Pomyślcie na szybko o kilku słowach, które oddają emocje. Coś przyszło wam do głowy? Jeśli nie, polecam ostatnią kolejkę Lotto Ekstraklasy.
Sprawy awansu do grupy finałowej rozstrzygnęły się dosłownie w ostatnich sekundach. Nie chciałbym być w skórze piłkarzy, ale z punktu widzenia kibica, właśnie dla takich momentów chodzi się na mecze, o takich sytuacjach opowiada się latami w dyskusjach przy piwie i kawie.
Do ostatniej minuty wyglądało na to, że do grupy mistrzowskiej awansuje KGHM Zagłębie Lubin, mimo niezadowalającego remisu ze Śląskiem Wrocław. Wtedy bramkę dla Korony Kielce w meczu z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza strzelił Dani Abalo. Dosłownie sekunda szczęścia i za chwilę dramat. Asystent arbitra pokazał, że Hiszpan był na spalonym. Niezwykła odwaga sędziego, który mógł zostać zlinczowany. Tym bardziej, że spalony był naprawdę minimalny. Zawodnicy Zagłębia schodzili z boiska w Lubinie będąc w finałowej ósemce, piłkarze Korony ze łzami w oczach mieli przed oczami perspektywę gry w grupie spadkowej.
Wtedy, w Gdyni, Jose Kante wyrównał w pojedynku z Arką z rzutu karnego. Jego Wiśle Płock nie dało to awansu, choć zawodnicy długo byli przekonani, że było inaczej. Świętowali awans ze swoimi kibicami, ale ktoś nagle uświadomił ich, że chyba sprawdzili niezaktualizowaną tabelę. Za to szybki rzut oka na stadion w Kielcach i łzy szczęścia piłkarzy Korony, którzy kilka chwil wcześniej byli gotowi rozszarpać arbitrów. Czy coś lepszego w tym sezonie się wydarzy?
ZOBACZ WIDEO Primera Division: coraz lepsza sytuacja Sevilli po zwycięstwie z Granadą - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
To dodatkowy atut dla władz ekstraklasy, które nie chcą odpuścić wymyślonego przez siebie systemu z podziałem na sezon zasadniczy i rundę finałową.
Faworytem rozgrywek, pewnie też dzięki podziałowi punktów, zostaje Legia Warszawa, która ma zdecydowanie najmocniejszy skład na papierze i co ważne, świetnie gra z drużynami z czołówki.
W walce o tytuł liczą się 4 zespoły, gdyby prześledzić mecze tylko między nimi, to Legia zdobyła w 6 spotkaniach 16 punktów, Lechia Gdańsk 9, Jagiellonia Białystok 7, zaś Lech Poznań tylko 3.
Oczywiście pamiętamy, że Lechowi niewiele zabrakło by dwukrotnie zremisować z Legią. Ale wygrywa zwykle lepszy. Legia gra u siebie z Lechem i Lechią, na wyjeździe z Jagiellonią. A już raz w Białymstoku stłamsiła lidera.
Z kolei Lech jest innym zespołem niż był na początku sezonu, jest na fali wznoszącej, trener Nenad Bjelica odmienił bez dyskusji drużynę. Te ostatnie 7 kolejek zapowiada się pasjonująco. I to kolejny atut za obecną formułą rozgrywek.
Michał Probierz, trener Jagiellonii, w swoim stylu powiedział po wygranym meczu w Gliwicach: "Chciałem swojemu zespołowi pogratulować mistrzostwa Polski. Ale teraz przed nami Puchar Maja, czyli liga uda, albo się uda albo nie".
Oburzyli się tym kibice, ale to urok Probierza. Po latach będziemy go wspominać. Cytaty tworzą legendy. Oczywiście nie traktuję tego co powiedział do końca poważnie. Każdy znał regulamin wcześniej.
Drużyny z miejsc 5-8 cieszą się, że są bezpieczne. I raczej powalczą o miejsca 5-8.
Swój atut mają też przeciwnicy systemu. Dał im go trener Śląska Wrocław, Jan Urban, który powiedział po meczu z Zagłębiem: - Zdobyliśmy punkt, który nic nam nie dał, bo po podziale i tak go nie mamy. A zepsuliśmy sezon Zagłębiu.
Coś w tym jest, choć gdyby kampania się skończyła po 30. kolejkach, sezon Zagłębia i tak trudno byłoby uznać za udany. Tak obie drużyny powalczą o utrzymanie.
W strefie spadkowej walka zapowiada się pasjonująco. Różnica między 9 a 16 zespołem wynosi zaledwie 5 punktów i wskazanie spadkowiczów dziś jest niewiele więcej warte niż wyrokowanie co wypadnie z rzutu kostką. W poprzednim sezonie przykład Podbeskidzia pokazał, że stracona w ostatniej chwili szansa może całkowicie zdewastować zespół. Dziś w tym samym miejscu są Zagłębie i Wisła Płock, które przegrały minimalnie walkę o ósemkę.
Marek Wawrzynowski