Robert Lewandowski ma do nas przesłanie. Posłuchajmy i weźmy je sobie do serca

PAP
PAP

Niektórzy prężą przed lustrem muskuły i śnią sen o piłkarskiej potędze, bo polska kadra lideruje w grupie eliminacji MŚ i znalazła się na ścieżce podejścia do mundialu. Do szybkiego powrotu na ziemię zachęca jednak sam Robert Lewandowski.

Godzina 23:30, stadion w Podgoricy, tradycyjna seria pytań do Roberta Lewandowskiego: gol, zwycięstwo, krótka droga do mundialu. W odpowiedzi standardowe formułki: spodziewaliśmy się trudnego meczu, zwycięstwo bardzo ważne... Gdy jednak w pewnym momencie ktoś w jednym zdaniu zestawił obok siebie słowa: kadra - świetna - zbliżający się mundial, Lewandowski - nastroje czytający doskonale - postanowił do rozgrzanych głów przyłożyć zimny okład.

- Spokojnie, pamiętajmy, gdzie byliśmy jeszcze niedawno. Nie ma co zbyt szybko wybiegać w przyszłość, bo piłka w dzisiejszych czasach bardzo szybko się zmienia, a my przecież w Podgoricy nie zagraliśmy idealnie - powiedział kapitan polskiej kadry. A pozycja lidera eliminacyjnej grupy, sześć punktów przewagi, obicie bezpośrednich rywali do awansu? - To zaliczka, która zupełnie nic nam nie daje. Mecz z Rumunią w czerwcu może być jeszcze trudniejszy, niż ten, który rozegraliśmy z nimi na wyjeździe - dorzucił.

Lewandowski pośrednio zaapelował tymi słowami o spokój, pokorę i zaprzestanie tego, w czym jesteśmy mistrzami świata - pompowania balona oczekiwań.

Istotnie, warto przypomnieć, jak daleką drogę przebyła w ostatnich latach narodowa kadra. Tym bardziej, że do porażek i niepowodzeń trudno jest się przyzwyczaić i je akceptować, zwycięstwa z kolei szybko powszednieją, kasują z pamięci czas sprzed dobrego okresu. Polska reprezentacja to przecież zespół składający się z mniej więcej tych samych nazwisk, które brały udział w eliminacjach do MŚ 2014, ale zupełnie innych piłkarzy, tworzących kompletnie różną drużynę. Jeszcze przed kilkoma laty zwykło się na przykład mówić, że remis w czarnogórskim kotle jest w sumie tak samo lekkostrawny, jak zwycięstwo. Teraz to nie do pomyślenia. Jeszcze niedawno nie byliśmy w stanie wyjść ze słabej grupy na Euro przed własną publicznością, jeszcze niedawno nie potrafiliśmy awansować na mundial.

ZOBACZ WIDEO James Rodriguez przesądził o zwycięstwie. Zobacz skrót meczu Kolumbia - Boliwia [ZDJĘCIA ELEVEN]

Jedną z największych zmian, jaka zaszła w kadrze, jest umiejętność wstawania z kolan, otrząśnięcia się po mocnym ciosie. Tracimy gola, sukces wymyka nam się z rąk, ale ostatecznie to my potrafimy postawić kropkę nad "i". Jeszcze niedawno takiej umiejętności ta kadra nie miała. Okrzepła, złapała doświadczenie.

- Stracony gol na 1:1 trochę się na nas odbił, ale jesteśmy już na tyle doświadczonym zespołem, że potrafimy opanować się w trudnych chwilach i wyciągać wynik. Tym razem zrobiliśmy to w Podgoricy, w przeszłości już nam się to zdarzało - powiedział z kolei Łukasz Piszczek.

Marcowe zgrupowanie oraz mecz w Podgoricy udzieliło w końcu odpowiedzi na pytanie, na które nikt od wielu miesięcy nie potrafił odpowiedzieć. Czy Grzegorz Krychowiak jest dla kadry niezastąpiony? Żeby odpowiedzieć twierdząco, do niedzieli nie trzeba było nawet robić intelektualnych fiflaków, nawet w obliczu braku regularnej gry Krychy w klubie. W reprezentacji grał bowiem wszystko (komplet minut w poprzednich eliminacjach), nawet nie mieliśmy okazji się przekonać, czy potencjalny zastępca da sobie radę. No i eureka! Szok, niedowierzanie! Krychowiak nie jest niezastąpiony, a dowiódł tego skromny chłopak występujący na co dzień w Wiśle Kraków - Krzysztof Mączyński. Na gorącym terenie, w meczu przeciwko ultratrudnemu rywalowi, zaliczył znakomity występ. Był wszędzie, "plombował" każdy ubytek w przesuwających się formacjach. Grzegorz musi się więc bardzo poważnie zastanowić nad swoją idealnie dotychczas prowadzoną karierą. Paryż może i przyjemny, ale jeśli tak dalej pójdzie, Krycha miejsce w składzie reprezentacji straci na dłużej i nie przez obolałe żebro. Zastępcy są, solidni i grający co tydzień.

Zresztą, Adam Nawałka pokazał w niedzielę - co może nie każdy zarejestrował - że u niego w zespole nikt nie gra za zasługi. Gdy trzeba było rozruszać ofensywę i w trudnym momencie powalczyć o zwycięstwo, posłał do boju nie swojego ulubieńca, Arka Milika, a Łukasza Teodorczyka. Kadra to nie klub wzajemnej adoracji, liczy się forma.

Kolejny mecz reprezentacja Polski rozegra w czerwcu przeciwko Rumunii na Stadionie Narodowym w Warszawie. W przypadku zwycięstwa awans będzie już nie na wyciągnięcie ręki, a skinienie palcem.

Z Czarnogóry, Paweł Kapusta

Przeczytaj więcej tekstów autora --->

Źródło artykułu: