Taki jest futbol, czyli Claudio Ranieri na aucie

PAP/EPA / EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA
PAP/EPA / EPA/FACUNDO ARRIZABALAGA

Po zwolnieniu z Leicester City Claudio Ranieri już na zawsze zostanie zapamiętany jako ofiara brutalnych reguł świata futbolu.

Michał Czechowicz

Na jednym z forów internetowych uwagę przykuwał wpis, że ostatni raz Anglia była tak pogrążona w rozpaczy, kiedy w wypadku w Paryżu zginęła księżna Diana. W innym miejscu wyrzucenie Włocha zostało nazwane śmiercią romantyzmu w piłce nożnej. Dlaczego decyzja o rozstaniu z Claudio Ranierim jest oceniana, jakby została podjęta dziewięć miesięcy temu, w maju, tuż po zdobyciu przez Leicester City najbardziej niespodziewanego w czasach Premier League mistrzostwa?

- Trzeba popatrzeć na wyniki Leicester i złapać się za głowę, jak bardzo drużyna zmieniła się w porównaniu z poprzednim sezonem - mówi komentator meczów angielskiej ekstraklasy na antenach NC+ Rafał Nahorny. - Jeśli mistrz Anglii ma pod koniec lutego 32 punkty mniej, niż miał rok temu, to trudno nawet mówić o kryzysie, a szukać trzeba mocniejszego słowa. Z drugiej strony wszyscy wiemy, czego Ranieri dokonał z zespołem w ubiegłym sezonie. To nie tylko było pierwsze w historii klubu mistrzostwo kraju, to powód, dla którego w Ranierim i Leicester zakochało się wielu kibiców nie tylko z King Power Stadium, ale też z całego świata. Często używano słowa cud, według wielu na wyrost, jednak to było coś z pogranicza cudu. Można się zgodzić z tym, że tego dnia umarła dusza futbolu, a przynajmniej Leicester odebrano duszę. Jednak staram się zrozumieć właściciela klubu, który musi pamiętać o tym, że występy w Premier League a Championship to zupełnie inne pieniądze - mówi się o 120-150 milionach funtów różnicy. Spadek oznaczałby rewolucję i zatracenie tego, co udało się zbudować mistrzostwem.

- Trzeba pamiętać o całym klubie, nie tylko o wdzięczności do menedżera. Ta była, jest i będzie. Ranieri pewnie doczeka się swojej trybuny, jeśli nie stadionu swojego imienia, przed obiektem stanie jego pomnik. Patrząc na sytuację biznesowo, można ją zrozumieć. Moralnie? Dwa tygodnie wcześniej zarząd klubu wydał oświadczenie, w którym padły słowa: niezachwiane wsparcie pod adresem Włocha, a dokładnie 16 dni później został zwolniony - dodaje.

W emocjonalną nutę uderzali wszyscy biorący szkoleniowca w obronę, na czele z Roberto Mancinim, Garym Linekerem i Jose Mourinho. Portugalczyk miał w tych dniach czas triumfu. Na konferencję prasową przyszedł z inicjałem CR na koszulce polo, wypowiadając pod adresem kolegi po fachu litanię pochwał. Sezon wcześniej to on był w identycznej sytuacji, spadając z nieba do piekła po zdobyciu mistrzostwa z Chelsea Londyn. Podobieństw było więcej. U Mou formę w kolejnych rozgrywkach pogubił piłkarz sezonu Eden Hazard. Tytuł przejął Riyad Mahrez, który w nowej kampanii jest cieniem siebie. Różnicę widać w żałobnym chórze - u Mourinho był zdecydowanie mniej liczny.

ZOBACZ WIDEO Dublet Carlosa Bacci - zobacz skrót mecz AC Milan - Chievo Werona [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Ranieri zakończył swoje marzenie - jak nazwał w pożegnalnym liście pracę w Leicester - z dorobkiem braku zwycięstw i strzelonych goli w tym roku kalendarzowym. Jako winni zwolnienia zostali wskazani piłkarze, z Kasperem Schmeichelem i Jamiem Vardym w pierwszym szeregu. Kiedy w czasie między wspomnianym oświadczeniem, a zgrupowaniem przed pożegnalnym na stanowisku meczem Włocha w 1/8 finału Champions League z Sevillą miało dojść do spotkania właściciela klubu Vichaia Raksriaksorna z zawodnikami, na pytanie, czy wszystko w szatni jest w porządku, padła podobno odpowiedź: nie.

Tylko raz w historii angielskiej ekstraklasy zdarzyło się, że mistrz spadł w kolejnym sezonie. W 1938 roku w przypadku Manchesteru City w futbolu było jednak zdecydowanie więcej miejsca na sentymenty. Mimo że Premier League gwarantuje wypłacany od przyszłego sezonu przez dwa lata w wysokości minimum 65 milionów funtów tzw. parachute payment (opłata spadochronowa pozwalająca łatwiej spiąć budżet po odcięciu od premii za sprzedaż praw telewizyjnych) - wszystko po to, aby żaden klub nie powtórzył losu Leeds United, które zbankrutowało po spadku - funkcjonowanie po degradacji jest traktowane jak walka o życie.

Bez winy nie jest sam menedżer. Angielskie media wyliczają, że słuchał się tylko włoskich asystentów - Paolo Benettiego i Andrei Azzalina - nie poświęcając uwagi temu, co ma do powiedzenia m.in. tymczasowy menedżer zespołu, pracujący na King Power Stadium od lat Craig Shakespeare. Kiedy na początku sezonu został zwolniony psycholog sportu Ken Way, Ranieri miał się za nim nie wstawić. W szkoleniowcu szukano winnego odejścia latem do Evertonu na stanowisko dyrektora sportowego Steve’a Walsha. To skaut, który stał za ściągnięciem do Leicester N'Golo Kante, Vardy’ego i Mahreza, przez wielu uznawany za pierwszoplanowego architekta tytułu. To tylko zaogniło konflikt wśród pominiętych przy rozdziale sprezentowanych z okazji mistrzostwa przez właściciela modeli bmw i8 pracowników niższego szczebla, przyczyniających się do sukcesu z tylnego szeregu.

Włoch poprowadził do zwycięstwa rozgrywek zespół, który bez większych zmian sezon wcześniej bił się do końca o utrzymanie w Premier League. Kwestionowano, czy w sukcesie tak wielką rolę miał taktyczny i motywacyjny geniusz Włocha, wskazując, że może raczej praca zapoczątkowana jeszcze przez Nigela Pearsona i kontynuowana przez jego współpracowników. O tym, że przestał sobie radzić w zarządzaniu grupą, można było wyczytać z publicznych wypowiedzi piłkarzy chcących wrócić do taktyki sukcesu z ubiegłego sezonu: 4-4-2 z nastawieniem na kontratak.

Mówi Nahorny: - Trenerzy są od wypinania piersi po ordery w razie sukcesów, ale w przypadku porażki - obojętnie, czy nazywasz się Ranieri lub Mourinho - musisz być gotowy na wszystko. Kulisów zwolnienia nie poznamy. W odpowiedziach piłkarzy na pytania, czy szatnia stoi murem za Ranierim, nie pamiętam jasnego przekazu: tak, jesteśmy z naszym menedżerem. Były to okrągłe zdania wypowiadane przez największe gwiazdy, że będą walczyć, ale słowo menedżer pojawiało się rzadko, na końcu, z boku albo wcale. Po prostu nie było chemii między zawodnikami a Ranierim, co można było wyczuć. Włoch nie miał pomysłu na zespół w tym sezonie. Wiele razy napisano, że kluczowe dla wyników było odejście N’Golo Kante. Postaci ważnej w mistrzowskim sezonie, ale znacznie uprościlibyśmy sprawę, sprowadzając złe wyniki tylko do odejścia Francuza. Nawet z Kante myślę, że Leicester w tym sezonie byłoby równie przeciętne. Możemy winić właściciela, możemy winić piłkarzy, ale w tym przypadku menedżer nie był bez winy. Nie miał wariantu B, wariantu C, nie miał pomysłu na zarządzanie sukcesem.

I kontynuuje: - Kiedy broni się tytułu, wszyscy chcą zbić mistrza. Już pierwszy mecz, z Hull City, beniaminkiem, który nie miał prawa przystąpić do tych rozgrywek w pełni rozpędzony, tak był bowiem poturbowany i przetrzebiony przez kontuzje, a wygrał, i to jak najbardziej zasłużenie - budził pytanie. Rozstanie z Ranierim nastąpiło za późno. Można było to zrobić wcześniej. Myślę, że tajlandzki właściciel cały czas uważał, że nie wypada zwolnić takiego gościa, którego szacunkiem darzą wszyscy kibice. Dopiero kiedy widmo spadku zaczęło zaglądać w oczy, zdobył się na ten ruch. Naprawdę nic nie wskazywało, że Leicester utrzyma się w lidze. Po zwycięstwie nad Liverpoolem 3:1, już z Shakespeare’em na ławce, ciężko o daleko idące wnioski. Pierwszy mecz po zwolnieniu trenera bardzo często nie oddaje bowiem wartości zespołu. A kwestię rzetelnej oceny utrudniają dodatkowo słabi The Reds, którzy grają fatalnie na wyjazdach z rywalami z dołu tabeli.

Brak pomysłu, a na pewno wiary w drużynę, bił z Ranieriego w wypowiedziach przed sezonem. Najpierw zapowiadał, że celuje w minimum 82 punkty i Lisy należy traktować jako nową siłę angielskiej piłki klubowej z ambicjami do rozsiadania się w pierwszej piątce. Niedługo potem asekurował się, że prędzej E.T. wyląduje w centrum Londynu, niż jego zespołowi uda się obronić mistrzostwo. Po tej wypowiedzi zdecydowanie częściej treningi miał zacząć oglądać na żywo, w towarzystwie swojego zaufanego dyrektora sportowego Jona Rudkina, pan Raksriaksorn. Dla biznesmena degrengolada w ostatnich miesiącach niosła ładunek emocji równy euforii w czasie drogi do tytułu. Kiedy przejmował klub, zapowiadał, że w trzy lata wejdzie na stałe do topu 3. W dwa doprowadził do tytułu mistrzowskiego.

Pytanie na dziś brzmi: jaki kapitał pozostał w zespole Lisów po mistrzostwie? Wiele z fruktów zostało przejedzonych na gwiazdorskie kontrakty Vardy’ego, Mahreza, Schmeichela i Drinkwatera. DNA Leicester dalej ma więcej wspólnego z zespołem, który w sezonie 2014-15 bił się o utrzymanie, niż rok później o tytuł.

Komentarze (0)