Marcin Dorna: Myśliciel wśród Hunów

PAP / PAP/Wojciech Pacewicz
PAP / PAP/Wojciech Pacewicz

Kto zobaczył zdenerwowanego Marcina Dornę, musi czuć się jakby ujrzał jednorożca. Ten niespotykanie spokojny człowiek stara się sprostać wygórowanym oczekiwaniom społecznym i awansować do półfinału młodzieżowych mistrzostw Europy.

Kiedyś po wywiadzie z Marcinem Dorną wyjąłem książkę.
- To dla pana, dużo dobrego czytania o piłce - powiedziałem nieśmiało.
- A dziękuję, mam już - odpowiedział.
Gdybym go lepiej znał, musiałbym się bardziej wysilić. Marcin Dorna jest fanatykiem czytania.

Czyta w każdej wolnej chwili. Ma sporo książek. Czasem pożycza, a potem i tak kupuje, by stała na półce. Na wszelki wypadek. Ten intelektualista futbolu, przemiły człowiek i cudowny syn PZPN, właśnie zderzył się z brutalną rzeczywistością boiska, światem Hunów i barbarzyńców. Podważanie jego decyzji przez młodych rezerwowych - Krystiana Bielika i Krzysztofa Piątka - to rzecz rzadko spotykana w piłce. Zwłaszcza młodzieżowej. Wielkie oczekiwania fanów, napompowanych przez Lewandowskiego i spółkę, nie pomagają. I choć Dorna podkreślał wielokrotnie, że presja jest rozwijająca, to z taką chyba jeszcze nie miał do czynienia.

Drużyna Dorny ma jeszcze szansę, ale po obejrzeniu dwóch spotkań, raczej nikt nie łudzi się, że z tej mąki będzie tyle chleba, by wykarmić naród. Zwyciężają słynne polskie "cechy wolicjonalne", rzut na taśmę, desperacja.

39-letni Dorna pochodzi z Poznania, ale od 4 roku życia mieszka w podpoznańskim Zakrzewie, gdzie jego ojciec Wojciech dowodzi Ochotniczą Strażą Pożarną.

ZOBACZ WIDEO ME U-21. Dawid Kownacki: Wszystko zostało wyjaśnione w kręgu drużyny

Trener młodzieżówki pracę zaczynał w znajdującym się ledwie kilka kilometrów od domu, położonym w pobliżu autostrady A2, Dopiewie. W tutejszym GKS-ie grał w piłkę jako środkowy obrońca. Potem przez kilka lat prowadził drużyny młodzieżowe. Stąd trafił do Lecha Poznań, gdzie pracował z drużynami od 10. do 15. roku życia i w tym samym czasie prowadził reprezentację Wielkopolski.

Jego kariera nie była przypadkowa. Sumienny, skrupulatny. Tego drugiego słowa często używa, może w jakiś sposób oddaje ono jego charakter. Taki idealny urzędnik wysokiego szczebla. Do tego kulturalny, nienagannie uczesany. Mąż marzeń. Szczęście miała koleżanka ze studiów. Mają dwie córki - 8- i 6-letnią.

Do tego z poczuciem humoru. Pytany przez dziennikarza "Przeglądu Sportowego" o rozpoznawalność, odpowiada: "No pewnie - doskonale rozpoznaje mnie ekspedientka w sklepie w Zakrzewie, znamy się od wielu lat". Żart rodem z polskiego kabaretu. A Dorna jest fanatykiem kabaretów, czego pewnie kibice nie omieszkają wykorzystać, jeśli nie awansujemy do kolejnej rundy.

A będzie ciężko. Nasi najbliżsi rywale, Anglicy (mecz odbędzie się w czwartek o godz. 20.45), od lat, krok po kroku, robią zmiany w szkoleniu młodzieży. Mają coraz więcej talentów, co widać gołym okiem. Wysyp spodziewany jest za kilka lat.

Za nasz system szkolenia miał odpowiadać m.in. Dorna. Wraz z sześcioma innymi trenerami młodzieży stworzył Narodowy Model Gry. Wymuszony i wyproszony przez dziennikarzy podręcznik do kształcenia młodzieży.

Szkoleniowcy młodzieży, z którymi często rozmawiam, chwalą podręcznik, mówiąc, że choć nie jest to żadna rewolucja, to jednak spory krok do przodu. Niestety trener na razie nie ma pomysłu, jak wprowadzić go w życie. Tak jakby studentom do wykształcenia wystarczyły same książki, nie były potrzebne uniwersytety.

Pytany przez dziennikarzy zwykle odpowiada jakąś dyżurną optymistyczną formułką: "damy radę", "będzie dobrze" i tak dalej. Wyraźnie brakuje mu krytycznego spojrzenia. Zresztą on sam się śmieje, że zarzuca mu się patrzenie na świat przez różowe okulary. Niestety jest to zarzut mocno i dobrze uzasadniony.

Tym bardziej, że ludzie, którzy obserwują zmiany z bliska, widzą, że są one niewielkie. Kursy trenerskie jakie były, takie są. Tyle, że znacznie nowocześniejsze. Nie ma nic rewolucyjnego.

Inna sprawa to wyniki. Na razie największym sukcesem Dorny jest wyjście z grupy i półfinał podczas mistrzostw Europy do lat 17 w Słowenii w 2012 roku. Z tamtej drużyny dużą karierę ma szansę zrobić kilku zawodników. Najlepiej rozwinął się Karol Linetty, ale grali też m.in. Mariusz Stępiński, Dariusz Formella, Sebastian Rudol, Igor Łasicki.

Potem były nieudane eliminacje do mistrzostw Europy do lat 21 w Czechach. Polska przegrała w decydującym meczu z Grecją 1:3, tracąc w ostatnich pięciu minutach dwie bramki. Gdybyśmy mieli te pięć minut, Polska grałaby w turnieju, a tak zagrała Szwecja, która zresztą przywiozła złoty medal z Pragi.

Może gdyby Adam Nawałka nie zabrał Dornie na mecz z Gibraltarem Arkadiusza Milika, młody trener miałby na koncie kolejny sukces. Prawdopodobnie, bo Milik był zdecydowanym numerem 1 w tej drużynie. Podobnie byłoby teraz. Łatwo pomstować na szkoleniowca, wskazując, że wystawił Jakuba Wrąbla zamiast lepszego Bartłomieja Drągowskiego czy będącego w słabej formie Pawła Dawidowicza zamiast uchodzącego za przyszłość naszego futbolu Krystiana Bielika. Ale też trzeba pamiętać, że drużyna Dorny gra bez dwóch najważniejszych zawodników. Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik, piłkarze warci w sumie 50 milionów euro, wynieśliby ten zespół na zupełnie inny poziom.

Teraz trenerowi sporo osób zarzuca, że nie nadaje się do pracy z seniorami. Zwłaszcza po aferze z Bielikiem, który powiedział "Gramy jak trenujemy, a trenujemy słabo". To szpilka w Dornę, którego motto to "Gramy tak, jak trenujemy, trenujemy tak, jak chcemy grać". Powtarza to często jak jakiś członek sekty. Wierzy w to.

To, że drużyna, wbrew szumnym zapowiedziom, będzie miała spore problemy, było oczywiste od początku. I obwinianie Dorny nie jest tu na miejscu. On musi zrobić coś z niczego. To jest smutna prawda, wbrew związkowym zaklęciom. Ostatni raz w mistrzostwach Europy do lat 21 graliśmy w 1994 roku. Od lat 20 Polska zagrała w kategoriach wiekowych do lat 17, 19, 20 i 21 w siedmiu turniejach o mistrzostwo Europy i świata. Na 63, które w tym czasie rozegrano. Wszystkie drużyny prowadziło zaledwie 3 szkoleniowców - Michał Globisz - 3 razy, Andrzej Zamilski i Marcin Dorna - po 2 razy. To chyba mówi wiele o tym, w jakim miejscu jest nasza piłka młodzieżowa.

I tak naprawdę selekcjoner młodzieży, choć nie jest to pozycja medialna, faktycznie jest kimś w rodzaju sapera, który ma wiele żyć. Sytuacja Dorny jest o tyle wyjątkowa, że turniej odbywa się na naszym terenie, przy naszych kibicach i naszych mediach, nie zdających sobie do końca sprawy z ogólnej sytuacji.

Źródło artykułu: