Nasser Al-Khelaifi, prezydent PSG, to były tenisista, który grał na poziomie profesjonalnym w latach 1992-2002. Rywalizował w singlu i deblu, ale nie był wybitnym zawodnikiem. W światowym rankingu ATP zajmował najwyżej 995 miejsce.
Tenis był dla niego ważny w życiu nie ze względu na sukcesy, a jedną istotną znajomość, która przerodziła się w przyjaźń. Będąc nastolatkiem, podczas jednego z turniejów, poznał na korcie 8-letniego wówczas Tamima Al-Thaniego. Ten sam człowiek w 2013 roku został ósmym w historii emirem Kataru, czyli osobą z najsilniejszą pozycją państwie.
Wcześniej, w 2005 roku, szejk Tamin założył spółkę Qatar Sport Investments inwestującą w sport i rozrywkę. Al-Khelaifiego mianował jej prezesem, a kilka lat później państwowa spółka wykupiła 70 procent akcji PSG i tym samym właścicielem klubu ze stolicy Francji został Katar.
Szejków do przejęcia drużyny długo namawiał ówczesny prezydent kraju, Nicolas Sarkozy, wierny kibic zespołu z Parc des Princes. Pewnie wtedy nie spodziewał się, że w przyszłości tamtejsi magnaci wydadzą na jednego piłkarza ponad 200 milionów euro.
ZOBACZ WIDEO Michał Kopczyński: Rywale grali na czas(WIDEO)
Na biednego jednak nie trafiło. Katar jest najbogatszym państwem na świecie, licząc dochód przypadający na jednego mieszkańca. To kraj, któremu najwięcej pieniędzy przynosi wydobycie gazu ziemnego i ropy naftowej. Wartość wszystkich aktywów Qatar Sport Investments wynosi 335 miliardów dolarów.
Al-Khelaifi jest nie tylko prawą ręką Tamina Al-Thaniego, ale również jego krewnym. Pełni także szereg innych funkcji: jest prezesem beIN Media Group (następcy telewizji Al Jazeera Sports), członkiem komitetu organizacyjnego mundialu w Katarze, wiceprezesem azjatyckiej federacji tenisa czy szefem katarskiej federacji tenisowej. Był też ministrem w katarskim rządzie.
Mercedes, nie Volkswagen
Były sportowiec szybko zyskał szacunek we Francji. Jego zespół wygrał Ligue 1 cztery razy z rzędu, a dziennik L'Equipe w 2016 roku uznał go za najpotężniejszego faceta w tamtejszym futbolu, ważniejszego chociażby od legendy Zinedine'a Zidane'a. Działaniom Katarczyków przygląda się polski biznesmen, właściciel klubu FC Nantes, Waldemar Kita. Al-Khelaifiego poznał prywatnie i nie widzi problemu w tym, że wicemistrz kraju przeznacza na transfery ogromne pieniądze.
- Nasser to "robotnik", wykonuje polecenia przełożonego, dlaczego wszyscy go krytykują? - irytuje się Kita. I tłumaczy strukturę funkcjonowania PSG. - Klubem zarządza państwo, które nie zna granic. Są w stanie wydać tyle, ile chcą, bez kalkulacji. To ludzie mający wielkie ambicje, pragnący wygrać wszystko. Denerwują mnie opinie, że kupienie Neymara za taką kwotę jest nieetyczne. A dlaczego niby? Mając na koncie sporo pieniędzy wybierzemy mercedesa czy starego volkswagena? - pyta retorycznie Polak.
Środowisko jest oburzone brawurowym stylem PSG i zarzuca jej prezesom łamanie zasad Finansowego Fair Play. Wprowadzono je w 2011 roku po to, by zapobiec nadmiernemu zadłużeniu się klubów. Przychody drużyn kontrolowane są przez UEFA i analizowane za okres ostatnich trzech lat. Według idei prezesi mogą wydawać średnio kilka milionów więcej, niż zarobili. To jednak reguły oderwane od rzeczywistości, spisane tylko na papierze.
Michał Listkiewicz, delegat UEFA, tylko wzdycha.
- To pomysł utopijny, jest po prostu fikcją. Wiadomo, że żadna kara finansowa nie jest w stanie przestraszyć PSG. Ewentualnie zakaz transferowy, ale najpierw trzeba go nałożyć - komentuje.
Kibice pójdą na piłkę amatorską
Doszło do tego, że z PSG chciał walczyć nawet prezes La Liga, Javier Tebas. Hiszpan zagroził klubowi pozwaniem do UEFA, jeżeli ten złamie przepis Finansowego Fair Play.
Listkiewicz raczej nie wróży mu sukcesu. - Pan Javier nie jest dla UEFA partnerem do rozmów. Piłkę hiszpańską reprezentuje federacja - tłumaczy.
Były sędzia zastanawia się, do czego taka rozrzutność może doprowadzić. - To wszystko poszło za daleko. Piłka robi się powoli zabawą dla bogaczy. To sport dla zwykłych ludzi, dlatego dla wielu jest to bulwersujące. Jasne, George Clooney otrzyma większą gażę za rolę niż przeciętny aktor, ale są jakieś granice - odpowiada.
Katarczycy już przez pierwsze półtora roku wydali na zbudowanie nowej drużyny 215 mln euro. Najdroższym zawodnikiem kupionym przez klub był dotąd Edinson Cavani, jednak za znacznie niższą kwotę - 63 mln euro. Roczny budżet paryżan szacowany jest na 500 mln euro.
Kita złości się, że kibice zaglądają Katarczykom do portfela. - Na ich działaniach zyskuje cała liga, podnosi się jej poziom, zainteresowanie rozgrywkami. Sprowadzenie Neymara do Paryża przyciągnie wielu jego kibiców z Barcelony - zauważa.
I faktycznie, zyska liga, ale i państwo. Francuski urząd skarbowy za pięć lat gry Neymara w Paryżu ma zarobić 300 mln euro.
- Dla mnie Finansowe Fair Play to najgłupsza rzecz na świecie. Zarabiają, to wydają, przecież nie kradną - dopowiada właściciel FC Nantes.
Listkiewicz odbija piłeczkę. - Nie zgadzam się. To tak, jakby bokser wagi ciężkiej walczył z pięściarzem wagi lekkiej. Niech sobie w takim razie stworzą własną ligę, dla bogaczy - odpowiada były prezes związku.
I podaje przykład, jak taki problem kominów płacowych rozwiązano w NBA. - W tej lidze prezesi są dogadani, że nie przekroczą pewnych kwot na pensje. W Europie były próby, ale nie wypaliły. Tu każdy myśli o sobie, jest pazerny. Transfer Neymara to precedens. Jak tak dalej pójdzie, to kibice zaczną chodzić na mecze drużyn amatorskich, w poszukiwaniu "normalności". Ja też będę w tym gronie - kończy Listkiewicz.
Neymar trafił do FC Barcelona z Santosu w lipcu 2013 roku. Kosztował wtedy 88,2 mln euro. Z PSG podpisał 5-letnią umowę. We francuskim klubie zarobi rocznie 45 mln euro brutto.
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
Żaden, powtarzam: żaden kibic Blaugrany nie "pójdzie" za Neymarem !!!
Kibice Barcy (w tym i ja) kibicują zespołowi, a nie posz Czytaj całość