Szymon Mierzyński: Nenad Bjelica coraz bardziej doceniany, Lech Poznań w mistrzowskiej formie (komentarz)

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Nenad Bjelica
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Nenad Bjelica

Takiego startu wiosny w wykonaniu Lecha nie było od lat. Drużyna Nenada Bjelicy "zatrybiła" od samego początku i dziś na tle innych kandydatów do mistrzostwa Polski wygląda zdecydowanie najlepiej.

Po nierównej rundzie jesiennej poznaniacy nie byli nawet na podium i ścisłą czołówkę atakują trochę z przyczajenia - bez maksymalnej presji i nie będąc na ustach wszystkich. Dotąd uwaga skupiała się na broniącej tytułu Legii Warszawa, a także Lechii Gdańsk i Jagiellonii Białystok, które okupowały czołowe pozycje.

To Lech jednak pokazuje na początku nowego roku najlepszą formę. W erze Amiki, a trwa ona już ponad dekadę, Kolejorz nigdy nie wystartował tak znakomicie - nawet w sezonach 2009/2010 i 2014/2015, gdy sięgał po mistrzostwo Polski.

Gdzie tkwi klucz? Wszystko wskazuje na to, że w osobie Nenada Bjelicy. Gdy Chorwat zastępował Jana Urbana, jego kandydatura budziła ciekawość, ale nie wywoływała nadmiernego entuzjazmu. Do byłego opiekuna Austrii Wiedeń podchodzono z rezerwą, zwłaszcza że niektóre jego wypowiedzi, jak choćby brak wywierania presji na zarządzie w kwestii wzmocnień (otwarcie mówił, że obecna kadra spełnia jego oczekiwania) odbierano jako minimalizm.

Czas pokazał jednak, że Bjelica wiedział co robi. Nowi zawodnicy zimą do Lecha przyszli, ale poza Wołodymyrem Kostewyczem, na razie nie odgrywają wiodących ról w drużynie. Dlaczego? Bjelica pokazał inną, bardzo cenną umiejętność. Z kilku piłkarzy, którzy w przeszłości miewali problemy, zaczął wydobywać maksimum potencjału. Przykładów jest sporo, a najbardziej jaskrawy dotyczy Dawida Kownackiego. Młody napastnik wreszcie jest szczęśliwy, bo regularnie zdobywa bramki i nie zalicza okresów frustracji, w których musi się borykać z kiepską skutecznością. Atak Lecha w ogóle przeżywa renesans, bo na tej pozycji sztab szkoleniowy ma co tydzień niemały dylemat. "Kownaś" strzela regularnie, a Marcinowi Robakowi, który zazwyczaj wchodzi na boisko z ławki, rola zmiennika w ogóle nie przeszkadza i w lidze uzbierał już dwanaście goli.

ZOBACZ WIDEO Remis Sampdorii, kontrowersja z udziałem Bereszyńskiego. Zobacz skrót meczu z Palermo [ZDJĘCIA ELEVEN]

Ten duet to dziś największa siła Kolejorza, której mogą mu pozazdrościć wszyscy rywale, a chyba najbardziej Legia Warszawa, która straciła zimą Nemanję Nikolicia i Aleksandara Prijovicia, przez co dziś niesamowicie cierpi. Jeszcze rok temu sytuacja wydawała się odwrotna. To mistrz Polski mógł się pochwalić mocą w napadzie, a w Poznaniu się zastanawiano, czy Kownacki i Robak podołają zadaniu, zwłaszcza że temu pierwszemu wcześniej nie szło, a 34-latek dopiero wracał do gry po długotrwałej kontuzji.

Atutów Kolejorz ma jednak więcej. Poznańscy kibice przecierają oczy ze zdumienia, widząc jak dobrze poczyna sobie Maciej Wilusz. Jeszcze kilka tygodni temu 28-latek był gotów odejść i klub nie robiłby mu żadnych problemów, gdyby tylko wpłynęła interesująca oferta. Takiej jednak zabrakło, Wilusz pozostał w stolicy Wielkopolski i przez niespodziewane kłopoty Jana Bednarka (młody stoper zachorował na ospę wietrzną), wskoczył do składu. Efekty są znakomite. W ostatnim meczu z Pogonią Szczecin (3:0) zdarzył mu się wprawdzie jeden poważny błąd, ale jego forma jest bardzo wysoka i wraz z Lasse Nielsenem tworzy mur nie do przejścia. Duńczyk też zresztą odżył po odejściu Paulusa Arajuuriego. Niedawne słowa Karola Klimczaka, który stwierdził, że właśnie Nielsen był ściągany z myślą o zastąpieniu Fina, nie wzbudziły entuzjazmu, bo oznaczały, że wielkich zakupów na środek obrony nie będzie, lecz dziś prezes może się cieszyć, bo kreślony przez niego scenariusz się sprawdza.

Lech na początku rundy wiosennej jest zespołem poukładanym w każdej formacji. Żaden z kluczowych piłkarzy nie zawodzi, a decyzje taktyczne Nenada Bjelicy bronią się w pełni. Darko Jevtić sam niedawno przyznał, że najlepiej czuje się w środku, jednak będąc wystawianym na skrzydle, nie traci nic ze swych walorów. Bardzo dobrym posunięciem okazało się też ustawienie Macieja Gajosa obok defensywnego pomocnika. Wszyscy zapewne pamiętają, jak wiele krytyki zbierał w Poznaniu Jan Urban, gdy regularnie zestawiał środek pola z Łukaszem Trałką i Abdulem Azizem Tettehem. Tę taktykę kibice Lecha uznawali za przesadnie zachowawczą i zabijającą kreatywność. Z Gajosem wygląda to zupełnie inaczej. Były zawodnik Jagiellonii został nowym Karolem Linettym. Pracuje w odbiorze, ale jednocześnie posiada na tyle duże umiejętności, że często wchodzi nawet w linię ataku, dzięki czemu poznaniacy mają bardzo szeroki wachlarz wariantów ofensywnych.

Dziś Kolejorz funkcjonuje niemal perfekcyjnie. Nie traci bramek, sam strzela ich dużo, a co najważniejsze - potrafi bez uszczerbku przetrwać trudniejsze momenty, czego dowód dał w drugiej połowie ostatniego meczu w Szczecinie. Teraz trener Bjelica musi zrobić tylko jedno - utrzymać ten poziom na całą rundę. Jeśli ta sztuka mu się uda, to tak jak dwa lata temu Maciej Skorża, może świętować mistrzostwo Polski już w pierwszym roku pracy.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: