Gramy jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - rozmowa z Pawłem Wasilewskim, piłkarzem Stali Stalowa Wola

Jak na razie Paweł Wasilewski nie dostaje wielu szans na grę w składzie Stali Stalowa Wola. Jak podkreślił piłkarz przyczyną tego jest to, że po rozpadzie Kmity Zabierzów musiał trenować indywidualnie i szukać klubu. Dlatego też, jeszcze przez jakiś czas musi pozostać graczem rezerwowym.

Kamil Górniak: Jak oceni pan sobotni pojedynek Stalówki z Flotą?

Paweł Wasilewski: Udało się nam strzelić bramkę jako pierwsi. W szatni przed tą potyczką mówiliśmy, że jeden gol może zadecydować o wyniku tej konfrontacji. Flota jest to zespół, który dobrze został przygotowany pod względem fizycznym do sezonu. Udało się nam utrzymać to jednobramkowe prowadzenie przy tak grających graczach gości, którzy przez całe spotkania biegali dużo po boisku.

Na boisko pojawił się pan po przerwie zastępując Grzegorza Kmiecika i widać było, że znaczeni lepiej prezentuje się pan na murawie.

- Czy lepiej to ciężko powiedzieć. Chciałem się pokazać, ponieważ w Stali jest duża rywalizacja o miejsce w wyjściowej jedenastce. Sądzę, że Grzegorz Kmiecik wcale nie zagrał tak źle, a może po prostu nie trafił z formą w tym dniu. Trener dał mi szansę i chciałem się pokazać z jak najlepszej strony.

Do Stali trafił pan właściwie w ostatniej chwili.

- Zgadza się. Do Stalowej Woli przyszedłem bodajże cztery dni przed zamknięciem okienka transferowego. Namawiał mnie bardzo trener Łach, a miałem jeszcze jedną ofertę. Chciałem się teraz za to odwdzięczyć, że mogę tutaj grać.

Miał pan oferty z KSZO i Resovii. Był pan na testach w Ostrowcu i co się stało, że tam pan nie został?

- Zgadza się. To inna bajka. Byłem już praktycznie dogadany we wszystkich sprawach, ale wtedy pan Zdzisław Kapka powiedział, że nie szuka napastnika. Potem jak podpisałem w Stalowej Woli, to zadzwonił do mnie i stwierdził, że kontrakt już na mnie w Ostrowcu czeka.

Czy Flota was czymś zaskoczyła w tym meczu?

- Dużo wiedzieliśmy o Flocie. Wiedzieliśmy, że oni nie odpuszczą i będą biegać przez całe 90 minut. To się potwierdziło nawet w taką pogodę jak była w sobotę, gdzie ciężko się nawet oddychało. Walczyli do ostatniej minuty. Flota już utrzymanie praktycznie ma, o awans chyba raczej nie grają, ale pewnie grają o premie, mają ambicje. Pokazali to na boisku walcząc do ostatniej sekundy.

Początek macie bardzo dobry. Siedem oczek z zespołami z czołówki.

- Tak, ale to dopiero trzy pojedynki. Trener mówił, że teraz ten miesiąc jest taki przełomowy. W ciągu dwóch tygodni rozegramy pięć spotkań. Mamy mecze z beniaminkami i z tych pięciu potyczek mamy aż trzy z zespołami, z którymi walczymy o utrzymanie. Nie chcemy grać w barażach tylko jak najszybciej zapewnić sobie pozostanie w lidze.

Kadra Stali jest szeroka i wyrównana, więc trener będzie mógł w razie potrzeby zmieniać skład i gra Stalówki na tym nie ucierpi.

- Trener Łach jest w końcu zadowolony, bo ma komfort pracy. Ja nie wiem jak było wcześniej, ale chłopaki mówili, że w poprzedniej rundzie, to na mecze wyjazdowe jeździło 13-14 piłkarzy. Dla nas też jest to dobre rozwiązanie, bo każdy walczy, chce się pokazać, a szkoleniowiec ma ból głowy.

Odpowiada panu system preferowany przez trener Łacha z grą z jednym napastnikiem?

- Wszyscy widzą jak ta gra wygląda, jeśli jest tylko jeden napastnik. Ciężko jest przeciwstawić się czterem obrońcą. Pozostaje tylko przytrzymać piłkę lub ją zgrać. Każdy szkoleniowiec ma swój styl, ale jeśli nasz trener tak stawia, a widać, że na razie są efekty, to chwała mu za to. Nie ma co narzekać, gramy, zdobywamy punkty i z tego powodu są wszyscy zadowoleni.

Bardzo ofensywnie jest nastawiony Konrad Cebula, który bryluje w środkowej formacji.

- To jest wymarzona pozycja dla Konrada. W Kmicie akurat wszyscy trenerzy tego nie widzieli. On za napastnikiem czuje się idealnie. W Zabierzowie grał różnie. Cebula nie ma może dobrych warunków fizycznych, ale potrafi zagrać taką piłkę, która otwiera drogę do bramki, tak jak to było przy podaniu do Uwakwe. W pierwszej kolejce był bohaterem, bo miał dwie asysty i zdobył gola.

Jest pan nowym graczem Stali, ale razem z panem z Kmity przyszło trzech innych zawodników, więc nie czul się pan osamotniony.

- Jak tu przychodziłem, to wiedziałem, że wcześniej chłopaki zostali bardzo dobrze przyjęci. Atmosfera w klubie jest fajna. Wiadomo, że lepiej jest jak przychodzi się do drużyny i zna się kogoś, to łatwiej jest nawiązać kontakt. Wprowadzili mnie koledzy do zespołu i wszyscy zostaliśmy super przyjęci. Atmosfera jest naprawdę dobra, wyniki też osiągamy dobre. Jestem nawet trochę w szoku, że w szatni może być taka super atmosfera.

Mówi się, że dobre stosunki w szatni mają odbicie na grę na boisku.

- Dokładnie tak. Jeden przecież walczy za drugiego, także i trener nas mobilizuje, że gramy dla siebie, żeby się wypromować, pokazać. Chcemy pokazać, że mamy ambicje, gramy jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Pana brat Marcin gra w Anderlechcie Bruksela i jest reprezentantem Polski. Zapewne chciałby pan pójść w ślady starszego brata.

- Moim marzeniem jest gra w ekstraklasie jak i chyba każdego zawodnika. Marcinowi kibicuję, byłem nawet na ostatnim meczu reprezentacji w Kielcach. Niech mu się wiedzie jak najlepiej.

Obrońcy jest znacznie łatwiej się wybić niż napastnikowi, ponieważ od niego wymaga się zdobywania goli.

- Dokładnie. Nawet jak napastnik gra dobrze, ale nie strzela bramek, to każdy jednak patrzy właśnie na ten dorobek strzelecki. Ten typ gracza może na boisku nic nie robić, a zdobędzie gola i będzie bohaterem.

W Hutniku zdobywał pan bramki, był pan jednym z najlepszych strzelców ligi, ale w Kmicie nie było już tak różowo.

- Ja w ogóle byłem wypożyczony właśnie z Kmity do Hutnika. Ale jak wiadomo w Zabierzowie było bardzo ciężko. Był Piotrek Bagnicki, Wojtek Fabianowski, a trener także preferował grę właśnie z jedynym zawodnikiem z przodu. Nas było trzech do jeden pozycji.

W Stalowej Woli jest was czterech.

- Tak, ale dostaje więcej szans niż właśnie w Kmicie. Ja jestem wdzięczny trenerowi, że mnie tu ściągnął. Warunków finansowych tutaj nie mamy rewelacyjnych, ale jednak płace wypłacane są w miarę regularnie. Patrząc teraz na inne zespoły, to tam w dole tabeli są drużyny, które mają problemy finansowe i przed startem rundy nie wiadomo było, czy w ogóle do niej przystąpią. W innych klubach mają zaległości sięgające 2-3 miesięcy, a u nas z tego co mówili chłopaki, to są poślizgi, lecz tylko kilkudniowe.

Czy Stal się utrzyma?

- Zdecydowanie tak. Walczymy na boisku, staramy się, dajemy z siebie wszystko. Nie chcemy grać w barażach, bo wszyscy wiemy jak one wyglądają. Jedna przypadkowo stracona bramka może zaważyć o wszystkim. To jest taka loteria. Chcemy jak najszybciej zapewnić sobie taką ilość punktów, która da nam pewne utrzymanie.

Stalówka już dwa razy z grała w barażach i to z powodzeniem.

- Baraż to baraż. Wygra słabszy zespół na wyjeździe 1:0, a w rewanżu będzie bronił się całą drużyną i wtedy może być różnie.

Chciałby pan pokazać się trenerowi od pierwszych minut z meczu z Dolcanem?

- No pewnie żebym chciał, chociaż ja nie liczyłem na to, że będę grał. Ja do rundy wiosennej przygotowywałem się sam, chodziłem na basen, biegałem. W Kmicie mieliśmy praktycznie tylko trzy tygodnie treningów, a potem powiedzieli nam, że w Zabierzowie nie będzie pierwszej ligi. Sam się musiałem przygotowywać do rozgrywek. Jak tu przyszedłem cztery dni przed końcem okienka, to nawet nie myślałem, że trener na mnie postawi, ponieważ byłoby to nie w porządku wobec innych chłopaków, którzy trenowali cały czas z zespołem. Na treningach staram się pokazywać, bo każdy z nas może nagle wskoczyć do pierwszego składu. Decyzja należy do szkoleniowca.

Komentarze (0)