Pojedynek lewoskrzydłowych

W Przeglądzie Sportowym czytamy, że w meczu Odra Wodzisław - Śląsk Wrocław po dwóch stronach barykady spotkają się zawodnicy, którzy walczą o zaistnienie w polskie piłce. To dwaj lewoskrzydłowi: Maciej Małkowski i Janusz Gancarczyk.

Obaj w ubiegłym roku zaczęli swoją przygodę w ekstraklasie i obaj zaprezentowali się na tyle dobrze, że zwrócił na nich uwagę szkoleniowiec reprezentacji Leo Beenhakker. Holender zabrał ich na grudniowe zgrupowanie w Turcji, a teraz walczą, by na dłużej zagościć w kadrze. - W sobotę przede wszystkim Odra gra o ważne punkty ze Śląskiem, a nie Maciej Małkowski z Januszem Gancarczykiem. Nie da się jednak ukryć, że jakiś element rywalizacji między nami jest. Oczywiście rywalizacji czysto sportowej, bo chyba mogę już powiedzieć, że Janusz jest moim kolegą. Poznaliśmy się właśnie podczas zgrupowania w Turcji. Spędziliśmy sporo czasu na rozmowach, podczas dojazdów na treningi siedzieliśmy obok siebie w autokarze. Byłem zdziwiony, że to ja więcej się nagrałem w reprezentacji, niż "Garnek", który wystąpił tylko raz i to w nieoficjalnym meczu. Jesienią w lidze Janusz radził sobie lepiej - mówi skrzydłowy Odry. Maciej Małkowski początku rundy rewanżowej do udanych zaliczyć na pewno nie może. Drużyna z Wodzisławia jest jedynym obok Ruchu Chorzów zespołem, która w nowym roku jeszcze nie zdobyła punkty ani nawet bramki. - Liczymy, że w meczu ze Śląskiem nastąpi przełom. Jesteśmy już w strefie spadkowej, jeśli nie zdobędziemy w sobotę kompletu punktów, możemy znaleźć się w naprawdę dramatycznej sytuacji - dodaje 24-letni pomocnik, który do Wodzisławia przeszedł z drugoligowego GKS Jastrzębie. Warto wspomnieć, że Małkowski mógł równie dobrze trafić do beniaminka piłkarskiej ekstraklasy. Jan Caliński - człowiek odpowiedzialny w Śląsku za skauting obserwował wówczas piłkarza z Jastrzębia. - Kiedyś ten pan pojawił się nawet u nas na treningu i wziął ode mnie numer telefonu - wspomina Małkowski.

Trener Ryszard Tarasiewicz chciał wówczas pozyskać "Małego", ale nie długo potem sam odszedł z Wrocławia, a gdy powrócił miał już Janusza Gancarczyka, który porzucił Górnik Polkowice. Wrocławianie za popularnego "Garnka" zapłacili 120 tysięcy złotych i Małkowski nie był już potrzebny.

- W pierwszej kolejce, podczas spotkania w Gdańsku, miałem skurcze i nie dotrwałem do końca meczu. Z kolei podczas niedawnego spotkania z Polonią Bytom trochę bolał mnie mięsień dwugłowy. Nie powiedziałbym jednak, że zawodzę. Wypracowałem przecież w meczu z bytomianami karnego. To, że Sebek Mila nie trafił, to inna sprawa - stwierdza z kolei urodzony w Oławie zawodnik, który rundę wiosenną rozpoczął dość przeciętnie. - A co mogę powiedzieć o Małkowskim? To bardzo dobry lewy pomocnik, na pewno zdecydowanie wyróżniający się piłkarz Odry. Wolałbym skupić się jednak na walce o trzy punkty, a nie specjalnie na rywalizacji z nim - przyznaje Gancarczyk.

Komentarze (0)