacja Danii, jednak bez niego w składzie. Był wprawdzie członkiem kadry w finałach EURO 1984 i na MŚ w 1986 roku, jednak w 1991 roku, ze względu na różnice dzielące go z trenerem Richardem Moellerem Nielsenem zrezygnował z gry w reprezentacji, podobnie jak jego młodszy brat Brian. Miał wielkiego pecha, bo na EURO 1992 odpalił przecież "duński dynamit".
[nextpage]Z Cruyffem na ławce, z Laudrupem w pomocy, Romario i Stoiczkowem w ataku Barcelona zdobyła wszystko, co było możliwe, także Puchar Ligi Mistrzów w 1992 roku. Duńczyk był nie do zatrzymania i grał jak z nut. Jego grę doceniali eksperci - dwa razy był wybierany najlepszym piłkarzem roku w Hiszpanii. Kochali go kibice, jego grę wielbił także Cruyff, jednak jego relacje z piłkarzem dalekie były od idealnych.
Wymagający szkoleniowiec domagał się od niego stuprocentowego zaangażowania nie tylko podczas meczu, ale także w trakcie treningów. - Gdy dawał 80 procent z siebie, nadal był najlepszy. Chciałem 100 procent, ale on rzadko to robił. To był jeden z najtrudniejszych piłkarzy z jakim pracowałem. Gdy jednak dawał z siebie wszystko, to była magia. Nikt na świecie nie mógł się do tego zbliżyć - wspominał Cruyff.
- Problemem Michaela było to, że niezwykle mocno przejmował się uwagami trenera, najmniejszymi słowami, które nie były nawet krytyczne na temat jego gry. Wszystko brał do siebie. Ja byłem zupełnie inny i gdy się z tym nie zgadzałem, miałem to gdzieś - tłumaczył Stoiczkow.
Gdy Cruyff nie wystawił duńskiego pomocnika do gry w finale Ligi Mistrzów w 1994 roku przeciwko Milanowi, Laudrup wiedział, że to już koniec jego pobytu w stolicy Katalonii. Jego decyzja o odejściu z Camp Nou wzbudziła ogromne emocje, nie tylko wśród kibiców, ale też kolegów z drużyny. Próby przekonania piłkarza do zmiany decyzji (m.in. list z podpisem 20 tysięcy kibiców) spełzły na niczym. Szok był tym większy, że latem 1994 roku Michael Laudrup podpisał umowę z... Realem Madryt.
"Pele był najlepszy w latach 60-tych, Cruyff w 70-tych, Maradona w 80-tych. Lata 90. należały do Michaela Laudrupa" - Franz Beckenbauer
- Ludzie mówili, że odejście do Realu miało być zemstą. Zemstą za co? Spędziłem tam wspaniały czas, wygrałem wszystko co mogłem. Czułem się w Barcelonie znakomicie. Występowałem w drużynie, która grała być może najlepszy futbol na świecie, choć nie miała w swoim składzie samych najlepszych piłkarzy - tłumaczył dziennikarzom.
Jego przygoda z Królewskimi trwała tylko dwa lata i choć nie przyniosła spektakularnych sukcesów, to do dziś Laudrup jest wspominany na Bernabeu niezwykle ciepło. Duńczyk zaliczył wiele znakomitych występów, choćby przeciwko Barcelonie (5:0), gdy nie miał sentymentów grając przeciwko swoim byłym kolegom. W sezonie 1994/1995 pomógł Królewskim zdobyć tytuł mistrza Hiszpanii, stając się pierwszym piłkarzem w historii hiszpańskiej ekstraklasy, który sięgał po mistrzostwo pięć razy z rzędu w barwach dwóch klubów.
W 1996 roku powtórzyła się historia z Barcelony, gdy Laudrup zdecydował się zmienić otoczenie, choć kibice i koledzy ze wszystkich sił starali się go od tego powstrzymać. Duńczyk postanowił spróbować czegoś egzotycznego i udał się do Japonii. Po roku gry dla Vissel Kobe wrócił do Europy, gdzie jeszcze przez rok czarował swoją grą kibiców Ajaksu Amsterdam, z którym zdobył mistrzostwo (z 17 punktami przewagi nad PSV) i Puchar Holandii.
Po zakończeniu sezonu pojechał na mistrzostwa świata we Francji, już jako kapitan swojej reprezentacji. Choć Duńczycy rozkręcali się powoli, to ponownie stali się jedną z rewelacji imprezy. Odpadli dopiero w ćwierćfinale, po wspaniałej walce z Brazylią (2:3). Ich liderem był Laudrup, który w wieku 34 lat ośmieszał rywali jak dzieci, a na koniec znalazł się w najlepszej "11" turnieju. Mecz przeciwko Canarinhos był jego 104. występem w kadrze (37 goli) i ostatnim. Po mundialu zdecydował się zakończyć wspaniałą karierę.
Nie zerwał jego z futbolem. Bardzo szybko zdecydował się na pracę trenerską. Rozpoczął jako asystent Mortena Olsena w reprezentacji Danii, by później być już pierwszym szkoleniowcem w takich klubach jak Broendby IF, Spartaku Moskwa, Getafe, Realu Mallorca i Swansea City.
W końcówce ubiegłego roku, gdy Olsen zrezygnował z funkcji selekcjonera, władze tamtejszego związku chciały zatrudnić właśnie Laudrupa. Ten jednak odmówił, a obecnie pracuje w katarskim Al-Rayyan Sports Club.
To był piłkarz, który wyprzedził epokę. Rajdy, dryblingi i podania Michaela Laudrupa do dziś robią niezwykle wrażenie, choć od jego występów minęło około 20 lat. Najlepszy piłkarz duńskiego futbolu, najlepszy piłkarz 25-lecia hiszpańskiej ligi, według dziennika "Marca" najlepszy zagraniczny zawodnik w historii Realu Madryt. Po prostu geniusz.