Michał Świerczyński. Nisko zawiesiłem Bogu poprzeczkę

Życie Michała Świerczyńskiego podporządkowane jest piłce. Grał, szkolił dzieci, tworzył projekt centrum piłkarskiego. 11 miesięcy temu częściowo stracił wzrok i nadal właściwie nie wiadomo, dlaczego go to dotknęło. Mimo to wciąż pracuje z dziećmi.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Materiały prasowe / Paweł Maul

Norbert Bandurski

W rodzinie Świerczyńskich nie zdarzyło się dotąd, by ktoś niespodziewanie stracił wzrok. Michałowi nie przydarzył się także żaden wypadek. Najpierw zaczął się pogarszać stan jednego oka, zwłaszcza w centralnej części gałki ocznej. W ciągu trzech dni niemal całkowicie stracił wzrok. Po dwóch tygodniach to samo zaczęło dziać się z drugim. Wystarczyło kolejnych kilka dni, aby i w nim utracił znaczną możliwość widzenia. Po prostu, bez dającego się zidentyfikować powodu.

- Wiadomo, co się wydarzyło, ale nie jest jasne dlaczego - tłumaczy Michał. Wzrok częściowo zachował tylko w bocznych częściach oka, jednak również tam widzi niewyraźnie. Pozwala mu to na normalne poruszanie się, umie dostrzec kontur przeszkody.

Częściowy zanik nerwów wzrokowych, na który cierpi Michał, spowodowany jest stanem zapalnym mogącym wynikać chociażby z wady genetycznej. Możliwe jest, że fragmentaryczną utratę wzroku spowodowała rzadko spotykana bakteria. - Jest to zanik nerwu o nieznanej etiologii. Trudno wyjaśnić, skąd wziął się stan zapalny - przyznaje.

Od rozpoczęcia walki z chorobą minął już prawie rok, 28-letni Świerczyński odwiedził wielu lekarzy w Polsce i za granicą. Był na dwutygodniowej konsultacji w Niemczech, którą określa jako stratę czasu, ponieważ również tam lekarze nie zdiagnozowali przyczyny choroby. Wszystkie możliwe przyczyny dramatu są tylko hipotezami.

ZOBACZ WIDEO Torres trafia, Atletico wygrywa. Zobacz skrót meczu Atletico Madryt - Athletic Bilbao [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Może to sprawka konkurencji, jak w przypadku Wiktora Juszczenki (były premier i prezydent Ukrainy został zatruty dioksynami w 2004 roku, o zlecenie czego podejrzewani są jego rywale polityczni – przyp. red.) - żartuje Michał, który z niezwykłym dystansem podchodzi do swojego inwalidztwa.

Bije od niego wręcz zaraźliwy optymizm. Choć wciąż odwiedza lekarzy próbujących zdiagnozować przyczyny choroby, nie traktuje tego jako problemu, a jedynie drobną uciążliwość, którą trzeba przezwyciężyć w drodze do celu. Takie podejście nie jest jednak wypracowane żmudną pracą u psychoterapeuty. Michał uznał, że nie potrzebuje takiej pomocy.

- Czasem irytuje mnie, iż nie jestem do końca samodzielny, ale tak naprawdę mam tyle obowiązków, że nie mam czasu się tym przejmować - twierdzi. Zdecydowanie większe poczucie niesprawiedliwości ma jego ojciec. - Widzę zdrowego młodego człowieka, pełnego pasji i zaangażowania, któremu ktoś nagle wyłączył światło. Nie mogę się z tym pogodzić - wzdycha Wojciech Świerczyński, który oswaja się z inwalidztwem syna, widząc jego przedsiębiorczość.

- Michał prowadzi firmę, własny kompleks piłkarski, normalnie komunikuje się ze światem. Jest na tyle aktywny, że aby poradzić sobie psychicznie, mogę powiedzieć, iż w zasadzie wszystko jest w porządku - opowiada senior Świerczyński.

Jedną z hipotez, które postawili diagności po częściowej utracie wzroku przez Michała, była zapaść na neuropatię nerwu wzrokowego Lebera. Jest to choroba, której nie da się wyleczyć, ale można opóźnić jej rozwój poprzez odpowiednie odżywianie, unikanie alkoholu oraz używek. Gdyby Świerczyński cierpiał właśnie na to schorzenie, byłoby to paradoksem, ponieważ od dzieciństwa prowadził sportowy tryb życia. Pierwszą książką, którą przeczytał, była encyklopedia piłki nożnej.

- Właściwie to na niej uczyłem się czytać - wspomina Michał. Od siódmego roku życia regularnie oglądał mecze: od najniższych klas rozgrywkowych po Ligę Mistrzów. Co w tej sytuacji naturalne, sam również rozpoczął treningi - w Rozwoju Katowice. W czasach gimnazjalnych postanowił jednak skupić się na nauce i innych zainteresowaniach. - Przerwanie gry było rozczarowaniem dla drużyny, bo Michał miał talent, świetnie sobie radził. Trener próbował nas nawet przekonywać, żeby syn wrócił do klubu. Obiecywał, iż wystarczy, by Michał był na jednym treningu w tygodniu i na meczach - wspomina pan Wojciech.

Michał nie zaprzestał jednak gry w piłkę. W Katowicach grał w jorkyballa (połączenie piłki nożnej i squasha), a już po przeprowadzce do Warszawy założył drużynę w sześcioosobowej odmianie futbolu. W sezonie 2015-16 jego zespół, Tiki Taka Warszawa, wygrał osiem różnych lig, dzięki czemu trafił na ogólnokrajowe mistrzostwa, a dwóch zawodników znalazło się w reprezentacji Polski w piłce sześcioosobowej.

Po drodze Świerczyński zdobył uprawnienia trenerskie, uczył gry w piłkę najmłodsze dzieci. W związku z tymi aktywnościami wiedział, ile kosztuje wynajem boiska. - Stworzyłem własną bazę, w której porównywałem warunki najmu: ceny, wysokość składek i dotacji, jakie uzyskują kluby. Plotka głosi, że mam największą bazę boisk na Mazowszu - uśmiecha się Michał. Przeprowadził kilka symulacji finansowych i stwierdził, że chciałby otworzyć własny interes. Tak właśnie zrodził się pomysł na SoccerArenę, największy w Europie Środkowo-Wschodniej zadaszony kompleks piłkarski.

Firma działa na warszawskiej Białołęce, współpracuje z nią kilkadziesiąt szkółek i akademii, korporacje organizujące dla pracowników imprezy sportowe i rekreacyjne oraz Nike Playarena. W SoccerArenie odbywają się też mecze dzieci niepełnosprawnych, dzięki kooperacji z Academy AMP Futbol, a Świerczyński współpracuje także z fundacją Nadzieja na Mundial - podczas tegorocznych mistrzostw świata dla dzieci z domów dziecka właśnie tu będą trenowali uczestnicy turnieju. W SoccerArenie rozgrywane są też mecze największej dziecięcej ligi w Warszawie - Kids Soccer League.

Wszystko układa się po myśli Michała, ale wcześniej było mu trudno, zwłaszcza po rozpoczęciu walki z chorobą. - Wiele miesięcy szukaliśmy miejsca na kompleks, obejrzeliśmy ponad 100 obiektów w całej Warszawie – wylicza. W końcu udało się znaleźć niezagospodarowaną halę, w której kiedyś produkowano rynny. Firma chciała się jej pozbyć, a Michałowi odpowiadały wszystkie warunki, włącznie z lokalizacją gwarantującą dobry dojazd, ale też spokój dookoła.

Kiedy inwestycja wkraczała w kluczową fazę, Michał częściowo stracił wzrok. Mimo to wciąż nadzorował tworzenie kompleksu, dbał o jakość nawierzchni czy bramek. Inwestycję finalizował tydzień po wyjściu ze szpitala. - Od początku byłem tak zajęty pracą przy SoccerArenie, że nie miałem czasu przejmować się chorobą - przyznaje.

Mówiąc o swoich przedsięwzięciach, zwykle stosuje liczbę mnogą. - On mówi: my, tylko kurtuazyjnie, ponieważ za wszystko odpowiada tylko on. Jest prezesem, przy SoccerArenie wszystko zrobił sam - wyjaśnia Wojciech Świerczyński. Rodzina i przyjaciele wspierają go w kwestiach formalnych. Pomocą dla niego jest również technika, między innymi telefon odczytujący na głos wyświetlane na ekranie komunikaty czy numery telefonów. Jego oczy częściowo zastępuje aparatura.

Utrata wzroku dla młodego człowieka często wiąże się z zaprzestaniem aktywności w życiu codziennym, niekiedy nawet z głęboką depresją. Michał żyje niemal tak jak wcześniej, nie ma żalu o to, co mu się przydarzyło. Twierdzi, że to dlatego, iż nie oczekiwał od życia przesadnie dużo. - Po prostu nisko zawiesiłem Bogu poprzeczkę. Zresztą i tak jej nie przeskoczył - kończy z uśmiechem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×