Radosław Kałużny: Pod żebrem poczułem kłucie. To była maczeta

- Stojąc przy barze, poczułem kłucie pod żebrem. Obracam się, a tu... maczeta. "Wyjdziesz sam czy mam cię wyprowadzić?" - usłyszałem - opowiadał Radosław Kałużny w autobiografii "Powrót Taty".

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
PAP / JAVIER CEBOLLADA /EFE
W sobotę o 20:30 na stadionie Wisły odbędą się derby Krakowa. Radosław Kałużny, były pomocnik Białej Gwiazdy fanów Pasów wspomina wyjątkowo niefortunnie, ponieważ niejednokrotnie musiał przed nimi uciekać.

"W samym Krakowie się działo. Lubiliśmy chodzić do dyskoteki Wolność FM na Placu Inwalidów. Do 20 siedzieli tam szczyle z tak zwanych fajfów. Doili browary po piątaku. Potem sami wychodzili albo ich wypraszano. Atmosfera stawała się coraz gorętsza. Na dole był parkiet taneczny, a na górze stoliki, przy których mogliśmy usiąść. Klimatyzacja, fajna muzyka i ładne dziewczyny - istny raj. Często urządzaliśmy tam wkupne.

To już sprawy lekko gangsterskie, bo Wolność FM była w rękach kibica Cracovii. Jak łatwo się domyślić, fanów Wisły uświadczyć tam ciężko. Przychodziliśmy za to my, piłkarze. Niespecjalnie się bałem, bo wychodziłem z założenia, że ryj nie szklanka. Zdarzało się, że stojąc przy barze, czułem kłucie pod żebrem. Obracam się, a tu... maczeta. Ciekawe, jak je przemycali. Niektórym w depozycie kazali zostawiać nawet zegarki. Obowiązywał zakaz wnoszenia metalowych przedmiotów.

-Wyjdziesz sam czy mam cię wyprowadzić? - szepnął do ucha facet ubrany na czarno z kominiarką zaciągniętą za brodę.
- Dobrze, dobrze, już wychodzę... - mówię temu osiłkowi.

Ha, zaraz za progiem knajpy dałem drapaka" - pisze Kałużny.
"Goniliśmy się regularnie. Lubiliśmy chodzić do RMF-u (tak na to wołaliśmy), ale dość często nas stamtąd poganiali. Powody były różne. Przeważała przynależność klubowa, choć zdarzały się sytuacje ekstremalne. Raz nasz koleżka chciał do toalety, ale była za daleko. Więc stanął sobie na balkonie, wystawił fujarę i oblał tańczących na dole. Największy ubaw mieliśmy z Grześka Nicińskiego. Niby druga strona Błoń patrzyła na niego z przymrużeniem oka (grał wiele lat w Arce Gdynia), niby traktowali go łagodniej niż resztę, a jednak - musiał spiep***. Raz uciekł im aż na A4. W szatni była polewka, że Grzesio do Katowic będzie biegł, bo był już na bramkach na Autostradę. Trzeba przyznać, że miał chłop zdrowie - od Placu Inwalidów do szlabanu jest jakieś osiem kilometrów. A on to sprintem w dżinsach i skórze robił. Po treningu!" - opowiada "Tata".

"Mimo zagrożenia w dzielnicach Cracovii, nie wyobrażałem sobie imprezowania na terenach Wisły. Pilibyśmy razem, a potem co? Kilka gorszych meczów i od razu wypominają ci, że chlasz zamiast grać. Inna sprawa, że z naszymi kibicami miałem dobre układy. Po mistrzostwie Polski zawsze zapraszali nas na imprezę i stawiali wszystko za własne pieniądze. Siedziałem z nimi i czułem się dumny, oni naprawdę nas szanowali. Urządzaliśmy wspólne popijawy do białego rana. Jak "Misiek" siedział w więzieniu, dałem nawet tysiąc złotych na "rakietę". Nie mogłem odmówić fanom. Często dostawaliśmy od nich wsparcie, a tysiąc złotych nie był wielkim wydatkiem. Dlaczego miałbym to wszystko psuć?" - wspomina Kałużny.

ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papieża
Kto wygra derby Krakowa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×