Oby nie zwolnili Leo! - rozmowa z Łukaszem Gargułą, pomocnikiem reprezentacji Polski i, od czerwca Wisły Kraków

Pomocnik Wisły Kraków i reprezentacji Polski Łukasz Garguła stoi murem za Leo Beenhakkerem. Piłkarz wzbrania się od jakiejkolwiek krytyki przekonując, że nie da to żadnego efektu. - Trzeba myśleć o San Marino. Strzelmy im kilka bramek i zapomnijmy o Irlandii- radzi. Choć kadra ma problemy Łukasz zapewnia, że szanse awansu do Mistrzostw Świata nie zostały jeszcze pogrzebane. - Punkty za Irlandię też przed meczem sobie przypisaliśmy - ironizuje.

Sebastian Staszewski: Widziałeś cały mecz reprezentacji Polski z Irlandią?

Łukasz Garguła: Tak.

Nie każdy Polak potrafił wysiedzieć 90 minut oglądając jak podopieczni Leo Beenhakkera nie potrafili zagrać jednej, składnej akcji w meczu z 42. drużyną świata.

- Zdarzają się takie mecze… Cóż mam powiedzieć. Nie widzę sensu żeby jechać po chłopakach, bo to nic nie da. Każdy widział jak graliśmy, więc krytyka naprawdę nie jest potrzebna. Przed nami San Marino i trzeba strzelić kilka bramek żeby się odbudować.

Ale po takim spotkaniu naprawdę ciężko nie krytykować. To był chyba najsłabszy mecz od czasu porażki z Finlandią.

- Ja będę się upierać przy zdaniu, że nie ma sensu krytykować reprezentacji. Wierzę, że w Kielcach zagramy super spotkanie i pomału zapomnimy o kompromitacji z Irlandią.

Pojedynek z San Marino to może być ostatni mecz Leo Beenhakkera jako trenera piłkarskiej reprezentacji Polski.

- Mam nadzieję, że Leo nie zwolnią. Holender to naprawdę dobry trener. Osobiście jestem mu wdzięczny, bo to on wprowadzał mnie do reprezentacji. Ostatnie wyniki nie stawiają Leo w dobrym świetne, ale dajmy mu jeszcze dograć eliminację. Sprawa nie została jeszcze pogrzebana. Więcej wiary.

Wiara wiarą, ale nasze szanse naprawdę stały się tylko kilkuprocentowe.

- Ale są. Nie mamy przecież dziesięciu czy dwunastu punktów straty.

Ale mamy bardzo ciężki terminarz.

- Historia pokazała, że w tej grupie każdy może wygrać i przegrać. Gdyby każdy myślał, że mamy ciężko terminarz to już powinniśmy się pakować. Tym tokiem myślenia zapisaliśmy sobie punkty za mecz z Irlandią a w sobotę okazało się zupełnie coś innego. Trzeba wygrać ze Słowacją, Słowenią i Czechami i liczyć na szczęście.

A jak przebiega twoja rehabilitacja? Od meczu z Legią minęło już półtorej miesiąca.

- Dwa razy dziennie jestem na sali rehabilitacyjnej i pod okiem Filipa Pięty wzmacniam to moje kolano. Głównie ćwiczymy mięśnie, które odpowiadają za stabilizację kolana i więzadła tylnego. Ważne jest żeby zachować systematykę tych ćwiczeń. Na razie wszystko wygląda tak jak powinno. Przynajmniej jedna optymistyczna wiadomość związana z tą kontuzją.

Z twoich słów wynika, że mieszkasz już w Krakowie?

- Tak. Mam wynajęte mieszkanie, więc dojazdy na rehabilitację to żaden problem. Przy okazji poznaję miasto i ludzi Wisły Kraków. Myślę, że dzięki temu moje wejście do drużyny przebiegnie bardziej płynnie.

Wiadomo już, kiedy to wejście nastąpi? Ortopedzi mówią, że przy zerwaniu więzadeł powrót do pełnej sprawności to kwestia nawet dziewięciu miesięcy.

- Nie można określić jakiegoś sztywnego terminu. Wszystko weryfikuje się na bieżąco. Obserwuje się zachowanie kolana, dodaje kolejne obciążenia, robi się rezonans. Dopiero za kilka miesięcy będziemy mogli coś konkretnego powiedzieć. Nie ma sensu opowiadać, że Garguła wraca za pięć, osiem czy dziesięć miesięcy. Wszystko wyjdzie w trakcie rehabilitacji.

Dlaczego tak długo zwlekaliście z operacją? Media ostro skrytykowały Wisłę za jej opieszałość. Klinika we Freiburgu jest aż tak oblegana czy nie było miejsc w samolocie?

- Nie oto chodzi. Powód jest prozaiczny. Musiałem osuszyć kolano. Staw był spuchnięty i było w nim dużo krwi. Oczekiwanie było świadome, więc krytykowanie Wisły przez dziennikarzy nie ma sensu. Odwlekaliśmy to, żeby jak najlepiej przygotować kolano do zabiegu. A to czy operacja będzie dziś czy tydzień później nie ma większego znaczenia. Te kilka dni można nadrobić w trakcie rehabilitacji. Wolę wrócić później, ale mieć pewność, że jestem zdrowy.

U Filipa Pięty rehabilitację przechodzi również Paweł Brożek. Los jest przewrotny. Mieliście być zabójczym duetem na boisku, a obaj siedzicie u fizjoterapeuty.

- Paweł ma zupełnie inną kontuzję niż ja. Jego szczęście, że ingerować nie musiał chirurg. Jeszcze w kwietniu powinien wrócić do treningów.

Często ze sobą rozmawiacie? Tematów na pewno wam nie brakuje.

- Ćwiczenia mamy u tej samej osoby, ale nie w tych samych godzinach. Ciężko pomagać dwóm piłkarzom jednocześnie, poza tym obaj wymagamy innych zajęć. Ale kiedy się widzimy zawsze zamienimy kilka słów. A rozmawiać faktycznie jest o czy. Kolana, Wisła, reprezentacja. Tematów nie brakuje.

Przeszły cię ciarki, kiedy zobaczyłeś jak wygięło się kolano Pawła?

- Zrobiło mi się słabo. Jakiekolwiek zderzenie czy kontuzja to najgorsze, co w zawodzie piłkarza może się zdarzyć. Takie rzeczy niestety są wkalkulowane w nasz zawód. Każdy jest tego świadomy. Piłka to nie tylko bramki, zgrupowania i zwycięstwa. Trzeba to przyjąć z podniesioną głową.

Pechowe strasznie to boisko w Bełchatowie. Niedługo wiślacy zaczną się bać rozgrywać tam swoje mecze.

- Nie przesadzajmy. Każdy może interpretować to tak, jak uważa. Dwie kontuzje kolana, na tym samym boisku, w tak krótkim czasie. Faktycznie można mówić o pechu. Ale ja inaczej to widzę. Przypadek. Ale to moje zdanie.

Nie pomyślałeś sobie, że pośrednio wina za obecny stan rzeczy jest po stronie działaczy Bełchatowa? Za wszelką cenę nie chcieli cię puścić do Krakowa już zimą.

- Broń Boże. Nie mam żadnych pretensji. Każdy swoją drogę życia ma gdzieś zapisaną tam, u góry. Widocznie wtedy i w tamtym miejscu ja miałem zerwać więzadło. Wracanie do tego czy dobrze, że puścili czy nie, nie ma sensu. Mieli do tego prawo. Ich decyzja.

Żmudne ćwiczenia w zamkniętej sali wymagają więcej wysiłku niż trening albo obóz przygotowawczy? Dla laika taka rehabilitacja to tylko machanie nogą.

- Szczerze? Uważam, że rehabilitacja jest cięższa niż jakikolwiek okres przygotowawczy czy trening. Na sali rehabilitacyjnej zostawia się wiele więcej zdrowia niż w trakcie zajęć. Dodatkowo psychicznie człowiek się męczy, bo życie bez piłki dla piłkarza to mało ciekawa perspektywa.

Razem z Pawłem dochodzicie do zdrowia a Wisła już zrównała się punktami z Legią i ponowie włączyła się w walkę o mistrzostwo Polski.

- Jest duża szansa na mistrza i trzeba to wykorzystać. W nowym sezonie mamy nowe zasady. Do Ligi Mistrzów będzie łatwiej awansować, więc ważne, aby właśnie teraz zapewnić sobie prawo startu w eliminacjach. Przed nami ważny mecz z Lechem i jeżeli zdobędziemy w nim chociaż jeden punkt to w tabeli zrobi się bardzo ciekawie. A nie zapominajmy też o innych zespołach.

Nie oszukujmy się. Pokonać Kolejorza w tym sezonie jest piekielnie ciężko.

- Arka z Lechem zremisowała, więc nie mówmy, że Wisła nie ma szans. Nikogo na taki mecz nie trzeba motywować, bo zwycięzca zrobi wielki krok po puchar za mistrzostwo Polski. Jedno wiem. Będzie ciekawie.

Wiesz, że możesz nie zdążyć zagrać nawet jednego meczu u boku Pawła Brożka. Jeżeli będą oferty z zagranicy Paweł będzie je rozpatrywał bardzo poważnie.

- Ja nic nie wiem. Zadzwoń do Pawła i z nim pogadaj (śmiech). Pożyjemy zobaczymy. W życiu bywa bardzo różnie.

Komentarze (0)