Jagiellonii może zabraknąć w przyszłym sezonie ekstraklasy, nawet jeśli na finiszu rozgrywek zajmie miejsce nad strefą spadkową. Sami piłkarze w każdym kolejnym meczu potwierdzają jednak, że ta hiobowa wieść o możliwej degradacji zupełnie nie wpływa na ich postawę na boisku. - My jako zespół w ogóle nie myślimy o tej degradacji. Chcemy wywalczyć utrzymanie na boisku, a działacze są od tego, aby się odwołać od tej kary. Nikt z nas o tym nie myśli. Trener przekazał nam tą wiadomość, ale ona nie siedzi w naszych głowach. Trenujemy, gramy, to jest nasz zawód. My chcemy utrzymać Jagiellonię spokojnie na boisku, a przy stoliku się będzie działo to, co się ma dziać. My piłkarze nie mamy na to wpływu - powiedział Rafał Gikiewicz w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Tej wiosny ekipa z Białegostoku zdobyła już siedem punktów. W piątek zremisowała w Wodzisławiu Śląskim z Piastem Gliwice i zwiększyła swoje szanse na zajęcie bezpiecznej pozycji w tabeli. Bramkarz Jagi nie był jednak zadowolony z tego wyniku. - Mieliśmy swoje sytuacje, Piast też je miał, ale to my wygrywaliśmy po pierwszej połowie. W drugiej również mieliśmy szanse, chociaż byliśmy lekko cofnięci i zanotowaliśmy głupie straty w środku pola. Na pewno to my mieliśmy przewagę. Okazje mieli Tomek Frankowski, Kamil Grosicki. Gdybyśmy strzelili na 2:0, ten mecz inaczej by wyglądał. Piast niestety wyrównał. Głupio stracona bramka. Tak naprawdę to poza tą bramką rywale chyba nic nie mieli w drugiej połowie. Jesteśmy niezadowoleni, bo straciliśmy dwa punkty - powiedział zawodnik.
Na drodze Jagi stawał dobre dysponowany golkiper Piasta - Grzegorz Kasprzik, ale zdaniem Gikiewicza to nie jemu należy przypisywać wszystkie zasługi za to, że nie przepuścił drugiej bramki. - Bramkarz Piasta dobrze wybronił w kilku sytuacjach. Taka jest jednak piłka. Po to są bramkarze, by bronić. On dobrze się zachował. Mogliśmy jednak kilka akcji lepiej wykończyć, lepiej trafić w bramkę. Wtedy byłby bez szans - wyjaśnił.
Gikiewicz nie ma wątpliwości, że w piątek Jagiellonia straciła dwa punkty, bo zwycięstwo było jak najbardziej w jej zasięgu. - Ten remis traktujemy jak porażkę. Przyjechaliśmy tu tylko i wyłącznie po komplet punktów. Wracamy do Białegostoku niezadowoleni. Nie zdobyliśmy jednego punktu, ale straciliśmy dwa - stwierdził.
Za dwa tygodnie, po przerwie w rozgrywkach na drodze podopiecznych Michała Probierza stanie ŁKS Łódź, jedna z rewelacji tej wiosny. - W ekstraklasie nie ma łatwych spotkań. My chyba jednak u siebie potrafimy lepiej grać. Mamy za sobą znakomitą publiczność, która jest naszym dwunastym zawodnikiem. Jak w każdym meczu będziemy walczyć o zwycięstwo - zapowiedział bramkarz.
Wszystko wskazuje na to, że do końca sezonu będzie trwała zacięta walka o tytuł mistrzowski i o utrzymanie w szeregach najlepszych. Jak pokazały ostatnie spotkania, tak naprawdę w żadnym meczu nie ma faworyta. - Fajnie, że ta liga jest coraz ciekawsza. Ostatni zespół może wygrać z pierwszym. To jest piękno futbolu. Czy się gra u siebie, czy się gra na wyjeździe, każdy walczy o trzy punkty, bo przed meczem jeszcze nikt nie wygrał. Spotkanie zaczyna się od wyniku 0:0, trzeba przebiegać 90 minut, strzelić o jedną bramkę więcej od rywala. Do końca sezonu czekają nas same ciężkie mecze. My chcemy wygrać każdy, ale wiemy, że nie zawsze się da - zakończył.