Czytaj w "PN": Słowaccy golkiperzy w Ekstraklasie. Ręce, które bronią

WP SportoweFakty / Michał Domnik
WP SportoweFakty / Michał Domnik

Najlepsi polscy bramkarze emigrują za granicę, więc ich miejsce w naszych drużynach zajmują obcokrajowcy. W klubach ekstraklasy szczególnie upodobano sobie specjalistów ze Słowacji.

Zbigniew Mroziński

W większości są to mężczyźni słusznego wzrostu, którzy z niejednego piłkarskiego pieca chleb jedli, a więc mający duże doświadczenie zawodowe. Matus Putnocky, zanim przyjechał do Polski, zanotował wiele sukcesów w ojczyźnie - ze Slovanem Bratysława po trzy razy zdobył mistrzostwo i Puchar Słowacji, a z Koszycami wywalczył to ostatnie trofeum. Mimo że za sezon 2012-13 był w jedenastce krajowej ligi, to w pierwszej reprezentacji nie zagrał nigdy, chociaż powołania dostawał.

Po wpadce w meczu eliminacyjnym Ligi Mistrzów z Łudogorcem Razgrad zaczął być jednak w Slovanie przesuwany na boczny tor, a potem musiał szukać szczęścia w niżej notowanych zespołach, takich jak Nitra i Rużomberok. Nic nie wyszło z transferu do Grecji, więc na początku 2015 roku zdecydował się przekroczyć granicę z Polską. Daleko nie miał, tym bardziej że wybrał Chorzów. W Ruchu od razu stał się wyborem numer jeden, okazał się świetnym specjalistą od bronienia rzutów karnych, a w ubiegłym roku kandydował do tytułu bramkarza sezonu w ekstraklasie. Po wypełnieniu kontraktu latem zeszłego roku przeszedł do wyżej notowanego i bogatszego Lecha Poznań. - W Słowaku widziano następcę Krzysztofa Kotorowskiego, który był dublerem Jasmina Buricia, ale zakończył długą karierę sportową - mówi Piotr Mowlik, były bramkarz Kolejorza i Legii. - Tymczasem od kiedy trenerem jest Nenad Bjelica, to w meczach ekstraklasy gra właśnie Putnocky. A że wyniki zespołu są znakomite, jego pozycja jest poza dyskusją.

Natomiast przy ulicy Cichej w Chorzowie szybko zatrudniono Libora Hrdlickę, kolejnego fachowca zza południowej granicy. Do Polski przyjechał we wrześniu zeszłego roku opromieniony zdobyciem gruzińskiego dubletu z Dinamem Tbilisi. Zresztą bronił nie tylko tam, ale i w słowackim Rużomberoku, w FC Brno z Czech oraz w Metałurhu Zaporoże z Ukrainy. Hrdlicka dosyć szybko wskoczył między słupki bramki Ruchu i swego miejsca nie zamierza nikomu oddawać. Jego pozycja wydaje się tym bardziej niezagrożona, że Niebiescy w rundzie rewanżowej spisują się rewelacyjnie.

ZOBACZ WIDEO Mateusz Klich: Chciałbym wrócić do reprezentacji, jestem na to gotowy

Kiedyś taką pozycję w zespole Ruchu miał inny Słowak - Michal Pesković, który grał tam w latach 2011-13. Niedawno obchodził 35 urodziny i teraz jest zawodnikiem Korony Kielce, dla której w tym sezonie rozegrał siedem meczów w ekstraklasie. Ma w dorobku Puchar Słowacji, zdobyty dziesięć lat temu z FC ViON Zlate Moravce, potem próbował sił w greckim Arisie Saloniki, duńskim Viborgu, azerskim Neftczi Baku, a u nas poza dwoma wspominanymi zespołami grał także w Polonii Bytom i Podbeskidziu Bielsko-Biała. - Nie tylko w przypadku klubów ze Śląska ogromne znaczenie ma fakt, że słowaccy bramkarze mają do nas blisko - kontynuuje Mowlik, który z reprezentacją Polski zdobył srebrny medal na igrzyskach Montreal ’76 i był w kadrze na mundial ’82, gdy biało-czerwoni zajęli trzecie miejsce na świecie.

- Z kolei skauci naszych klubów nie muszą daleko jeździć, żeby znaleźć gotowych do gry oraz dobrze wyszkolonych bramkarzy, na dodatek dysponujących własną kartą, więc koło się zamyka.

(...)

[b]CAŁY ARTYKUŁ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".

[/b]

Komentarze (0)