Obyczaje w polskim futbolu - a w zasadzie ich brak- od dawna mnie już nie dziwią. Wiele widziałem. Ale ostatnio i tak szczęka mi trochę opadła. Nie doceniłem tupetu piłkarzy. Mojego zdziwienia nie wywołała jednak pojemność płuc Steevena Langila, który wypuszcza takie kłęby dymu z sziszy, że kominy Nowej Huty - z czasów jej świetności - się chowają. I to ze wstydem. Mnie zadziwił zupełnie inny piłkarz.
Dudek. Nie Jurek Dudek, nie jego brat Dariusz Dudek. Chodzi o Sebastiana Dudka. Nie słyszeliście? Nic nie szkodzi, wcale to nie znaczy, że nie znacie się na piłce. Ot, ligowy rzemieślnik. I to taki, który w swojej karierze jest już "po drugiej stronie rzeki". Na boisku już niczym raczej nie zaskoczy, ale poza boiskiem potrafi jeszcze podokazywać. Po ostatnim meczu jego Zagłębia Sosnowiec jednym wywiadem zwolnił trenera. Prawie tak, jak kiedyś Grzegorz Lato zwolnił Leo Beenhakkera.
Sebastian Dudek ma 37 lat, ale - w swoim przekonaniu - tylko według metryki. Mentalnie czuje się jak młody Bóg. I chce mu się grać. Czuje, że może. Niestety, trener Piotr Mandrysz nie podzielał jego optymizmu. Mało tego! Jak poskarżył się piłkarz mediom, trener w ogóle nie szanuje "starych" w drużynie, bo nie wyjaśnił Dudkowi, dlaczego sadza go na ławie.
A sorry... Nie trener. Bo Dudek Piotra Mandrysza w ogóle nie nazywa trenerem. A jak? A tak: "Osoba, która nas prowadzi, w ogóle z nami nie rozmawia. Nie ma chemii, te dwa miesiące to była męczarnia" - wypalił w pomeczowej wypowiedzi piłkarz. Gdyby pracował w korporacji i coś takiego powiedział o swoim przełożonym, to mógłby już pakować swoje rzeczy do kartonowego pudełka. Ale że pracuje w przedsiębiorstwie "polska piłka", spakować się musiał Mandrysz. Prezes Zagłębia dał co prawda karę finansową Dudkowi za "nieetyczną wypowiedź", ale jednocześnie zasugerował, że Mandrysz miał całą szatnię przeciw sobie. W domyśle: "I co ja tu mogłem zrobić?!". Z takim myśleniem, rzeczywiści nic.
ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk: Mecz Legii z BVB? Masakra piłą mechaniczną (źródło: TVP SA)
W Sosnowcu szukają już czwartego trenera w tym sezonie. Po Magierze, którego podebrała Zagłębiu Legia, był Jarosław Araszkiewicz. Jego uznano za nieporozumienie. Prezes zatrudnił Piotra Mandrysza, o którym wiadomo, że jest twardy, wymagający i nieuznający kompromisu. Ale to trener dobry, uznany i z sukcesami. Zrobił kilka awansów ze swoimi zespołami. Ostatnio do Ekstraklasy z Termaliką, z której odszedł, mimo że uchronił ją przed spadkiem. Ale nie dogadał się z właścicielami, a na zgniłe kompromisy nie idzie. Mało który trener zostawiłby ciepłą posadkę, gdzie płacą, i to na czas. Już tylko to pokazuje, że - co jak co - ale pryncypialny to Mandrysz być potrafi. Chyba więc prezes Zagłębia miał wiedzę o tym, jaką miotłę kupuje...
A tymczasem, chcąc nie chcąc, szef klubu pokazał piłkarzom, że to oni rządzą. Jak się kończą takie sytuacje, gdy to ogon kręci psem - wiadomo. Gorzej, że poważnego trenera pożegnano w najgorszy możliwy sposób. Ot, zwolnił go piłkarz i jeszcze dał mu symbolicznie kopa na drogę.
Myślałem, że dzień po tym wydarzeniu środowisko trenerskie w Polsce zagrzmi. Że odezwą się trenerskie autorytety, organizacje, związki, gildie. Jakaś Rada Trenerów, Wydział Szkolenia albo sam Stefan Majewski. Że szlag trafi na taką bezczelność na przykład byłych selekcjonerów i Adama Nawałkę. Niestety, cicho jakoś. Może się jeszcze przebudzą, może odezwą, może zagrzmią? Chyba że mają inną filozofię życiową i bardzo chcą jeszcze popracować. Choćby w Zagłębiu, choćby z obecnym prezesem. Choćby i z takim piłkarzem jak Sebastian Dudek.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl