Roman Kosecki zapowiedział, że nie jest zainteresowany dalszą pracą dla PZPN. Na najbliższym zjeździe nie będzie nawet delegatem. Uważa, że zbyt często wypominano mu, iż łączył funkcje wiceprezesa związku z funkcją czynnego polityka, posła z ramienia Platformy Obywatelskiej.
- Atakowano mnie za to, że jako czynny polityk pcham się do piłki, choć zawsze uważałem, że moje nazwisko kojarzy się jednak właśnie z piłką a nie z polityką. Ale skoro środowisko było tym tak oburzone, to się wycofuję - mówi Kosecki w rozmowie z Antonim Bugajskim.
Zaznacza, że w wyborach poparłby Zbigniewa Bońka.
- Nie uważam Bońka za idealnego prezesa, lecz gdybym miał głos na zjeździe, to oddałbym właśnie na niego - mówi i jednocześnie dodaje kilka krytycznych słów pod adresem konkurenta "Zibiego", Józefa Wojciechowskiego. - Pan Wojciechowski obiecuje pół miliarda złotych na polską piłkę. Nie rozumiem, dlaczego tak skromnie. Na jego miejscu zaproponowałbym miliard. Albo nie - dwa miliardy. W związku z tą propozycją pana Wojciechowskiego mam apel do wszelkich służb, żeby dyskretnie czuwały nad przebiegiem kampanii i wyborów w PZPN.
Kosecki sam kandydował na stanowisko prezesa w poprzednich wyborach. Uważa, że przegrał przez zakulisowe rozmowy, które odbywają się w ostatnią przedwyborczą noc.
- W ciągu tych paru godzin w oparach dymu z cygar i alkoholu decydują się głosy poparcia. Wiem co mówię, bo cztery lata temu właśnie w nich straciłem szansę na wygraną.
ZOBACZ WIDEO Malarz: boli mnie liczba wpuszczonych goli