Ewentualna piąta porażka w starciu z pogrążonym w równie dużym kryzysie Ruchem może skutkować zwolnieniem Tomasza Wilmana, stąd przed Koroną niezwykle trudny mecz. - Ważny jest powrót do naszego stylu grania, bo ten wynik na pewno przyjdzie z czasem. Na początku sezonu były dobre momenty, potem ogień zgasł i od nowa musimy zapalić iskrę, żebyśmy byli drużyną.
Niebiescy nie są najlepszym rywalem na przełamanie, bowiem też mają nóż na gardle. - Nie ma dobrego przeciwnika. Lepiej byłoby zagrać z przedszkolem może, nikt się przed nami nie położy i nie powie, że pomoże Koronie. Na pewno będzie to trudne spotkanie.
Jak w tej chwili można scharakteryzować złocisto-krwistych? Jako przestraszoną, rozbitą mentalnie i grającą mało zespołowo grupę ludzi. - Przestrzegaliśmy, że taki moment przyjdzie i żeby chłopcy nie wpadali w euforię. Wszyscy musimy spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prawdę, czy robimy wszystko dobrze. Jeżeli będziemy na to gotowi, to wtedy wrócimy do tego właściwego grania - uważa szkoleniowiec.
Jednym ze sposobów wstrząśnięcia drużyną jest dokonanie rewolucji w wyjściowym składzie. W obecnej sytuacji kadrowej Korony jest to jednak niemożliwe. - Chcielibyśmy dokonać zmian, ale nie mamy możliwości kadrowych w obecnej chwili - uzasadnił Wilman. Brak wartościowych zmienników, w połączeniu z kontuzjami Łukasza Sekulskiego i Elhadji Pape Diawa jeszcze bardziej wszystko komplikuje.
Być może w opanowaniu tego całego zamieszania pomógłby prawdziwy lider. Okazuje się jednak, że w kieleckiej szatni brakuje takiego człowieka. - Problem lidera jest widoczny. Bardzo mnie boli, że po przegranym meczu szatnia nie jest zdemolowana z nerwów, bo to pokazuje, że podchodzimy do tego w taki sposób, że to sport i może się zdarzyć - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Jakub Czerwiński: Potrzebujemy serii zwycięstw w lidze
{"id":"","title":""}