Legia - Lech: Cierpienia niemłodego Węgra. Finka wbita w poznańskie serca

Legia cierpiała, Lech cierpiał, my również. Ciekawie, i to bardzo, zrobiło się pod koniec meczu: był rzut karny, gol ze spalonego i bijatyka pomiędzy piłkarzami. Legia - Lech 2:1.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
PAP / Bartłomiej Zborowski

Nemanja Nikolić w sobotnim meczu mógł dostać nominację na główną rolę w "Futbolowych jajach". Pod koniec pierwszej połowy minął już Matusa Putnocky'ego i nie trafił do pustej bramki. Potem bramkarz Lecha zatrzymał go kapitalną interwencją. W 64. minucie Węgier stanął z poznańskim bramkarzem oko w oko raz jeszcze. I tym razem był już skuteczny. I po godzinie zakończył swoje męki. I nasze.

A te były ogromne

Jakub Rzeźniczak potknął się, wywrócił z piłką, ale leżąc zdążył jeszcze puścić piłkę między nogami Łukasza Trałki. To było gdzieś w okolicach pierwszej połowy, pod polem karnym Lecha. Nic z tej akcji jednak nie wynikło. Trałka się uśmiechnął, poklepał legionistę po głowie jak starszy kolega młodego adepta, któremu udało się błysnąć. I będzie się teraz chwalił na osiedlu, że "staremu" założył siatkę.

W tym czasie na trybunach brylował duński model elite look Nicki "Kill Bill" Nielsen.


Jeszcze w 41. minucie Nemanja Nikolić po tym, jak minął już Matusa Putnocky'ego, nie trafił do pustej bramki. To najważniejsze wydarzenia pierwszej połowy derbów Polski, hitów nad hity polskiej ligi, czyli starcia ósmej drużyny z czternastą.

ZOBACZ WIDEO Rafał Patyra: Nawałce zaczynają się wymykać lejce z rąk

Wydawało się, że w sobotni zimny i deszczowy wieczór można było robić sto ciekawszych rzeczy, niż oglądać mecz Legii Warszawa z Lechem Poznań. W pierwszej połowie przed zaśnięciem na trybunie chroniło tylko przenikliwe zimno. O dziwo, nikt tym razem nie biegał po stadionie w kominiarkach. Legia i Lech mają swoje problemy. Ten najnowszy mistrzów Polski to właśnie chuligani, którzy zamykają im obiekt. Lech ciągle nie może złapać pary, żeby ruszyć jak lokomotywa. Choćby taka jak ta, która stanęła w tygodniu przed jego stadionem.

Legia wyszła na mecz z przemeblowaną obroną. Koszmar Michała Pazdana trwa, właśnie ominął go kolejny teoretycznie wielki mecz. Lecha dorzucamy do Kazachstanu, Danii, Armenii, Borussii Dortmund, Sportingu Lizbona i Realu Madryt. W meczach z tymi rywalami Pazdan powinien grać, ale wykluczyły go urazy. Choć teraz ponoć był już zdrowy. Do składu wrócił więc dawno nie widziany Maciej Dąbrowski. Zagrał na środku obrony, a Jakub Rzeźniczak został przesunięty na lewą stronę. Kontuzjowany jest bowiem Adam Hlousek.

I Maciej Makuszewski w pierwszej połowie mocno dał się kapitanowi Legii we znaki. Skrzydłowy Lecha wygrywał z nim pojedynki, no ale nic z tego nie wychodziło. Na szczęście dla Rzeźniczaka, drugą połowę zaczął już na środku. Dąbrowskiego zmienił Michał Kucharczyk.

Lech od początku miał przewagę, ale jak miał strzelić gola, skoro atakował głównie w czwórkę. Na dodatek na środku ataku zabrakło napastnika, bo Marcin Robak siedział na ławce rezerwowych. Nenad Bjelica na szpicy postawił na Macieja Gajosa.

Wkurzony Węgier 

Wspomniany Kucharczyk na szczęście wniósł nieco ożywienia. W ogóle od razu po przerwie zrobiło się nieco cieplej. Najpierw Putnocky błysnął refleksem, gdy z trzech metrów strzelał Tomasz Jodłowiec. W odpowiedzi próbował Maciej Makuszewski, ale jego strzał zza pola karnego odbił Arkadiusz Malarz. Po godzinie gry, po rzucie rożnym piłka przeleciała na trzecim metrze wzdłuż bramki Legii, ale żaden z poznaniaków nie zdołał jej wepchnąć do bramki. A gdy Łukasz Broź idealnie dograł do Nikolcia, to Węgra znowu powstrzymał Putnocky.

W 64. minucie już mu się to nie udało. Po dalekim zagraniu Nielsen zbyt krótko wybił piłkę, przejął ją Kucharczyk i natychmiast podał do Nikolicia, który w sytuacji sam na sam trafił do bramki. Węgier mocno cierpiał w tym meczu. W ogóle wydaje się, że ostatnio nie wszystko szło po jego myśli jak sobie założył. Weźmy choćby Ligę Mistrzów. Nikolić został latem w Legii między innymi po to, żeby błysnąć w Champions League. Mecz z Borussią Dortmund zaczął na ławce, ostatnio z Realem też. Musiał być naprawdę wkurzony. Po meczu z BVB nawet tego nie ukrywał.

Karny, bijatyka i gol ze spalonego

Gdy wydawało się, że Legia dowiezie wygraną, Michał Kopczyński w polu karnym kopnął Macieja Makuszewskiego. Marcin Robak strzelił z rzutu karnego, a za chwilę obie drużyny skoczyły sobie do gardeł.

Nagle wśród piłkarzy na boisku znalazł się siędzący na ławce rezerwowych bramkarz Kolejorza Jasmin Burić. Zaatakował golkipera Legii. Otrzymał za to od sędziego czerwoną kartkę!

Tyle że to nie był koniec. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Broź uderzył sprzed pola karnego, Putnocky odbił piłkę przed siebie, a do bramki wbił ją wprowadzony chwilę wcześniej Hamalainen. Jak pokazały telewizyjne powtórki, gol nie powinien zostać uznany. Fin był na pozycji spalonej.

Fin to były najlepszy piłkarz Lecha. Jego transfer wywołał ogromne kontrowersje. Jakże to symboliczne, że to właśnie on wbił dziś nóż finkę w poznańskie serca.

Jacek Magiera, trener Legii powiedział przed meczem: - Drużyny zawsze tworzyły na stadionie widowisko porywające publiczność.

Przez godzinę się mylił.

Legia wygrała i punktowo zrównała się z Lechem.

Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1 (0:0)

1:0 - Nemanja Nikolić 64'
1:1 - Marcin Robak 89 k
2:1 - Kasper Hamalainen 90+3

Legia Warszawa:
Arkadiusz Malarz - Łukasz Broź, Jakub Czerwiński, Maciej Dąbrowski (Michał Kucharczyk 46'), Jakub Rzeźniczak - Tomasz Jodłowiec, Thibaul Moulin, Vadis Odjidja-Ofoe, Guilherme, Miroslav Radović - Nemanja Nikolić

Lech Poznań: Matus Putnocky - Tomasz Kędziora, Lasse Nielsen, Jan Bednarek, Tamas Kadar - Abdul Aziz Tetteh, Łukasz Trałka (Radosław Majewski 81'), Darko Jevtić (Marcin Robak 64'), Maciej Makuszewski, Szymon Pawłowski - Maciej Gajos (Dawid Kownacki 81')

Żółte kartki: Rzeźniczak, Nikolić, Malarz i Makuszewski, Kownacki
Czerwona kartka: Burić

Sędzia: Szymon Marciniak

Jacek Stańczyk


Czy sędzia "pomógł" w sobotę Legii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×