Firma Remes, która zajmuje się organizacją Pucharu Polski, poinformowała niedawno, że Howard Webb jest numerem jeden na liście życzeń. Wywołało to w Polsce dużo kontrowersji, gdyż angielski arbiter nie jest darzony sympatią w kraju nad Wisłą. Anglik sędziował mecz Austria-Polska na Mistrzostwach Europy i podyktował dla gospodarzy rzut karny w doliczonym czasie gry.
- Tylko przyklasnąć. Pomyłki się każdemu zdarzają. Są pretensje dotyczące tego meczu na Euro z Austrią, ale tak naprawdę to ten arbiter nie byłby tak ceniony, gdyby często się mylił. Jeśli przyjechałby na finał z udziałem mojego zespołu, to byłbym spokojny o poziom sędziowania - twierdzi trener Lecha Poznań Franciszek Smuda.
- Niedawno przyjechał Japończyk sędziować do nas i byłem pod wrażeniem tego, jak prowadził spotkania ligowe - dodaje szkoleniowiec Lecha.
Innego zdania jest szef polskich sędziów Kazimierz Stępień. - Pomysł bardzo oryginalny, ale muszę przyznać, że nie jestem nim zachwycony - mówi Stępień - Uważam, że to jeden z najlepszych specjalistów na świecie. Ale dlaczego mielibyśmy go od razu brać do prowadzenia finału Pucharu Polski? Nie do końca rozumiem - dodaje szef polskich arbitrów.
Tymczasem szef firmy Polish Sport Promotion, Tomasz Rachwał, jest mile zaskoczony pomysłem sprowadzenia Anglika na finał Pucharu Polski. - Taka informacja, jeżeli rzeczywiście miałaby stać się faktem, robi wrażenie, a to najlepszy dowód, że marketingowo można ją bardzo dobrze rozegrać. Dlatego jestem za - mówi szef firmy zajmującej się public relations m.in. PZPN.