Borussia Dortmund przegrała z AS Monaco 2:3 (0:2) pierwszy mecz 1/4 finału Ligi Mistrzów. Wciąż jednak wszystkich kibiców i dziennikarzy najmniej zajmuje to, co działo się na boisku, tylko wydarzenia z wtorkowego wieczoru, przez które spotkanie musiało zostać przełożone o jeden dzień.
Przypomnijmy: wybuch trzech bomb w pobliżu autokaru z pierwszą drużyną BVB zaniepokoił całą Europę i tylko dzięki wielkiemu szczęściu zamach terrorystyczny nie przyniósł ofiar. Niemieckie służby zatrzymały podejrzanego o przeprowadzenie ataku, ale śledztwo wciąż trwa.
Tymczasem magazyn "RieverSport" podaje nowe informacje na temat tego, jak wyglądały godziny po ataku z perspektywy obozu piłkarzy Borussii Dortmund.
Okazuje się, że UEFA najpierw zaproponowała przesunięcie rozpoczęcia meczu nie na kolejny dzień, ale na późniejszą godzinę. Na to nie zgodził się prezes BVB Hans-Joachim Watzke. Następnie federacja chciała, aby spotkanie rozpoczęło się w środę o godz. 16. Ostatecznie, po konsultacji z siedzibą w Nyonie, ustalono godz. 18:45.
ZOBACZ WIDEO Atak na piłkarzy Borussii Dortmund
Rankiem następnego dnia Watzke spotkał się z piłkarzami i ogłosił, że nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji i w pełni zrozumie tych, którzy nie będą chcieli pojawić się na murawie. Ten gest miał bardzo poruszyć graczy Borussii, którzy zadeklarowali, że zagrają dla Marca Bartry, który jako jedyny odniósł obrażenia na skutek ataku.
Okazuje się jednak, że dwóch piłkarzy (nie podano ich personaliów) miało duże wątpliwości co do występu. Chcieli rozegrać mecz z AS Monaco, ale nie tego dnia. Ostatecznie wyrazili jednak gotowość do gry.
"I choć byli zdeterminowani do pokonania AS Monaco, wtorkowe wydarzenia odcisnęły na nich piętno. Jeszcze przed wyjściem na rozgrzewkę wielu z nich miało mokre oczy od łez. Gdy mecz się zakończył i piłkarze zeszli do szatni, wielu z nich rozpłakało się. Wtedy zeszło z nich całe napięcie związane z dramatycznymi wydarzeniami. Rozegranie tego meczu to największe osiągnięcie tego młodego zespołu" - podsumował "RieverSport".