KONRAD WITKOWSKI
- Nie chcę powiedzieć, że miałem pewność, ale byłem w stanie postawić duże pieniądze na to, że ta trójka zajdzie wysoko. Wiedziałem, że jeśli zachowają odpowiedni sposób myślenia, charakter i chęć rozwoju, a przy tym będą omijały ich kontuzje, to zagrają przynajmniej w ekstraklasie - wspomina Mariusz Rumak. Były trener Lecha to postać wyjątkowa w piłkarskich życiorysach Kędziory, Bednarka oraz Kownackiego. To właśnie on dał im szansę wczesnego debiutu w pierwszej drużynie Kolejorza. Otworzył furtkę, przez którą obecni reprezentanci Polski w kategorii U-21 wkroczyli na drogę do poważnych karier.
Ośmioletni diament
Wszyscy trzej to wychowankowie Lecha, jednak żaden z nich nie jest rodowitym poznaniakiem. Najwcześniej przy Bułgarskiej pojawił się najmłodszy z tego grona, czyli Kownacki. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w GKP Gorzów Wielkopolski, a do Kolejorza trafił w 2005 roku. - Dawid przeniósł się z Gorzowa w okolice Poznania. Mama szukała dla niego klubu i pewnego dnia przyprowadziła syna do nas na zajęcia - wspomina Wojciech Tomaszewski, pierwszy trener Kownackiego w Lechu. - Nie mogliśmy go już wypuścić. Miał wtedy dopiero osiem lat, ale jak na swój wiek, potrafił już naprawdę sporo.
Od samego początku chłopiec z Gorzowa Wielkopolskiego przejawiał duży potencjał. Kownacki zdecydowanie wyróżniał się na tle rówieśników, a w klubie coraz częściej mówiło się o perełce z rocznika 1997. - Przede wszystkim było widać u niego dużą radość z gry w piłkę. Na dodatek bardzo szybko się uczył, a wykonywanie kolejnych ćwiczeń przychodziło mu z łatwością - opisuje Tomaszewski. - W tym, co robił na boisku, widać było dużą inteligencję. Oczywiście miał też pewne wady, natomiast pod względem umiejętności techniczno-taktycznych robił błyskawiczne postępy. To wszystko sprawiło, że po pewnym czasie zaczął występować w starszych zespołach - dodaje. Kownacki bardzo często grywał choćby w roczniku 1995. Tam jego kolegą z boiska był między innymi Karol Linetty. - Na poszczególne mecze zabierałem o dwa lata młodszego Dawida do swojej drużyny. Ten zawodnik praktycznie od początku uznawany był przez wszystkich trenerów za nieprzeciętny talent - mówi Patryk Kniat, który z Kownackim pracował także nieco później, gdy był szkoleniowcem zespołu Lecha występującego w Młodej Ekstraklasie.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Nie możemy sobie na to pozwolić
Jak przyznają pierwsi trenerzy Kownasia, przyszły reprezentant Polski nigdy nie sprawiał poważnych kłopotów wychowawczych. Młody piłkarz miewał jednak problemy na boisku, a wynikały one z jego… zbyt wysokich umiejętności.
- Zdarzały się minimalne kłopoty ze szkołą. Jednak po części wynikały one z tego, że trochę czasu zajmowały Dawidowi dojazdy, gdyż mieszkał w Swarzędzu pod Poznaniem - wspomina trener Tomaszewski, który Kownackiego prowadził do czasu, gdy chłopak ukończył 14 lat. - Od zawsze był człowiekiem i piłkarzem bardzo ambitnym. Czasami nawet dochodziło do takich sytuacji, że denerwował się, bo zespół nie potrafił grać na takim poziomie jak on. Rówieśnicy podejmowali pewne działania dużo wolniej i to Dawida niekiedy frustrowało. Myślał, że koledzy celowo nie chcą mu podawać piłki.
Pytania z Monachium
Z czasem młody piłkarz Lecha zaczął przedstawiać się szerszej publiczności. Jeździł z drużyną na zagraniczne turnieje, na których pokazywał się z dobrej strony. Podczas takich rozgrywek w Portugalii dostał nawet indywidualną nagrodę. Zaczynał być coraz bardziej rozpoznawalny w juniorskiej piłce.
Jako 14-latek po raz pierwszy wystąpił w drużynie narodowej i był to debiut jak z bajki. W listopadzie 2011 roku reprezentacja Polski w kategorii wiekowej U-15 rozegrała dwumecz z rówieśnikami z Niemiec. Pierwsze spotkanie odbyło się w Kołobrzegu: Polacy zwyciężyli 5:3, zaś Kownacki popisał się hat-trickiem. Kilka dni później w Drawsku Pomorskim kadra prowadzona przez selekcjonera Mirosława Dawidowskiego zremisowała 2:2, a zawodnik Kolejorza ponownie dał się Niemcom we znaki, strzelając im dwa gole. - Właśnie wtedy pojawiło się pierwsze zainteresowanie Dawidem ze strony zachodniego klubu. I to nie byle jakiego, bo wypytywał o niego Bayern Monachium. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie pojawiła się konkretna oferta transferu - zdradza Tomaszewski.
Dwa lata później Rumak włączył Kownackiego do kadry pierwszej drużyny Lecha. 6 grudnia 2013 roku 16-latek zadebiutował w ekstraklasie: w końcówce meczu z Wisłą Kraków (2:0) zastąpił na murawie Kaspra Hamalainena. - Pamiętam, że to spotkanie rozgrywane było przy gęsto padającym śniegu - wspomina Rumak. - Dawid raczej nie był zaskoczony swoim debiutem. Czekał na ten moment, jak każdy sportowiec. Zarówno on, jak i inni młodzi zawodnicy mojego zespołu byli przygotowywani na to, że w końcu dostaną szansę. Nie bali się, a wręcz przeciwnie - niecierpliwili się, chcieli jak najszybciej zagrać w seniorach. Jednocześnie wiedzieli, że jeśli zawiodą, to trudno będzie im otrzymać kolejną. Uważam, że akurat Kownacki, Kędziora oraz Bednarek swoje szanse wykorzystali.
Cała Polska usłyszała o Dawidzie na początku 2014 roku. W lutym Lech doznał upokarzającej porażki 1:5 w Szczecinie, ale nastolatek zdobył w tym meczu swoją premierową bramkę w ekstraklasie. Kilkanaście dni później zaliczył dwie efektowne asysty w rywalizacji z Piastem Gliwice (4:0). Wokół młodego chłopaka z Gorzowa Wielkopolskiego zrobiło się naprawdę głośno. - Dawidowi nie zaszkodziło to, że w wieku 16 lat strzelił gola w ekstraklasie. To samo w sobie nie jest problemem. Pojawia się jednak pytanie: co zrobić dalej? Czy już konsumować ten sukces, czy chcieć stawać się jeszcze lepszym? - pyta retorycznie trener Rumak. Od tamtej pory Kownacki regularnie grał w seniorskiej drużynie Lecha. Stał się jej ważnym ogniwem, a sezon 2014-15 zakończył z mistrzostwem Polski. W czerwcu 2015 roku selekcjoner Adam Nawałka powołał go nawet do pierwszej reprezentacji. Wydawało się, że to początek oszałamiającej kariery.
[nextpage]
Medialny szum i wszechobecne zachwyty nad skalą jego talentu zaszkodziły jednak młodemu napastnikowi. Piłkarz Kolejorza zatracił skuteczność (nie strzelił gola od marca do października 2016 roku - poza jednym trafieniem w drużynie rezerw), jego dyspozycja uległa zdecydowanemu pogorszeniu. Nastolatek wyraźnie się pogubił.- Co wtedy działo się z Dawidem? Nie znam przyczyn, akurat na ten temat z nim nie rozmawiałem. Nie ma jednak wątpliwości, że nastąpił u niego spadek formy. To mogę ocenić, nawet oglądając mecze w telewizji - mówi Rumak. - Uważam, że w przypadku młodych piłkarzy to, co dzieje się na boisku, jest czasami mniej ważne od tego, co ma miejsce poza nim. Powiedzmy sobie szczerze: nastolatek chodzący do pierwszej klasy liceum to jeszcze dziecko. Gra w ekstraklasie, strzela w niej gole, ale jednocześnie wokół niego pojawia się bardzo wiele pokus. Chłopak ma podpisany kontrakt z dużym klubem, jest doceniany i rozpoznawalny na mieście, dziennikarze chcą z nim rozmawiać. Wszyscy go klepią po plecach, a wśród rówieśników jest gwiazdą. Naprawdę trzeba być twardzielem, żeby się temu wszystkiemu oprzeć i pozostać skoncentrowanym na rozwoju - dodaje dwukrotny wicemistrz kraju z Lechem.
- Kownaś miał taki moment, kiedy zachłysnął się tym wszystkim, choć to pewnie w dużej mierze wina dorosłych, którzy nie najlepiej go pokierowali - twierdzi Kniat. - Pojawiła się u niego satysfakcja z drobnych osiągnięć, bez spojrzenia na trochę dalszą perspektywę. Dawid dużo gra i jak na zawodnika w jego wieku ma dobre statystyki. Powiem jednak szczerze, że nadal mam pewne wątpliwości co do niego. Ma niepokojące ciągoty do gwiazdorstwa i szybkiego samozadowolenia. Czasami brakuje mu sportowej pokory. Wierzę jednak, że te przykre doświadczenia, które już przeszedł, czegoś go nauczą.
Pierwszy trener Kownackiego uważa, że jego wychowanek najgorszy okres ma już za sobą. - Był taki moment, kiedy faktycznie wpadł w pułapkę. Sądzę jednak, że to już za nim - nie ma wątpliwości Tomaszewski. - Uważam, że w pewnym sensie problemem Dawida jest jego wielka ambicja. On od małego chciał być najlepszy, zawsze pragnął wygrywać. To stało się dla niego utrapieniem w piłce seniorskiej: czuł, że musi strzelić nie wiadomo ile goli i każdy mecz rozgrywać najlepiej. Jakby zapomniał o tym, że był młodym chłopakiem wchodzącym dopiero do pierwszego zespołu. Myślę, że sam narzucił na siebie zbyt dużą presję i w pewnym momencie to wszystko go przytłoczyło.
W ślady brata
Inaczej układały się losy dwóch pozostałych bohaterów tego tekstu. Tomasz Kędziora do Poznania przybył w 2010 roku z Zielonej Góry. - Poznałem go jeszcze, zanim trafił do Lecha. Prowadziłem wtedy drużynę juniorów z roczników 1993-94, która sięgnęła po złoty medal mistrzostw Polski. Kędziora, jeszcze jako piłkarz zielonogórskiego UKP, przyjechał do nas na zimowe zgrupowanie do Borowic. Po obozie wrócił do swojego pierwszego klubu, a pół roku później był już naszym zawodnikiem - przypomina Rumak.
Do seniorskiej szatni Kolejorza prawego obrońcę wprowadził inny trener. Kędziora rozpoczął treningi z pierwszą drużyną, kiedy szkoleniowcem był Hiszpan Jose Mari Bakero. Zadebiutował jednak dopiero u Rumaka w lipcu 2012 roku. Miał wówczas 18 lat. - Już od pewnego czasu widziałem u Tomka gotowość do debiutu. Swój pierwszy mecz zaliczył w europejskich pucharach, graliśmy wówczas w Kazachstanie. Wszedł na prawą stronę obrony na kilka końcowych minut - mówi trener.
Z kolei premierowy występ Bednarka w seniorach Lecha przypadł na ligowe spotkanie z Piastem Gliwice (2:0) we wrześniu 2013 roku. 17-letni wówczas zawodnik zagrał na środku defensywy obok doświadczonego Huberta Wołąkiewicza. - Bednarek był tydzień po tygodniu przygotowywany do tego, że pewnego dnia może usłyszeć: nadeszła twoja kolej. Postawiłem wtedy na niego w podstawowym składzie, bo trudno jest zmieniać środkowego obrońcę w trakcie meczu - to duże obciążenie dla zawodnika. W przypadku tak newralgicznej pozycji lepiej wystawić piłkarza od początku spotkania: podbudować go odprawą w szatni i atmosferą wokół meczu - twierdzi Rumak.
Bednarek nie musiał długo czekać na debiut w Kolejorzu. Do akademii poznańskiego klubu dołączył zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej z MSP Szamotuły (natomiast jego pierwszym zespołem był Sokół Kleczew). - Jeszcze kiedy pełniłem rolę asystenta trenera Bakero, bywaliśmy na treningach w Szamotułach, szukając tam młodych zawodników, którzy mogliby trafić do juniorów, a w przyszłości może i do pierwszej drużyny Lecha. Pamiętam, że już wtedy zaczęło się pojawiać nazwisko Bednarek. Wiedzieliśmy, że trzeba się temu utalentowanemu chłopakowi przyglądać i stworzyć mu ścieżkę rozwoju - wspomina Mariusz Rumak.
Starszy brat 21-letniego obrońcy, Filip, jest bramkarzem holenderskiego De Graafschap. Co ciekawe, młodzieżowy reprezentant Polski początkowo również próbował swoich sił w grze między słupkami.- Pierwszy kontakt z Jasiem miałem przy okazji jego występów w reprezentacji województwa rocznika 1996. Pamiętam, że na konsultację kadry przyjechał jako bramkarz - mówi trener Kniat. - Od samego początku miałem o Bednarku jak najlepsze zdanie. To bardzo inteligentny młody chłopak. Od dziecka był dobrze prowadzony w domu, ma bardzo świadomych rodziców, którzy nigdy nie popadali w zachwyt nad synem, tylko rozsądnie kierowali jego piłkarskim życiem.
Przez Euro do Europy
Euro U-21 pod wieloma względami będzie bardzo ważną imprezą. Także w kwestii ewentualnych transferów, bo na trybunach polskich stadionów pojawią się wysłannicy dziesiątek europejskich klubów. Trudno wyobrazić sobie lepsze okno wystawowe dla młodych piłkarzy.- Kluczowe będzie to, jak na turnieju zagra cała reprezentacja. Jeśli drużyna osiągnie sukces, poszczególni piłkarze zostaną zauważeni w Europie - twierdzi Rumak. - Bednarek, Kędziora i Kownacki są gotowi na zagraniczny transfer. Pamiętajmy, że z Polski wyjeżdża się na Zachód do 23 roku życia. Później zostaje już tylko kierunek południowy albo wschodni.
- Jeśli jako trener, który z nimi współpracował, miałbym dzisiaj oceniać ich szanse na powodzenie w zagranicznym klubie, to największe daję Jankowi - przyznaje Kniat.
- W prywatnych rozmowach z Dawidem doszliśmy do wniosku, że odpowiednim wyborem dla niego byłaby na przykład Hiszpania, może Włochy. Jednak z drugiej strony uważam, że jeśli zostałby w Lechu jeszcze na rok, to na pewno by mu nie zaszkodziło - twierdzi z kolei Tomaszewski.