Jupp Heynckes: Życie jak rollercoaster

 / Jupp Heynckes zdobył z Bayernem Puchar Europy, mistrzostwo Niemiec, Puchar i Superpuchar Niemiec
/ Jupp Heynckes zdobył z Bayernem Puchar Europy, mistrzostwo Niemiec, Puchar i Superpuchar Niemiec

Swoją karierę kończył z żalem, jednak jako wielki wygrany. Jupp Heynckes, który 9 maja obchodzi 72. urodziny, musiał ustąpić miejsca młodszym. Wybitni następcy, Pep Guardiola i Carlo Ancelotti, nie zdołali powtórzyć jego sukcesu.

Pod koniec 2012 roku szefowie Bayernu Monachium uznali, że wygrali los na loterii. Rozpoczęli rozmowy z Josepem Guardiolą. Twórca wielkich sukcesów Barcelony był wolny i chętny, by podjąć nowe wyzwanie. Trudno powiedzieć, na ile wielkie było rozczarowanie jego "imiennika", Juppa Heynckesa. W każdym razie wszelkie późniejsze zapewnienia o tym, że trener odszedł po sezonie 2012/13 za obopólną zgodą, miały niewiele wspólnego z prawdą. Czas pokazał, że ani Guardiola, ani kolejny z topowych trenerów, Carlo Ancelotti, nie zdołali powtórzyć wyników Niemca.

Prawo futbolu jest brutalne. Powiedzenia utarte w zbiorowej pamięci bywają tak bezwzględne jak i prawdziwe. Chociażby to, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Nie ma chyba bardziej niesprawiedliwego. Bo wynika nie tyle z umiejętności, ile z zawodnej ludzkiej pamięci. I nikt nie przekonuje się o tym tak często jak trenerzy piłkarscy.

Od trzech porażek do trzech tytułów

Na szczęście dla nich, działa ono w dwie strony. Jupp Heynckes sezon 2012/13 zakończył, mając w ręku mistrzostwo Niemiec, Puchar Niemiec i wygraną Ligę Mistrzów. I tak zostanie zapamiętany w historii piłki nożnej. Gdyby zakończył karierę rok wcześniej, przeszedłby do świadomości zjadaczy chleba jako ten, który wszystko przegrał. Mistrzostwo Niemiec i finał pucharu krajowego zgarnęła mu sprzed nosa Borussia Dortmund. A finał Ligi Mistrzów na własnym terenie Bayern też przegrał - z Chelsea Londyn po rzutach karnych, mimo że miał tytuł na tacy.

Heynckes i jego piłkarze kończyli sezon jako wielcy przegrani. Na pierwszym spotkaniu przed kolejnym sezonem szkoleniowiec musiał podnieść zespół. Doskonale wiedział, że nie może pozwolić sobie na to, by po prostu przejść nad wielką klęską do porządku dziennego.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Inter Mediolan przegrywa mecz za meczem [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Opowiedziałem im trochę o mojej karierze. O tym, jak radzić sobie ze zwycięstwami i klęskami. Grałem w reprezentacji RFN, która w 1972 roku zdobyła mistrzostwo Europy, choć nie byłem podstawowym zawodnikiem. Dwa lata później byłem już podstawowym zawodnikiem podczas przygotowań do turnieju w 1974 roku. Ale po kontuzji, podczas turnieju, byłem tylko piłkarzem z ławki. Powiedziałem moim piłkarzom, że było to największe rozczarowanie w mojej karierze, które jednak stało się dla mnie największym źródłem motywacji. Rok później byłem częścią drużyny, która wygrała mistrzostwo Niemiec i zdobyła Puchar UEFA - opowiadał Heynckes, wówczas snajper Borussii Moenchengladbach, który w tym sezonie świętował swoje 30. urodziny, zdobywając w obu tych rozgrywkach koronę króla strzelców.

Nazywali go "Osram"

Był fenomenalnym napastnikiem, który niemal przez całą swoją karierę musiał mierzyć się z mitem Gerda Muellera. Mecze Bayernu z Borussią elektryzowały w tamtych latach całą Europę zachodnią. Wschód cieszył się sukcesami Dynama Kijów.

Gdy Heynckes, jako 33-latek, zakończył karierę, powoli zaczęła kończyć się wielka międzynarodowa przygoda zespołu z Moenchengladbach. Drużyna jeszcze wygrała Puchar UEFA w 1979 roku (Heynckes był asystentem Udo Lattka) a rok później, w finale tych rozgrywek, zespół przegrał z Eintrachtem Frankfurt. Był to pierwszy sezon, w którym 34-letni wtedy szkoleniowiec prowadził zespół.

W Borussii pracował do 1987 roku. Odszedł do Bayernu Monachium, któremu napsuł w przeszłości tyle krwi jako piłkarz.

Pierwszy sezon nie był udany, bo Bayern przegrał mistrzostwo z Werderem Brema, ale w dwóch kolejnych zespół Heynckesa już sięgał po tytuły mistrzowskie. Czerwieniący się przy linii bocznej szkoleniowiec był wówczas nazywany przez zawodników "Osram", od producenta żarówek. Ten pseudonim przylgnął do niego na całą karierę.

W Europie Bayern radził sobie nieźle, ale nie zdobył tego co najważniejsze. Dwukrotnie w półfinałach europejskich pucharów musiał uznać wyższość klubów włoskich. Najpierw w Pucharze UEFA - Napoli,  a rok później w Pucharze Europy - Milanu. W kolejnym sezonie lepsza, znowu w półfinale Pucharu Mistrzów, okazała się fantastyczna, jeszcze jugosłowiańska, Crvena Zvezda Belgrad, która zresztą później sięgnęła po najważniejszy tytuł klubowy na kontynencie. W połączeniu z zaledwie drugim miejscem w lidze, dawało to poczucie klęski. We wrześniu 1991 roku Uli Hoeness podjął decyzję o zwolnieniu Juppa, co trener nazwał bardzo bolesnym rozwiązaniem. Choć drużynie nie szło, szkoleniowiec był przekonany, że to tylko przejściowy kryzys. Hoeness potem nazwał swoją decyzję największym błędem w karierze.

Wrócił jako inny człowiek i trener

Kolejną szansę w Bayernie, choć niewielką, Heynckes dostał w 2009 roku, gdy działacze ściągnęli go w celu ratowania klubu. Zastąpił Juergena Kinsmanna, który miał być cudotwórcą, a "wprowadził statek na mieliznę".

Hyenckes był już innym trenerem. Przede wszystkim nie był człowiekiem, którego łączono z wieczną przegraną w ważnych momentach. W 1998 roku sięgnął po wygraną w Lidze Mistrzów. Prowadzony przez niego Real Madryt pokonał w Amsterdamie Juventus Turyn po golu Predraga Mijatovicia.

Teraz Bayern, zagrożony brakiem awansu do Ligi Mistrzów, otrząsnął się i zdołał zakończyć sezon na drugim miejscu. Ale było wiadomo, że Heynckes na stanowisku nie zostanie, bo działacze wymarzyli sobie Louisa Van Gaala. Może właśnie w ramach zadośćuczynienia Heynckes po dwóch latach wrócił na opuszczone przez Holendra stanowisko.

Na pewno Bayern był już odmienionym klubem. Bardziej światowym. Van Gaal zmienił grę zespołu, ustawił go bardziej na nowoczesną piłkę opartą na posiadaniu, kombinacji podań, dostosował do panujących na szczytach trendów. Heynckes zrobił z tego fantastyczny użytek.

W 2013 roku zdobył wszystko co było do zdobycia. Ale zanim to się stało, musiała nastąpić wspomniana seria klęsk. I przemowa trenera. Nie tylko o wielkiej motywacji z przeszłości.

- Powiedziałem: "Słuchajcie, jeśli nie zdamy sobie sprawy z tego, że musimy pracować jako drużyna, jeśli nie będziemy pracować ciężej, jeśli nie będziemy jeszcze bardziej głodni sukcesu, znowu nic nie wygramy. Piłkarze szybko zrozumieli mój sposób myślenia. Zawodnicy, którzy nigdy nie uznawali pracy drużynowej, nagle byli zdolni do tego, by przezwyciężyć swój egoizm. Nawet Arjen Robben i Franck Ribery nagle zrozumieli, że mają też obowiązki w defensywie".

Efekt był taki, że urodzony w Moenchengladbach trener stał się czwartym w historii szkoleniowcem, który sięgnął po to trofeum z dwoma różnymi klubami. Przed nim zrobili to: Ernst Happel, Ottmar Hitzfeld i Jose Mourinho. Imponujący zestaw.

Wielki sezon Bayernu (2012/13) był jedynym w swoim rodzaju w całej historii klubu. Ale niewiele to zmieniło. Heynckes chciał zostać na kolejny sezon, ale karty były już rozdane. I on do tej gry się nie załapał. Bayern chciał wejść na poziom światowy, stać się klubem większym niż tylko potężnym. Chciał wejść na szczyt marketingowy.

Uli Hoeness, wieloletni przyjaciel Heynckesa, powiedział jedynie, że jest trenerowi wdzięczny, że ten nie robił ze zwolnienia wielkiego show. Co więcej, z czasem doszło do sympatycznej wymiany uprzejmości. Guardiola swój trzeci kolejny tytuł zadedykował poprzednikowi, co ten przyjął z wielką radością.

Heynckes obchodzi we wtorek (9 maja) 72. urodziny. Ma prawo czuć się człowiekiem spełnionym. Jego kariera to też nauka dla wszystkich, by nie osądzać nikogo zbyt szybko. Zwłaszcza trenera piłki nożnej.

Źródło artykułu: