Prezes Wisły Płock o sprawie "Małego Fryzjera": Nie możemy jako klub wybierać piłkarzowi agenta
- Andrzej B. nie brał bezpośredniego udziału w negocjacjach kontraktu Piotra Wlazły, a my jako klub nie możemy dyktować zawodnikowi, kto ma go reprezentować - mówi o zamieszaniu związanym z "Małym Fryzjerem" prezes Wisły Płock, Jacek Kruszewski.
Andrzej B. za korupcję jest dożywotnio pozbawiony prawa działalności w futbolu. Co więcej, ciąży na nim prawomocny wyrok sądowy, zakazujący mu działalności w profesjonalnym futbolu przez pięć lat. Tymczasem, jak pisze "Przegląd Sportowy" "pomaga, ocenia i doradza" w Agencji Sportowej Anna Sobczyk. To ten podmiot negocjował ostatnio przedłużenie umowy z Piotrem Wlazłą.
W Płocku nie kryją, że sytuacja jest dla nich kłopotliwa, ale nie do końca jasna. - Piotr Wlazło wcześniej nie miał agenta, a my jako klub nie możemy decydować, kto będzie reprezentował jego interesy. Dla nas najważniejsze było to, że agencja Anny Sobczyk ma licencję i jest zarejestrowana w PZPN. Działa legalnie, więc nie było powodu, by odmówić rozmów. Co więcej, podejrzewam, że gdybyśmy tak zrobili, to Wlazło mógłby już u nas nie grać, bo wiele innych klubów widziałoby go u siebie - wyjaśnia nam Jacek Kruszewski.
Kruszewski nie ukrywa, że klub był pod presją. - Wlazło miał w dotychczasowym kontrakcie bardzo niską sumę odstępnego - 100 tys. euro. Gdyby wiosną też się pokazał z dobrej strony, od razu znalazłyby się kluby zainteresowane jego usługami, a zapłacenie takiej kwoty nie jest w ekstraklasie problemem. Musieliśmy więc podpisać nową umowę i w niej ta kwota jest zwielokrotniona. Zdążyliśmy się więc zabezpieczyć.
Samo pojawienie się w całej sprawie nazwiska Andrzeja B. nie jest jednak dla Nafciarzy sytuacją komfortową i tego szef beniaminka również nie ukrywa. - Chciałbym, żeby jednoznacznie wypowiedział się PZPN. Andrzej B. nie widnieje jako zarejestrowany agent, nie prowadzi działalności pod swoim nazwiskiem. Zresztą gdyby tak miało być i nie uzyskałby wymaganych uprawnień, wtedy oczywiście nie podjęlibyśmy z nim jakiegokolwiek kontaktu. Mamy jednak duże doświadczenie i często się zdarza, że nie rozmawiamy bezpośrednio z agentami, lecz z delegowanymi przez nich przedstawicielami, współpracownikami. Tak to wygląda od strony praktycznej. W sprawie Andrzeja B. bardzo wskazane by było zajęcie stanowiska przez PZPN, bo jak już wspomniałem, klub sprawdza tylko, czy dana agencja jest zarejestrowana, czy działa legalnie i dalej ma już niewielkie pole manewru - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Pewna wygrana Realu. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]