Marcin Kamiński przed sezonem przeniósł się z Lecha Poznań do występującego na zapleczu Bundesligi VfB Stuttgart. Jednak niemiecka drużyna, która dopiero co spadła z najwyższej klasy rozgrywkowej, chciała jak najszybciej wrócić do elity.
W osiągnięciu tego celu miał pomóc Marcin Kamiński. Od lat uważany był w Polsce za wielki talent, ale w pewnym momencie przestał robić postępy. W dorosłej reprezentacji debiutował już jako 19-latek. Zaufał mu Franciszek Smuda i regularnie obdarowywał powołaniami do kadry narodowej. Ale po odejściu Smudy po Euro 2012 przestał być w sferze zainteresowań następnego opiekuna Biało-Czerwonych.
Przypomniał sobie o nim Adam Nawałka, ale Kamiński w debiucie nowego selekcjonera spisał się poniżej oczekiwań - tak jak cała drużyna. We Wrocławiu przegraliśmy w fatalnym stylu ze Słowacją (0:2) i Kamiński więcej nie zagrał u Nawałki.
Stagnację w swojej karierze przerwał latem 2016 roku. Zmienił Lecha na Stuttgart, jednak początki były bardzo trudne. Kamiński nie wstawał z ławki rezerwowych i debiut w lidze zaliczył dopiero w jedenastej kolejce. Jak wszedł do wyjściowego składu, tak już miejsca nie oddał do dzisiaj.
Barca wygrała bez Messiego. Suarez zbliżył się do Argentyńczyka [ZDJĘCIA ELEVEN]
Kamiński od października zagrał w niemal we wszystkich meczach - poza jednym, kiedy pauzował za czerwoną kartkę. Jednak mimo iż pojedynek z Eintrachtem Braunschweig zupełnie mu nie wyszedł (sprokurowany rzut karny, wykluczenie już w pierwszej połowie), to po odcierpieniu przymusowej pauzy automatycznie wrócił do składu.
Dzisiaj Kamiński jest pierwszoplanową postacią w defensywie Stuttgartu, który na dodatek jest liderem drugiej Bundesligi. Jeśli taka sytuacja utrzymałaby się, to po rocznej banici drużyna wróciłaby do elity.
25-latek jest w dobrej formie, niemieckie media chwalą go, ale powołań od Nawałki nie otrzymuje. Być może wykartkowanego Kamila Glika zastąpi właśnie Marcin Kamiński.
Pojedynek Polski z Rumunią został zaplanowany na 10 czerwca na Stadionie Narodowym.