Kamil Wódka: Sportowiec też człowiek

Materiały prasowe
Materiały prasowe

Łukasz Piszczek rozegrał świetny mecz z Czarnogórą i zapewnił nam trzy punkty, mimo że jeszcze niedawno wypalił się i nie miał ochoty grać w piłkę. O problemie rozmawiamy z Kamilem Wódką, psychologiem sportu, który pracuje z zawodnikiem Borussii.

WP SportoweFakty: Podczas niedawnego wywiadu z "Polsatem Sport" Łukasz Piszczek przyznał, że miał poważne chwile zwątpienia, stracił radość z gry w piłkę.
 
Kamil Wódka: O samym Łukaszu nie chcę rozmawiać, bo to, co dzieje się w tej współpracy, zostaje między mną a nim. Mogę za to mówić o samym zjawisku, gdy zawodnik zgłasza na przykład utratę przyjemności z tego, co robi. I tutaj warto wspomnieć o czymś bazowym, a o czym zbyt często się zapomina, że sportowcy są też ludźmi. Mają swoje uczucia, wrażliwość, określoną pojemność na obciążenia. Z racji tego, że określa się ich mianem profesjonalistów, ludzi, którzy zarabiają określone pieniądze, do tego są rozpoznawalni, to po prostu mają robotę wykonać. I tyle. A tym bardziej oni potrzebują mieć często przestrzeń do tego, żeby swoją słabszą stronę pokazać. I mieć możliwość odpoczynku, psychicznej regeneracji, odnowienia zasobów.

Jak każdy człowiek "zresetować się" w piątek po tygodniu pracy?

- Nasz organizm instynktownie będzie czuł, że potrzebuje odpoczynku. Problem pojawia się wtedy, gdy jedynym znanym sposobem jest taki "prosty reset". Dlatego problem nadużywania alkoholu jest dość częsty, podobnie hazardu. Gdyby się zastanowić nad tym, dlaczego ludzie to robią, to jest w tym udział takiej nieświadomej chęci zrzucenia balastu. Sportowcy mówią czasem, że potrzebują się zresetować. Niestety, często tracą nad tym kontrolę, to używki kontrolują ich. Najbardziej banalnym argumentem mającym "wykazać" nieszkodliwość rozrywkowego trybu życia sportowca jest ten, gdy mówią: ten to prowadzi rozrywkowy tryb życia i sobie radzi. Zagrał świetnie, a wrócił nad ranem. A pytanie jest, jakby zagrał, gdyby funkcjonował poprawnie.

Odwieczna dyskusja w naszej piłce. "Jeśli nie naoliwisz, to nie pojedziesz", czyli czy alkohol czasem pomaga, czy zawsze przeszkadza.
 
- Nie można wykluczyć, że dzięki temu piłkarz uzyskiwał więcej luzu, co przekładało się na wykorzystywanie sytuacji boiskowych. Bo kluczem - również w treningu mentalnym - jest potrafić "odciąć sobie głowę" i po prostu, gdy to jest potrzebne, "działać". Swobodnie, automatycznie. Jednak takie "stymulowane używkami", wyluzowanie się, jest działaniem na krótka metę. Często tajemnicą poliszynela jest, jak wygląda obecnie funkcjonowanie byłych quasi-gwiazd sportu, którzy z zabawy uczynili codzienny rytuał. Stąd pytanie, czy są inne, bardziej konstruktywne sposoby radzenia sobie z obciążeniami. Jeśli uczymy zawodnika techniki i taktyki, to możemy też uczyć ich odpoczynku, regeneracji. Musimy pamiętać, że dziś sport jest brutalny, to jest show, gdzie PR często zastępuję autentyczność. Jednego dnia Kuba Błaszczykowski jest legendą Borussii, drugiego przychodzi nowy trener i piłkarza nie ma.

Życie piłkarza.

- Jasne, on musi sobie z tym poradzić. Na poziomie profesjonalnym to przyjmuje, ale cały czas jest człowiekiem. Widzimy herosa, ale nie wiemy, jakie koszty musi ponieść. Choćby przykład Roberta Enke, którego dramat (depresja i śmierć samobójcza - red.) opisano w przejmującej książce biograficznej. Patrzymy na sportowca i widzimy pewien "automat", tworzy się tzw. efekt aureoli. Do cech ocenianych pozytywnie dopisujemy inne. Czyli na przykład mamy znanego piłkarza, więc zakładamy z góry, że kieruje się wspaniałymi wartościami, jest szczęśliwy, ma wspaniałą rodzinę, nigdy nie zachowuje się w sposób niewłaściwy. Takiemu piłkarzowi ciężko jest przyznać, że to wygląda inaczej, że też ma różne myśli. "Nie wiem, czy sobie poradzę, boję się, że zrobię błędy, nie wiem, czy trener na mnie postawi, bo zachowuje się fajnie, jest uśmiechnięty, a w środku to sukinsyn". Piłkarze takich rzeczy nie mówią publicznie, bo muszą się prezentować. Potem w ten sposób zachowują się przed kolegami. Dźwigają na swoich barkach wszelkie problemy. Z czasem może tak się zdarzyć, że są wyciśnięci jak cytryny i przestają czerpać z tego przyjemność.

ZOBACZ WIDEO Łukasz Piszczek: Od początku wiedziałem, co chcę zrobić

I wtedy są "dyżurne metody"?

- Przede wszystkim zrozumienie, że to jest zjawisko, który może dotyczyć większej ilości osób. Biznesmenów, dziennikarzy. Ile pan ma w swoim otoczeniu osób, które muszą odreagowywać? Albo świat trenerów. Proszę zwrócić uwagę na to, ilu wśród nich jest niezdiagnozowanych alkoholików. Przemęczenie to jest normalna rzecz. Człowiek potrzebuje przestrzeni, żeby okazać tę swoją słabość. I to jest miejsce na pracę taką po prostu edukacyjną w tym obszarze, przy udziale między innymi takich osób jak psycholog.

Świat się zmienia. Do niedawna korzystanie z takich usług było czymś niemalże wstydliwym.

- Można powiedzieć, że Adam Małysz trochę to odczarował, mówiąc głośno o korzystaniu z usług psychologa sportu. Jeśli weźmiemy pod uwagę kadrę narodową, to wielu zawodników korzysta z usług psychologów, choć nie każdy o tym głośno mówi.

Skoki narciarskie otworzyły tę dyskusję.

- Tak, przecież Jan Blecharz nie zaczął pracy w sporcie od Adama Małysza. Ale właśnie dzięki temu, że Małysz tego nie krył, ludzie zaczęli rozumieć, że przygotowanie mentalne to część treningu.

Można realnie ocenić wpływ przygotowania mentalnego?

- Nie można patrzeć na to w systemie zero-jedynkowym. Na wynik sportowy składa się tak wiele zmiennych, że nie można powiedzieć: "O, popracował z psychologiem i zmieniło się". Sam Małysz przyznał, że potrzebował dwóch lat konsekwentnej pracy, żeby odczuć skutki pracy z psychologiem sportu. Innym przyszło to szybciej, ale nie byli konsekwentni w tej pracy i o wielu z nich nikt już nie pamięta.

Z perspektywy czasu, na ile te jego umiejętności były spowodowane właśnie dobrą mentalnością?

- Trudno to w ten sposób przedstawić. Gdyby to było tak proste, że gra mentalność, psychologowie biegaliby po boiskach. Nie patrzymy jednak na psychologię na zasadzie zbawi albo nie zbawi. To czasem cegiełka, kostka, jakiś dodatek. Może jeden, może dwa procent. Ciężko to zmierzyć.

No oczywiście, zakładamy, że mówimy o profesjonalnych sportowcach. Może taki przykład z kadry narodowej. Jest Grzegorz Krychowiak, który nie ma wielkich umiejętności gry z przodu, ale dzięki niezwykłej pewności siebie potrafi rządzić środkiem pola. I jest Piotr Zieliński, który ma fenomenalne umiejętności, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że nie wykorzystuje potencjału na tyle, na ile by mógł. 

- Z Czarnogórą jednak miał kluczowe zagranie. Czyli potrafi być pewny siebie czy nie? A myśli pan, że Krychowiakowi w jego aktualnej sytuacji i radzeniu sobie z trudnościami z niej wynikającymi pomaga przypinanie mu łatki, "że on jest twardy i z wszystkim da sobie radę - bo kto jak nie on"? Nie chcę odnosić się do personaliów, ale można powiedzieć, że to są stereotypy i proszę pamiętać, że słowa potrafią tworzyć rzeczywistość. Jeśli zawodnik słyszy o sobie, że jest najlepszy i że zawsze sobie da radę, to potrafi mu pomagać. Gdy przypomina się mu natomiast, że "jak mu coś nie wyjdzie, to może się zablokować", to raczej pomoc z tego mała i wtedy jeszcze większa praca z takim zawodnikiem, aby miał takie opinie w głębokim poważaniu. Oczywiście jak najbardziej możemy powiedzieć, że są zawodnicy, którzy nadrabiają pewnością siebie i tacy, którzy mogliby zaprezentować więcej. Budowanie pewności siebie to też ważne i trudne zadanie. Weźmy taki przykład. Piłkarzowi nie idzie, myśli: "Muszę strzelić bramkę, wtedy się przełamię" i tak bardzo chce trafić, tak intensywnie o tym myśli, że jest spowolniony w ruchach, nieprecyzyjny i z bramkowego planu nici.

Powstaje taka spirala.

- Na następnym meczu jest to jeszcze większy problem, bo wtedy jeszcze bardziej wierzy w konieczność tej magicznej bramki, która ma go odmienić. Z czasem dziennikarze zaczynają liczyć zawodnikowi minuty bez gola. Z zawodnika, który ma umiejętności, może zrodzić się zagubiony i sfrustrowany gracz, który nie rozumie, co się z nim dzieje i dlaczego nie robi tego, co potrafi. I tutaj często okazuje się, że zawodnicy nie potrafią wskazać, jak to zrobić, a dokładniej, co oni mają zrobić, aby zbudować swoją dobrą dyspozycję mentalną. I to jest podstawa rozpoczęcia pracy nad przygotowaniem mentalnym. Uchwycenia tej filozofii myślenia, która przekłada się na efektywne działanie. A tutaj bazą jest przyjrzenie się temu, na co zawodnik ma wpływ, a na co nie, a następnie, czy chce kontrolować to, co jest dla niego kontrolowalne. W uproszczeniu wygląda to tak: zawodnik ma wpływ na własną dyspozycję. Na to żeby przygotować się do meczu, poukładać go sobie w głowie. Wiedzieć, co ja chce grać, jak to chcę grać - pewnie, odważnie, zdecydowanie, z radością. I zbudować pewność, że to wykona. Tyle i aż tyle.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski
Mecz Borussia Dortmund - AS Monaco w 1/4 finału Ligi Mistrzów odbędzie się 11 kwietnia. Rewanż 19 kwietnia.

Komentarze (0)