Fatalna murawa w Poznaniu

W sobotę Lech Poznań zremisował bezbramkowo z Arką Gdynia. Mecz stał na bardzo niskim poziomie. Zabrakło nie tylko bramek, ale również składnych akcji oraz sytuacji strzeleckich. Po ostatnim gwizdku sędziego kibice oglądający to spotkanie mieli prawo być rozczarowani. Spory wpływ na poczynania zawodników miała jednak murawa będąca w fatalnym stanie. Na boisku było więcej piasku niż zielonej trawy. - To nie ułatwiało gry - mówili zgodnie poznaniacy i gdynianie.

Wielu sympatyków polskiego futbolu ostrzyło sobie zęby na pojedynek Lecha Poznań z Arką Gdynia. Niestety spotkanie nie dostarczyło spodziewanych emocji. Brakowało wszystkiego, co piękne w futbolu: bramek, składnych akcji i sytuacji strzeleckich. Królowała walka i niedokładność. Po meczu trener gości, Czesław Michniewicz tłumaczył, że jego zespół walczy o utrzymanie i dla niego liczą się przede wszystkim punkty.

Spory wpływ na niezbyt ciekawe dla oka poczynania zawodników miała murawa, która była w fatalnym stanie. Na boisku było więcej piasku niż zielonej trawy. - W ekstraklasie są tak skandaliczne boiska, że nie da się wnieść wirtuozerii do gry. Kopnie się piłkę po ziemi, a ona po pięciu metrach zaczyna skakać. Nawet z trybun widać, że jak ktoś kopnie piłkę, to leci mnóstwo piasku. Nie wiem ile ton zostało wysypane. Nie jest to boisko z prawdziwego zdarzenia - mówił po meczu zawodnik Lecha, Jakub Wilk.

Podobnego zdania był Michniewicz. - Murawa była fatalna i ciężko było na niej zaprezentować jakieś fajerwerki techniczne - ocenił trener Arki. Szkoleniowiec gospodarzy, Franciszek Smuda nie szukał jednak usprawiedliwienia w stanie płyty boiska. - Nie możemy się usprawiedliwiać stanem murawy. To jest początek roku i te płyty nie są jeszcze optymalne - zakończył Smuda.

Źródło artykułu: