Sebastian Szymański - talent z Legii zachwycił Bońka i Manchester City

PAP / PAP/Leszek Szymański
PAP / PAP/Leszek Szymański

Jacek Magiera, trener Legii Warszawa, mówi żeby nie robić wokół tego chłopca zbyt wiele szumu, bo może mu to tylko zaszkodzić. Chyba jednak na to jest trochę za późno. Sebastian Szymański dopiero co zaczął grać, a już jest o nim głośno w Polsce.

Jeśli sodówka mu jeszcze nie odbiła, to już raczej się nie powinno stać. Nie każdy bowiem dowiaduje się, że w departamencie skautingu Manchesteru City jest gruba teczka z jego imieniem i nazwiskiem.

- Coś tam słyszałem, ale nie od takich "pewnych" osób. Nie przywiązuję się do tego za bardzo. Oczywiście gdy po raz pierwszy o tym usłyszałem, pomyślałem: "Wow, City, taki klub", czujesz taki przypływ zadowolenia, że ktoś taki wie, gdzie grasz, jak grasz. Ale za chwilę musisz zmienić myślenie - jestem w Legii i na tym muszę się skoncentrować - mówi Sebastian Szymański, 17-letni licealista.

Jego trener z drużyny Top 54 Biała Podlaska jest spokojny o swojego wychowanka.
- Mentalnie jest on na poziomie seniora - zapewnia Miłosz Storto.

Na potwierdzenie, pytany o swoje piłkarskie wzory, piłkarz odpowiada bardzo pragmatycznie: - Ilkay Gundogan i Marco Verratti. Wiem, że każdy chce być Messi albo Ronaldo, ale wybrałem raczej zawodników na swojej pozycji.

ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: hat-trick Harry'ego Kane'a. Zobacz skrót Fulham - Tottenham [ZDJĘCIA ELEVEN]

Że przyjdzie do Legii Warszawa, było więcej niż pewne. Jego starsi bracia, Paweł (31-letni) i Artur (22-letni), byli częstymi bywalcami na stadionie Legii, co akurat w Białej Podlaskiej pozwala dobrze wtopić się tłum. To bastion stołecznego klubu. To właśnie bracia pierwsi zabierali Sebastiana na boisko.

W którym momencie zaczęli traktować cię jako piłkarza? - pytamy.

- Jeszcze nie zaczęli - śmieje się.

Obaj grali w piłkę, podobnie jak świętej pamięci ojciec. Przy czym Paweł bardziej kopał, a Artur uchodził za spory talent. Grał w drużynie z Arielem Borysiukiem. Przepadł gdzieś w czasach gimnazjum i dziś wciąż gra, nawet dobrze, ale tylko na poziomie amatorskim. Sporo osób, patrząc na Sebastiana, obawiało się, że spotka go podobny los.

- Różnica jest taka, że Sebastian był od początku do końca nastawiony na piłkę. Był mocno zdeterminowany, zadziorny - mówi Miłosz Storto.

Obaj chyba mieli szczęście, że na siebie trafili. Dla początkującego 27-letniego trenera trafienie na takiego piłkarza to jak wygrać los na loterii. Ale to działa w dwie strony. Bo Szymański był chłopcem później dojrzewającym. A więc mniejszym od swoich rówieśników. A dodatkowo grał z zawodnikami starszymi o rok. W takiej sytuacji wielu szkoleniowców postawiłoby na piłkarzy silniejszych, większych, dających większą szansę awansu.

Sebastian jest "dzieckiem boiska". Bloki spółdzielcze w Białej Podlaskiej, gdzie dorastał jako najmłodszy z pięciorga rodzeństwa, dzieli od boisk akademii piłkarskiej zaledwie 30 metrów. Od pierwszego treningu było wiadomo, że ma "to coś".

- Choć mniejszy, to waleczny, ruchliwy, wchodził w dryblingi, dużo jeden na jednego, pewny siebie - mówi Storto.

A była to dobra grupa. Z tej samej jest Mateusz Hołownia, również z Legii, Mateusz Jarzynka, który niedawno dołączył do Cracovii i Kamil Pajkowski, który od niedawna jest w Jagiellonii.

Jako 11-latek Szymański zaczął jeździć na zgrupowania młodzieżowych reprezentacji okręgu lubelskiego.

- Pamiętam, że początkowo trenerzy podchodzili do niego z dystansem. Ale gdy już pojechał pierwszy raz, przywiózł indywidualne nagrody - wspomina Storto.

Wtedy zaczęto o nim mówić. Wkrótce zgłosiła się Legia. Do drużyny aktualnego mistrza Polski miał przejść latem 2013 roku, ale wtedy, po długich zmaganiach z chorobą nowotworową, zmarł jego ojciec.

- Nie wiem, czy wymarzył sobie synów piłkarzy, bo nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ale chyba gdzieś tam z góry patrzy i jest zadowolony - mówi Szymański.

Po meczu z Ruchem, mimo że mistrzowie Polski przegrali 1:3, prezes PZPN, Zbigniew Boniek, napisał: "Dla mnie to znakomity materiał, trochę więcej powinien być pod grą. Ma wszystko".

Na pewno ma świetną lewą nogę, szuka rozwiązań. Zostaje po treningach, ćwiczy rzuty wolne, które już są jego mocną stroną. Trenerzy, którzy regularnie go obserwują, zastanawiają się, czy pociągnie pod względem siły, intensywności gry.

O wielkich planach na przyszłość na razie nie myśli.

- W tej chwili chcę być jak najczęściej w osiemnastce meczowej, to jest sama przyjemność. Przebywam z takimi zawodnikami, widzę ten świat. Spełniam marzenia, ale wiem, że nie mogę tego za bardzo przeżywać, żeby nie zatracić z oczu tego co najważniejsze, ciężkiej pracy - zapewnia.

Źródło artykułu: