Jeszcze kilka miesięcy temu wiele wskazywało na to, że Michał Koj nie wróci już do gry w piłkę. We wrześniowym meczu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza obrońca został w walce o piłkę uderzony przez Wojciecha Kędziorę.
Zawodnik Ruchu Chorzów dokończył spotkanie, ale następnego dnia źle się poczuł. Okazało się, że Koj ma krwiaka pourazowego mózgu. Pierwsze diagnozy nie były zbyt optymistyczne. Przez kilka tygodni gracz Niebieskich przebywał w szpitalu. W styczniu otrzymał zgodę na wznowienie treningów. W poniedziałek Michał Koj, w specjalnym kasku (podobnym do tego w jakim występuje bramkarz Petr Cech), po raz pierwszy od 164 dni zagrał w meczu Lotto Ekstraklasy.
- Lekarze twierdzili, że mam małe szanse na powrót do gry. Ja się jednak nie poddawałem. Już kiedyś miałem poważny uraz, ale udało mi się wrócić. Teraz ponownie zrealizowałem cel - cieszył się z powrotu na boisko Koj. - Muszę grać w kasku, ale on mnie w niczym nie ogranicza - dodał defensor. - Rozmawiałem z trenerem w hotelu, później cztery godziny przed meczem raz jeszcze. Zgłosiłem swoją gotowość do gry. Cieszę się, że udało mi się wrócić do gry - zakończył 23-letni piłkarz, który w Ruchu występuje na lewej obronie lub też na pozycji stopera.
ZOBACZ WIDEO Fantastyczny powrót Realu Madryt! Królewscy uratowali pozycję lidera [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]