Tajemnica sukcesu Huddersfield Town? Obóz przetrwania w szwedzkiej głuszy

Getty Images / Ian Walton
Getty Images / Ian Walton

W czasach, gdy zawodowi piłkarze przyzwyczajeni są do luksusów i nocowania w ekskluzywnych hotelach, zawodnicy świeżo upieczonego beniaminka Premier League, Huddersfield Town do sezonu 2016/2017 przygotowywali się... na obozie przetrwania w Szwecji.

Pokonując w poniedziałkowym finale barażów o awans do Premier League Reading FC, Huddersfield Town wróciło do najwyższej ligi po 45 latach przerwy. Wyczyn Terierów jest tym bardziej godny uznania że w sezonie 2015/2016 zajęli oni dopiero 19. miejsce w Championship.

Co stoi za spektakularnym sukcesem ekipy z Kirklees Stadium? Jej menedżer, David Wagner twierdzi, że w scementowaniu zespołu pomógł mu nietypowy jak na świat futbolu wyjazd integracyjny. Latem minionego roku Niemiec zabrał swoich podopiecznych do Szwecji na obóz przetrwania. Przez cztery dni zawodowi piłkarze byli odłączeni od świata, spali w namiotach i sami musieli zadbać o pokarm.

- Kiedy przez cztery dni jesteś w kompletnej dziczy bez prądu, bez telefonów komórkowych, bez Internetu i tak naprawdę nawet bez jedzenia, w końcu musisz zacząć ze sobą rozmawiać i wejść w interakcję. Nie ma wtedy sensu siedzieć po cichu w kącie, nawet jeśli jesteś nowy. Po dwóch, trzech godzinach nie masz wyjścia - musisz zacząć z kimś rozmawiać - mówi Wagner.

- Przed sezonem pozyskaliśmy jedenastu nowych zawodników, co w zasadzie oznaczało, że co drugi piłkarz był nowy, ale byłem wcześniej na takim wyjeździe i wiedziałem, że nie ma nic lepszego do zintegrowania grupy - tłumaczy szkoleniowiec, który przed laty namówił na podobny wyjazd prowadzącego wówczas 1.FSV Mainz 05 Juergena Kloppa. Panowie się przyjaźnią, a w latach 2011-2015 Wagner był asystentem Kloppa w Borussii Dortmund.

ZOBACZ WIDEO Niespodzianka w barażu o Ligue 1. Zobacz skrót meczu ESTAC Troyes - FC Lorient [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Mieliśmy dwuosobowe namioty i kajaki, w których spędzaliśmy po osiem godzin każdego dnia i rotowaliśmy parami, by grupa lepiej się poznała. Ten wyjazd był dla nich pierwszym kontaktem ze sobą. Przed wyjazdem do Szwecji nawet nie dotknęliśmy piłki. Pojechaliśmy tam pierwszego dnia przygotowań do sezonu. Nie sądzę, by ten pomysł spodobał się moim piłkarzom. Nikt przecież nie lubi opuszczać swojej strefy komfortu. Pewnie pomyśleli, że jestem szalony. Część z nich dalej tak myśli - opowiada opiekun Terierów.

Pobyt w Szwecji znacząco różnił się od tego, do czego przywykli zawodowi piłkarze. - Jak było? Nie było toalet. To była wyspa, więc musieliśmy szukać drzew. Mieliśmy jakieś jedzenie, ale nie za dużo i poza tym byliśmy w kajakach, więc nie mieliśmy za dużo miejsca na cztery dni - mówi Wagner, dodając: - Nauczyliśmy się łowić ryby i gotować je. Musieliśmy szukać drzew, by rozpalić ognisko. A jeśli ktoś chciał kawę, to musiał na nią czekać 45 minut, bo najpierw musiał znaleźć drzewo, potem je rozpalić, a potem iść po wodę do jeziora.

Według Wagnera jego podopieczni wrócili do Anglii odmienieni: - Moi zawodnicy opuścili strefę komfortu. Siedzimy razem w tym piłkarskim biznesie, ale nie jesteśmy razem w normalnym życiu. Ci młodzi chłopcy czasem nawet nie wiedzą, jak wygląda prawdziwy świat.

Komentarze (0)